Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
izka53 pisze:kaarolina1 - bo z kotami jak z chipsami, nigdy nie kończy się na jednym
Z obecnej ekipy pierwsza była Miśka, wzięta jako 8 tyg kocię - została ostatnia z miotu, a jej "właściciele" następnego dnia wyjeżdżali na wczasy. No a ja zawsze marzyłam o rudym kocie. Miałam wtedy jeszcze Kocura [*], kota nad koty, takiego co się ma jedynego w całym życiu. Kocur odszedł na nowotwór (miał tylko 6 lat), jak Miśka miała dwa. Jego śmierć tak nami wstrząsnęła, że długo się wzbraniałam przed drugim kotem. Dopiero po kolejnych dwoch - zobaczyłam na FB kocię, bardzo podobne do Kocura. Pokazałam TŻtowi i po kilku tyg Gucio był u nas (został znaleziony na poznańskim blokowisku jako 8 tyg kocię, ewidentnie domowe, "wystawione za drzwi". Do nas trafił w wieku 12 tyg.
Niestety, Miśka nie potrafiła zaakceptować żywiołowego malucha, zamiast dać matczynego gryza, to spindalała przed gowniarzem, ile sił w łapach. Z czasem jakoś poukładali relacje, ale miałam dwóch jedynaków. I znów po dwóch latach pojawił się Pietruszka. Znikąd, doslownie. Dorosły, wykastrowany kocurek, domowy, ale jednocześnie strasznie domu się bojący, i na pewno nie stąd. Bo my mieszkamy na obrzeżach lotniska, na ktorym stacjonują F-16. Miśka i Gucio mają samoloty i ich hałas przy starcie dokładnie w podogoniu, Pitek do tej pory wbija się pod zlewozmywak. Pitek pojawił się w bardzo mroźnym końcu zimy 2013. Siedział na parapecie i skrobał w szyby, przy -20 st. Na ganku miział się, strzelał baranki - wniesiony do domu - "fruwał" po ścianach ze strachu, krzycząc i sikając pod siebie. No więc karmiłam po kokardy i czekałam. Spać miał gdzie, bo u sąsiadów jest stary namiot foliowy, taka rupieciarnia z fotelami, starymi poduchami. A Gucio był przeszczęśliwy - wreszcie miał z kim się ganiać i uprawiać zapasy.
Zima skończyła się nagle (tak jak w tym roku), i od razu bardzo ciepło. A jak ciepło, to drzwi na ogród otwarte. No i Gucio wciągnął kumpla do domu. Pamiętam - poszłam do pracy na nockę i dostałam smsa od TŻta - Piotrek śpi ze mną w łóżku. Po prostu wszedł, poszedł do kuchni się najeść i wlazł do łóżka. To kot bardzo skomplikowany, nadal ma dużo takich "schiz".
A rok później pojawiła się Menda. Tzn ja ją znałam, ma tak charakterystyczną urodę. Czasem przychodziła na sąsiednią działkę, taka śliczna, malutka, z różową obróżką z kryształkami. Ale wiosną 2014 zaczęłą pojawiać się częściej. Siedziałam wtedy w domu, ze złamaną ręką, a ona zakradała się po cichu, nabierała pełen pysio chrupek i uciekała. No i zaczęła tyć . Przeprowadziłam śledztwo, czyj to kot, tu mieszka sporo starszych ludzi, chciałam pomóc w sterylce. Zanim się dowiedziałam - złamałam rękę po raz drugi i wylądowałam w szpitalu na operacji. Jak wróciłam, Menda już była szczuplutka. Kocięta przyprowadziła po raz pierwszy jak miały ok 6 tyg, jeszcze łapki im się plątały i były kompletnie dzikie. Wtedy już wiedziałam, że jej "pańcie" - matka z dwunastoletnią córką, wyprowadziły się, kotka została z "wujkiem", drobnym pijaczkiem. Gościu przy świadkach zrzekł się całego towarzystwa na moją rzecz, a Menda przeprowadziła się czwórką maluchów na moje podwórko jakiś tydzień później. No to karmiłam całę towarzystwo, mimo to małe nie dawały się oswoić. Więc z pomocą grona zaprzyjaźnionych osób, jak maluchy miały ok 13 tyg, nastąpiła wielka akcja. Wpierw Menda została wpakowana do kennelowej klatki w garażu, potem maluchy wyłapane na klatkę - łapkę ( jedna klatka od forumowej Dalii, druga od jerzykowki). Następnego dnia - maluchy na socjalizację do jeszcze innej dziewczyny z forum - Anieli( dotransportowane przez kolejną koleżankę - Kotkinsa - rany, jak nam się koncertowo osrały w transporterze, śmierdziało całe auto). No a Menda na sterylkę...Kocięta zostały zaszczepione i odrobaczone dzięki pomocy jednej z poznańskich fundacji, Mendy sterylkę opłaciła inna fundacja, kocięta w Dt sponsorowała grupa osób skupiona na małym prywatnym forum . Sama nie dałabym rady, Anieli tez nie - te potwory pochłaniały ponad kg mięsa dziennie + puszki + chrupki.
Anieli wyprowadziła kociaki na koty, wszystkie znalazły domy (już po kastracjach), Menda została u mnie. Ogłaszałam ją do adopcji, ale zainteresowanie było zerowe.
No i mam teraz towarzystwo wesołe - Miśka jest królową, a królowa może być tylko jedna. Niestety Menda tak nie uważa, usiłuje królową zdetronizować - syki i machania łapami są często. Mycha, zaatakowana musi się odstresować, więc wali na odlew Pietrusia, którego szczerze nie cierpi i gnębi. Co widząc Gucio zaczyna gonić Mychę - bo to wielki kot o bardzo małym rozumku i WSZELKIE akcje międzykocie uważa za zabawę.
Generalnie wszyscy żyją w jakiejś symbiozie, zdarza się cała czwórka na jednej kołdrze ( a pod tą kołdrą ja, śpiąca po nocce. Moja waga 44 kg, waga kotów na mnie leżących ponad 20 )
Sorry - masz teraz moje koty i wątki "skompresowane", czyli w pigułce
Lifter pisze:Jeden kot powoduje następne
We dwa im razniej i w ogole.
Mysmy mieli Mopika, jednego, przez 8 lat, a potem pojawil sie okolo roczny Kropek (wyrzucony przez poprzedniego wlasciciela, i ja go rozumiem, bo kot drze morde KAZDEJ nocy. KAZDEJ!), a ostatnio przybyla jeszcze Kicia, podworkowa weteranka (z 8 lat ma), ktora teoretycznie trafila do nas na tymczas po zabiegu operacyjnym (zabki) i jak mozna sie domyslec, zostala.
Mopik, choc poczatkowo zachwycony nie byl, pogodzil sie z towarzystem innych kotow, i nawet mu to dobrze zrobilo - raz, ze czasem sie z Kropkiem pogania, a dwa ze pomoglo mu na problemy behawioralne (sikal poza kuweta) - po pojawieniu sie innych kotow robi to duzo, duzo mniej, bo trzeba przeciez w kuwetach konkurencje podsikac. Juz tylko z tego powodu bylo warto, bo przez ostatnie 5 lat mielismy z nim Sajgon - na 10 sikow 8 poza kuweta (teraz proporcja jest odwrotna i to jest naprawde duza ulga dla nas).
PS. Kropek jest totalnym miziakiem (dlatego go wzielismy z ulicy, bo podchodzil i sie intentsywnie lasil do kazdego i balismy sie, ze ktos takiego slodziaka skrzywdzi w koncu(*)), a Mopik w mlodosci byl dosc wredny (problemy z kontrola agresji) ale z wiekiem mu sie odmienilo i jest to teraz bardzo poczciwy kot. Krotko mowiac - nie sa grozne, wprost przeciwnie.
W efekcie mam 3 koty, nie ma moze miedzy nimi wielkiej milosci ale zyja zgodnie i wygladaja na szczesliwe.
(*) ale charakterek to ma, ma byc tak jak on chce albo sie obraza i idzie, pofukujac pod nosem ze zlosci.
ser_Kociątko pisze:Hm... my w ogóle zaczęliśmy inaczej niż wszyscy.
Chcieliśmy adoptować od razu dwupak co by im raźniej było. Z dwupaku zrobił się czteropak od razu i po dwóch tygodniach zostaliśmy jeszcze DT dla jednej kotki, więc w dwa tygodnie zrobiło się 5 kotów...
A potem to już poleciało...
Vi pisze:Myśmy adoptowali dwa, bo podniecała nas wizja, jak to się będą ze sobą bawić, tulić się do siebie i w ogóle, o rany... Chała z tego wyszła, bo, choć rodzeństwo, to każde sobie.
Trzeci egzemplarz tymczasowaliśmy. Namiętnie. Miał być zdrowy, zachorzał, dwa miechy leczyliśmy zapalenie płuc. Siedział w łazience, aż w końcu tak się zasiedział, że został.
Stomachari pisze:Korek robi się pulchny
Użytkownicy przeglądający ten dział: Doris2, Google [Bot], Silverblue i 218 gości