My już w domu po zabiegu.
Bałam się tego, że nie ma Eli (na urlopie) i słusznie.
Misia oddałam w południe na zabieg, odebrałam ok. 17.oo po pracy.
Siedział bidulek jeszcze nie do końca wybudzony, na osikanym podkładzie po pachy, zimny
Wymieniłyśmy z panią Ewą (technik) podkład. Chciałyśmy wyjąć wenflon. Łapka była trochę pokrwawiona (nigdy wcześniej się tak nie zdarzało) ale wenflonu nie było. Umyła łapkę i zabrałam Misia do domu okrytego kocykiem.
W domu wsadziłam do klatki, patrzę, a na drugiej łapce wenflon i to na dokładkę niezabezpieczony .
No to w auto i do apteki po gaziki i plaster. Wyjęłam, zakleiłam choć nawet nie krwawiło. Misiek wściekły. Został okryty spać w klatce. Coś chyba musiało się wydarzyć, bo nigdy wcześniej się tak nie zdarzało. Może sobie wyrwał kroplówkę... tego mi przecież nikt nie powie.
Jakiekolwiek zabiegi z kotami dopóki Ela nie wróci wstrzymuję.
Misiu bardzo biedny i sponiewierany
Dostaliśmy zastrzyki na kolejne 6 dni i będziemy pilnować jak się goi.
Zły stan pyszczka wynikał bardziej z parodontozy niż zębów, bo wyrwali tylko jednego.
Nie wiem, co z Cincią. Nie mam wiadomości z pierwszej ręki, bo ja z tymi lekarzami się nie kontaktuję. Tak jest lepiej dla obu stron
Nie ma wyników badań krwi. Tzn pewnie są, ale pan dr nie ma czasu rozmawiać. Pani z recepcji tylko stwierdziła, że nie chce jeść. Dlaczego mnie to nie dziwi ? Jest przerażona, podejście do zwierząt tam pozostawia wiele do życzenia. Jak mówiłam odwożąc ją, że nie je nic oprócz surowego mięsa to patrzyli na mnie, jak na wariata z politowaniem, ale taka jest rzeczywistość. Na razie na kroplówkach.
A ja nie mam na nic wpływu. Nawet jak nie zdążą jej tam zaleczyć na śmierć, to umrze wcześniej czy później z głodu i strachu. W lecznicy musi siedzieć do zaszczepienia, bo inaczej do kociarni jej nie wezmą, zresztą też do klatki.
Nie wyobrażam sobie zaszczepić tego kota, a jeśli to zrobią to ją zabiją.
Więc zaczęła mi po głowie chodzić myśl, żeby jak najwcześniej się da zabrać ją stamtąd do domu.
Wiem, że to przynoszenie kolejnego kota, być może śmiertelnie chorego, ale tylko ta kobieta o nią zadba jak należy, kotka ją zna, ufa jej. Nawet jakbym ją miała przynieść czekając tylko na śmierć, to niech będzie pod dobrą opieką, a nie sama w lecznicowej klatce, gdzie nie ma nikogo, przychodzą tylko krzywdzić (w mniemaniu kota) a przychodząc któregoś ranka zastaną trupa
Nie wiem co mam wymyślić. I tak źle, i tak niedobrze