Głucha znajdka - pierwsze dni w nowym domu, POMOŻECIE? :)

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Wto wrz 18, 2018 7:20 Re: Głucha znajdka - pierwsze dni w nowym domu, POMOŻECIE? :

Jeden kot powoduje następne :)
We dwa im razniej i w ogole.
Mysmy mieli Mopika, jednego, przez 8 lat, a potem pojawil sie okolo roczny Kropek (wyrzucony przez poprzedniego wlasciciela, i ja go rozumiem, bo kot drze morde KAZDEJ nocy. KAZDEJ!), a ostatnio przybyla jeszcze Kicia, podworkowa weteranka (z 8 lat ma), ktora teoretycznie trafila do nas na tymczas po zabiegu operacyjnym (zabki) i jak mozna sie domyslec, zostala.

Mopik, choc poczatkowo zachwycony nie byl, pogodzil sie z towarzystem innych kotow, i nawet mu to dobrze zrobilo - raz, ze czasem sie z Kropkiem pogania, a dwa ze pomoglo mu na problemy behawioralne (sikal poza kuweta) - po pojawieniu sie innych kotow robi to duzo, duzo mniej, bo trzeba przeciez w kuwetach konkurencje podsikac. Juz tylko z tego powodu bylo warto, bo przez ostatnie 5 lat mielismy z nim Sajgon - na 10 sikow 8 poza kuweta (teraz proporcja jest odwrotna i to jest naprawde duza ulga dla nas).

PS. Kropek jest totalnym miziakiem (dlatego go wzielismy z ulicy, bo podchodzil i sie intentsywnie lasil do kazdego i balismy sie, ze ktos takiego slodziaka skrzywdzi w koncu(*)), a Mopik w mlodosci byl dosc wredny (problemy z kontrola agresji) ale z wiekiem mu sie odmienilo i jest to teraz bardzo poczciwy kot. Krotko mowiac - nie sa grozne, wprost przeciwnie.

W efekcie mam 3 koty, nie ma moze miedzy nimi wielkiej milosci ale zyja zgodnie i wygladaja na szczesliwe.

(*) ale charakterek to ma, ma byc tak jak on chce albo sie obraza i idzie, pofukujac pod nosem ze zlosci.
Ostatnio edytowano Wto wrz 18, 2018 7:58 przez Lifter, łącznie edytowano 2 razy
Obrazek


Ludzie, którzy nie lubią kotów, w poprzednim życiu musieli być myszami.

Lifter

Avatar użytkownika
 
Posty: 4386
Od: Pt sie 09, 2013 10:47
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto wrz 18, 2018 7:31 Re: Głucha znajdka - pierwsze dni w nowym domu, POMOŻECIE? :

Hm... my w ogóle zaczęliśmy inaczej niż wszyscy.

Chcieliśmy adoptować od razu dwupak co by im raźniej było. Z dwupaku zrobił się czteropak od razu :strach: :strach: :strach: i po dwóch tygodniach zostaliśmy jeszcze DT dla jednej kotki, więc w dwa tygodnie zrobiło się 5 kotów... :strach: :strach: :strach:
A potem to już poleciało...
ser_Kociątko
 

Post » Wto wrz 18, 2018 18:47 Re: Głucha znajdka - pierwsze dni w nowym domu, POMOŻECIE? :

Myśmy adoptowali dwa, bo podniecała nas wizja, jak to się będą ze sobą bawić, tulić się do siebie i w ogóle, o rany... Chała z tego wyszła, bo, choć rodzeństwo, to każde sobie.

Trzeci egzemplarz tymczasowaliśmy. Namiętnie. Miał być zdrowy, zachorzał, dwa miechy leczyliśmy zapalenie płuc. Siedział w łazience, aż w końcu tak się zasiedział, że został.
Matka Pasztetowa

Vi

 
Posty: 646
Od: Sob sty 22, 2005 23:31
Lokalizacja: Piaseczno

Post » Śro wrz 19, 2018 21:41 Re: Głucha znajdka - pierwsze dni w nowym domu, POMOŻECIE? :

kaarolina1 - bo z kotami jak z chipsami, nigdy nie kończy się na jednym :mrgreen:
Z obecnej ekipy pierwsza była Miśka, wzięta jako 8 tyg kocię - została ostatnia z miotu, a jej "właściciele" następnego dnia wyjeżdżali na wczasy. No a ja zawsze marzyłam o rudym kocie. Miałam wtedy jeszcze Kocura [*], kota nad koty, takiego co się ma jedynego w całym życiu. Kocur odszedł na nowotwór (miał tylko 6 lat), jak Miśka miała dwa. Jego śmierć tak nami wstrząsnęła, że długo się wzbraniałam przed drugim kotem. Dopiero po kolejnych dwoch - zobaczyłam na FB kocię, bardzo podobne do Kocura. Pokazałam TŻtowi i po kilku tyg Gucio był u nas (został znaleziony na poznańskim blokowisku jako 8 tyg kocię, ewidentnie domowe, "wystawione za drzwi". Do nas trafił w wieku 12 tyg.
Niestety, Miśka nie potrafiła zaakceptować żywiołowego malucha, zamiast dać matczynego gryza, to spindalała przed gowniarzem, ile sił w łapach. Z czasem jakoś poukładali relacje, ale miałam dwóch jedynaków. I znów po dwóch latach pojawił się Pietruszka. Znikąd, doslownie. Dorosły, wykastrowany kocurek, domowy, ale jednocześnie strasznie domu się bojący, i na pewno nie stąd. Bo my mieszkamy na obrzeżach lotniska, na ktorym stacjonują F-16. Miśka i Gucio mają samoloty i ich hałas przy starcie dokładnie w podogoniu, Pitek do tej pory wbija się pod zlewozmywak. Pitek pojawił się w bardzo mroźnym końcu zimy 2013. Siedział na parapecie i skrobał w szyby, przy -20 st. Na ganku miział się, strzelał baranki - wniesiony do domu - "fruwał" po ścianach ze strachu, krzycząc i sikając pod siebie. No więc karmiłam po kokardy i czekałam. Spać miał gdzie, bo u sąsiadów jest stary namiot foliowy, taka rupieciarnia z fotelami, starymi poduchami. A Gucio był przeszczęśliwy - wreszcie miał z kim się ganiać i uprawiać zapasy.
Zima skończyła się nagle (tak jak w tym roku), i od razu bardzo ciepło. A jak ciepło, to drzwi na ogród otwarte. No i Gucio wciągnął kumpla do domu. Pamiętam - poszłam do pracy na nockę i dostałam smsa od TŻta - Piotrek śpi ze mną w łóżku. Po prostu wszedł, poszedł do kuchni się najeść i wlazł do łóżka. To kot bardzo skomplikowany, nadal ma dużo takich "schiz".
A rok później pojawiła się Menda. Tzn ja ją znałam, ma tak charakterystyczną urodę. Czasem przychodziła na sąsiednią działkę, taka śliczna, malutka, z różową obróżką z kryształkami. Ale wiosną 2014 zaczęłą pojawiać się częściej. Siedziałam wtedy w domu, ze złamaną ręką, a ona zakradała się po cichu, nabierała pełen pysio chrupek i uciekała. No i zaczęła tyć :strach: . Przeprowadziłam śledztwo, czyj to kot, tu mieszka sporo starszych ludzi, chciałam pomóc w sterylce. Zanim się dowiedziałam - złamałam rękę po raz drugi i wylądowałam w szpitalu na operacji. Jak wróciłam, Menda już była szczuplutka. Kocięta przyprowadziła po raz pierwszy jak miały ok 6 tyg, jeszcze łapki im się plątały i były kompletnie dzikie. Wtedy już wiedziałam, że jej "pańcie" - matka z dwunastoletnią córką, wyprowadziły się, kotka została z "wujkiem", drobnym pijaczkiem. Gościu przy świadkach zrzekł się całego towarzystwa na moją rzecz, a Menda przeprowadziła się czwórką maluchów na moje podwórko jakiś tydzień później. No to karmiłam całę towarzystwo, mimo to małe nie dawały się oswoić. Więc z pomocą grona zaprzyjaźnionych osób, jak maluchy miały ok 13 tyg, nastąpiła wielka akcja. Wpierw Menda została wpakowana do kennelowej klatki w garażu, potem maluchy wyłapane na klatkę - łapkę ( jedna klatka od forumowej Dalii, druga od jerzykowki). Następnego dnia - maluchy na socjalizację do jeszcze innej dziewczyny z forum - Anieli( dotransportowane przez kolejną koleżankę - Kotkinsa - rany, jak nam się koncertowo osrały w transporterze, śmierdziało całe auto). No a Menda na sterylkę...Kocięta zostały zaszczepione i odrobaczone dzięki pomocy jednej z poznańskich fundacji, Mendy sterylkę opłaciła inna fundacja, kocięta w Dt sponsorowała grupa osób skupiona na małym prywatnym forum . Sama nie dałabym rady, Anieli tez nie - te potwory pochłaniały ponad kg mięsa dziennie + puszki + chrupki.
Anieli wyprowadziła kociaki na koty, wszystkie znalazły domy (już po kastracjach), Menda została u mnie. Ogłaszałam ją do adopcji, ale zainteresowanie było zerowe.
No i mam teraz towarzystwo wesołe - Miśka jest królową, a królowa może być tylko jedna. Niestety Menda tak nie uważa, usiłuje królową zdetronizować - syki i machania łapami są często. Mycha, zaatakowana musi się odstresować, więc wali na odlew Pietrusia, którego szczerze nie cierpi i gnębi. Co widząc Gucio zaczyna gonić Mychę - bo to wielki kot o bardzo małym rozumku i WSZELKIE akcje międzykocie uważa za zabawę.
Generalnie wszyscy żyją w jakiejś symbiozie, zdarza się cała czwórka na jednej kołdrze ( a pod tą kołdrą ja, śpiąca po nocce. Moja waga 44 kg, waga kotów na mnie leżących ponad 20 :mrgreen: )

Sorry - masz teraz moje koty i wątki "skompresowane", czyli w pigułce

izka53

Avatar użytkownika
 
Posty: 15035
Od: Śro wrz 29, 2010 13:54
Lokalizacja: Poznań

Post » Czw wrz 20, 2018 23:13 Re: Głucha znajdka - pierwsze dni w nowym domu, POMOŻECIE? :

izka53 pisze:kaarolina1 - bo z kotami jak z chipsami, nigdy nie kończy się na jednym :mrgreen:
Z obecnej ekipy pierwsza była Miśka, wzięta jako 8 tyg kocię - została ostatnia z miotu, a jej "właściciele" następnego dnia wyjeżdżali na wczasy. No a ja zawsze marzyłam o rudym kocie. Miałam wtedy jeszcze Kocura [*], kota nad koty, takiego co się ma jedynego w całym życiu. Kocur odszedł na nowotwór (miał tylko 6 lat), jak Miśka miała dwa. Jego śmierć tak nami wstrząsnęła, że długo się wzbraniałam przed drugim kotem. Dopiero po kolejnych dwoch - zobaczyłam na FB kocię, bardzo podobne do Kocura. Pokazałam TŻtowi i po kilku tyg Gucio był u nas (został znaleziony na poznańskim blokowisku jako 8 tyg kocię, ewidentnie domowe, "wystawione za drzwi". Do nas trafił w wieku 12 tyg.
Niestety, Miśka nie potrafiła zaakceptować żywiołowego malucha, zamiast dać matczynego gryza, to spindalała przed gowniarzem, ile sił w łapach. Z czasem jakoś poukładali relacje, ale miałam dwóch jedynaków. I znów po dwóch latach pojawił się Pietruszka. Znikąd, doslownie. Dorosły, wykastrowany kocurek, domowy, ale jednocześnie strasznie domu się bojący, i na pewno nie stąd. Bo my mieszkamy na obrzeżach lotniska, na ktorym stacjonują F-16. Miśka i Gucio mają samoloty i ich hałas przy starcie dokładnie w podogoniu, Pitek do tej pory wbija się pod zlewozmywak. Pitek pojawił się w bardzo mroźnym końcu zimy 2013. Siedział na parapecie i skrobał w szyby, przy -20 st. Na ganku miział się, strzelał baranki - wniesiony do domu - "fruwał" po ścianach ze strachu, krzycząc i sikając pod siebie. No więc karmiłam po kokardy i czekałam. Spać miał gdzie, bo u sąsiadów jest stary namiot foliowy, taka rupieciarnia z fotelami, starymi poduchami. A Gucio był przeszczęśliwy - wreszcie miał z kim się ganiać i uprawiać zapasy.
Zima skończyła się nagle (tak jak w tym roku), i od razu bardzo ciepło. A jak ciepło, to drzwi na ogród otwarte. No i Gucio wciągnął kumpla do domu. Pamiętam - poszłam do pracy na nockę i dostałam smsa od TŻta - Piotrek śpi ze mną w łóżku. Po prostu wszedł, poszedł do kuchni się najeść i wlazł do łóżka. To kot bardzo skomplikowany, nadal ma dużo takich "schiz".
A rok później pojawiła się Menda. Tzn ja ją znałam, ma tak charakterystyczną urodę. Czasem przychodziła na sąsiednią działkę, taka śliczna, malutka, z różową obróżką z kryształkami. Ale wiosną 2014 zaczęłą pojawiać się częściej. Siedziałam wtedy w domu, ze złamaną ręką, a ona zakradała się po cichu, nabierała pełen pysio chrupek i uciekała. No i zaczęła tyć :strach: . Przeprowadziłam śledztwo, czyj to kot, tu mieszka sporo starszych ludzi, chciałam pomóc w sterylce. Zanim się dowiedziałam - złamałam rękę po raz drugi i wylądowałam w szpitalu na operacji. Jak wróciłam, Menda już była szczuplutka. Kocięta przyprowadziła po raz pierwszy jak miały ok 6 tyg, jeszcze łapki im się plątały i były kompletnie dzikie. Wtedy już wiedziałam, że jej "pańcie" - matka z dwunastoletnią córką, wyprowadziły się, kotka została z "wujkiem", drobnym pijaczkiem. Gościu przy świadkach zrzekł się całego towarzystwa na moją rzecz, a Menda przeprowadziła się czwórką maluchów na moje podwórko jakiś tydzień później. No to karmiłam całę towarzystwo, mimo to małe nie dawały się oswoić. Więc z pomocą grona zaprzyjaźnionych osób, jak maluchy miały ok 13 tyg, nastąpiła wielka akcja. Wpierw Menda została wpakowana do kennelowej klatki w garażu, potem maluchy wyłapane na klatkę - łapkę ( jedna klatka od forumowej Dalii, druga od jerzykowki). Następnego dnia - maluchy na socjalizację do jeszcze innej dziewczyny z forum - Anieli( dotransportowane przez kolejną koleżankę - Kotkinsa - rany, jak nam się koncertowo osrały w transporterze, śmierdziało całe auto). No a Menda na sterylkę...Kocięta zostały zaszczepione i odrobaczone dzięki pomocy jednej z poznańskich fundacji, Mendy sterylkę opłaciła inna fundacja, kocięta w Dt sponsorowała grupa osób skupiona na małym prywatnym forum . Sama nie dałabym rady, Anieli tez nie - te potwory pochłaniały ponad kg mięsa dziennie + puszki + chrupki.
Anieli wyprowadziła kociaki na koty, wszystkie znalazły domy (już po kastracjach), Menda została u mnie. Ogłaszałam ją do adopcji, ale zainteresowanie było zerowe.
No i mam teraz towarzystwo wesołe - Miśka jest królową, a królowa może być tylko jedna. Niestety Menda tak nie uważa, usiłuje królową zdetronizować - syki i machania łapami są często. Mycha, zaatakowana musi się odstresować, więc wali na odlew Pietrusia, którego szczerze nie cierpi i gnębi. Co widząc Gucio zaczyna gonić Mychę - bo to wielki kot o bardzo małym rozumku i WSZELKIE akcje międzykocie uważa za zabawę.
Generalnie wszyscy żyją w jakiejś symbiozie, zdarza się cała czwórka na jednej kołdrze ( a pod tą kołdrą ja, śpiąca po nocce. Moja waga 44 kg, waga kotów na mnie leżących ponad 20 :mrgreen: )

Sorry - masz teraz moje koty i wątki "skompresowane", czyli w pigułce




Ale super się czytało :201461 :201461 :201461 jednym tchem! Jesteś niesamowitą osobą... Taki dom pełen kocich awantur i zabaw musi być super :kotek: :1luvu: i to niezwykłe, że tak tutaj na forum się angażujecie, nie tylko doradzając, ale też pomagając sobie w "prawdziwym" życiu :201494 bardzo Was podziwiam!

kaarolina1

 
Posty: 537
Od: Śro sie 01, 2018 14:47

Post » Czw wrz 20, 2018 23:17 Re: Głucha znajdka - pierwsze dni w nowym domu, POMOŻECIE? :

Lifter pisze:Jeden kot powoduje następne :)
We dwa im razniej i w ogole.
Mysmy mieli Mopika, jednego, przez 8 lat, a potem pojawil sie okolo roczny Kropek (wyrzucony przez poprzedniego wlasciciela, i ja go rozumiem, bo kot drze morde KAZDEJ nocy. KAZDEJ!), a ostatnio przybyla jeszcze Kicia, podworkowa weteranka (z 8 lat ma), ktora teoretycznie trafila do nas na tymczas po zabiegu operacyjnym (zabki) i jak mozna sie domyslec, zostala.

Mopik, choc poczatkowo zachwycony nie byl, pogodzil sie z towarzystem innych kotow, i nawet mu to dobrze zrobilo - raz, ze czasem sie z Kropkiem pogania, a dwa ze pomoglo mu na problemy behawioralne (sikal poza kuweta) - po pojawieniu sie innych kotow robi to duzo, duzo mniej, bo trzeba przeciez w kuwetach konkurencje podsikac. Juz tylko z tego powodu bylo warto, bo przez ostatnie 5 lat mielismy z nim Sajgon - na 10 sikow 8 poza kuweta (teraz proporcja jest odwrotna i to jest naprawde duza ulga dla nas).

PS. Kropek jest totalnym miziakiem (dlatego go wzielismy z ulicy, bo podchodzil i sie intentsywnie lasil do kazdego i balismy sie, ze ktos takiego slodziaka skrzywdzi w koncu(*)), a Mopik w mlodosci byl dosc wredny (problemy z kontrola agresji) ale z wiekiem mu sie odmienilo i jest to teraz bardzo poczciwy kot. Krotko mowiac - nie sa grozne, wprost przeciwnie.

W efekcie mam 3 koty, nie ma moze miedzy nimi wielkiej milosci ale zyja zgodnie i wygladaja na szczesliwe.

(*) ale charakterek to ma, ma byc tak jak on chce albo sie obraza i idzie, pofukujac pod nosem ze zlosci.


Kotki pasują do siebie kolorystycznie :1luvu: :1luvu: :1luvu:

:201461 za te znoszenie wrzasków Kropka powinno się Wam zbudować pomnik! budzicie się jeszcze, czy już tak się przyzwyczailiście, że nie reagujecie?

kaarolina1

 
Posty: 537
Od: Śro sie 01, 2018 14:47

Post » Czw wrz 20, 2018 23:19 Re: Głucha znajdka - pierwsze dni w nowym domu, POMOŻECIE? :

ser_Kociątko pisze:Hm... my w ogóle zaczęliśmy inaczej niż wszyscy.

Chcieliśmy adoptować od razu dwupak co by im raźniej było. Z dwupaku zrobił się czteropak od razu :strach: :strach: :strach: i po dwóch tygodniach zostaliśmy jeszcze DT dla jednej kotki, więc w dwa tygodnie zrobiło się 5 kotów... :strach: :strach: :strach:
A potem to już poleciało...



hahaha, Wy od razu poszliście na całość :201461 :1luvu:

kaarolina1

 
Posty: 537
Od: Śro sie 01, 2018 14:47

Post » Czw wrz 20, 2018 23:27 Re: Głucha znajdka - pierwsze dni w nowym domu, POMOŻECIE? :

Vi pisze:Myśmy adoptowali dwa, bo podniecała nas wizja, jak to się będą ze sobą bawić, tulić się do siebie i w ogóle, o rany... Chała z tego wyszła, bo, choć rodzeństwo, to każde sobie.

Trzeci egzemplarz tymczasowaliśmy. Namiętnie. Miał być zdrowy, zachorzał, dwa miechy leczyliśmy zapalenie płuc. Siedział w łazience, aż w końcu tak się zasiedział, że został.



Vi- a ile lat mają Twoje kotki?
Pasztet to ten trzeci? :)
Wszystkie Twoje koty są na P :201494 super pomysł

kaarolina1

 
Posty: 537
Od: Śro sie 01, 2018 14:47

Post » Czw wrz 20, 2018 23:27 Re: Głucha znajdka - pierwsze dni w nowym domu, POMOŻECIE? :

Obrazek Obrazek
Ostatnio edytowano Czw wrz 20, 2018 23:34 przez kaarolina1, łącznie edytowano 1 raz

kaarolina1

 
Posty: 537
Od: Śro sie 01, 2018 14:47

Post » Czw wrz 20, 2018 23:33 Re: Głucha znajdka - pierwsze dni w nowym domu, POMOŻECIE? :

Obrazek

BÓJKA !

kaarolina1

 
Posty: 537
Od: Śro sie 01, 2018 14:47

Post » Pt wrz 21, 2018 10:40 Re: Głucha znajdka - pierwsze dni w nowym domu, POMOŻECIE? :

kaarolina1 pisze:Obrazek

BÓJKA !


:ryk: :ryk: :ryk: :ryk:
świetne ujęcie

izka53

Avatar użytkownika
 
Posty: 15035
Od: Śro wrz 29, 2010 13:54
Lokalizacja: Poznań

Post » Pt wrz 21, 2018 10:48 Re: Głucha znajdka - pierwsze dni w nowym domu, POMOŻECIE? :

Korek robi się pulchny ;)
Obrazek*Obrazek*Obrazek*

Stomachari

 
Posty: 10637
Od: Sob kwi 16, 2016 21:29
Lokalizacja: Nieopodal Sochaczewa.

Post » Pt wrz 21, 2018 11:16 Re: Głucha znajdka - pierwsze dni w nowym domu, POMOŻECIE? :

Stomachari pisze:Korek robi się pulchny ;)


to chyba jeszcze taka dziecięca pulchność. Za dwa - trzy mies będzie etap "sznurkowatego" nastolatka.

izka53

Avatar użytkownika
 
Posty: 15035
Od: Śro wrz 29, 2010 13:54
Lokalizacja: Poznań

Post » Pt wrz 21, 2018 12:35 Re: Głucha znajdka - pierwsze dni w nowym domu, POMOŻECIE? :

On już jest sznurkowaty :) u Koreczka ta pulchność jest tylko po obiadku jak zwinie się do spania - i wtedy jest taka kluseczka do schrupania :1luvu:
Obrazek

kaarolina1

 
Posty: 537
Od: Śro sie 01, 2018 14:47

Post » Pt wrz 21, 2018 12:38 Re: Głucha znajdka - pierwsze dni w nowym domu, POMOŻECIE? :

Z Korka robi się kawał chłopa :lol: Ani się obejrzymy, a trzeba go będzie odjajczać :ryk:

Precel i Pinda Kokosowa (trochę te imiona na "P" naciągane, bo Pinda to właściwie Kokos, z domu Coco. A Precel to z domu Chanel. Tak im było Coco&Chanel. Chanel... Dobre sobie, kurde. Strachliwy jełop z notorycznie sklejoną śliną kryzą) to rodzeństwo, mają prawie 6 lat. Pasztetu (z domu Ryszard, bo jakoś go trzeba było po zgarnięciu z ulicy przedstawić wetowi, a nie zgarniałam go ja) ma rok i dwa miechy i jest właśnie tym trzecim, zupełnie nieplanowanym egzemplarzem, co to go mieliśmy tylko pokiblować trochę w łazience :twisted: Straszna menda z niego wyrosła - wszędzie wlezie, wszystko przewróci, wykopie ziemię ze skrzynek, a na koniec ugryzie cię w palec :lol: Za to, w przeciwieństwie do Pindy i Precla, które zostały zgarnięte już w wieku dorosłym, jest nakolankowo-naramienno-przytulasty.

To je Pinda :)
Obrazek

To je Precel.
Obrazek

A to je Pasztetu :)
Obrazek
Matka Pasztetowa

Vi

 
Posty: 646
Od: Sob sty 22, 2005 23:31
Lokalizacja: Piaseczno

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: skaz i 208 gości