Muszę popsioczyć na kota. Znów.
Po prostu czasami myślę, że ani ja z nim nie jestem szczęśliwa, ani on ze mną. Niezgodność charakterów, coś w ten deseń.
W doopie mam zniszczenia, rozprutą wersalkę którą kupiłam we wrześniu, niezliczone doniczki i kufle które poszły się rypać, czy kolejne już (czwarte) prześcieradło z wyciętym kwadratem bo kot driftował. Przedmiot rzecz nabyta. Zdarza się.
Ja nie daję rady z tym wyciem i tym, że tak często mi krzywdę robi. Niechcąco, ale robi!
Dzisiaj go na noc zostawiłam, grzeczny był wyjątkowo - serce mi rozgrzał, słodziutki był, aż mi się głupio zrobiło, że na niego narzekam. Niedawno chciałam zamknąć drzwi do salonu, a on gdy gdzieś się drzwi zamykają, koniecznie rzutem na taśmę musi się do tego zamykanego pomieszczenia wbić. Pędząc jak oszalały, żeby zdążyć rozorał mi stopę. Drugą, bo na jednej wciaż jeszcze strupy mam po podbnym, n występku, na przedramionach jeszcze też... Tym razem boli tym bardziej bo rozpierdzielił mi skórę na halluksie , to sie słabo goi wszak do buta to dociśnięte i chcąc nie chcąc trę tym..
I ja się z automatu drę, i z bólu i z zaskoczenia - kot się przestrasza, wszak on niewinny! Wieje do transporterka i siedzi przerażony. I tak kilka razy w tygodniu. Nie kuma, że mi po raz kolejny cos zrobił, myśli że mam chyba jakieś dziwne napady agresji.
No i to wycie, wycie, wycie cały czas
Fiksuję
Trzy koty moje. Czwarty tylko ze mną mieszka.