Piszę przed weekendem, bo do niedzieli pewnie nie będę miała dostępu do neta. Mamy malutki sukces. Wczoraj odbyła się akcja wypuszczenia Krakena (vel Beza). Poszliśmy na całość i zamiast izolować w łazience po prostu już ją puściliśmy. Na razie wszyscy żyją. Kupa dziś była normalniejsza (prawie ideał), w kuwecie. Hania przestała lać (najwyraźniej jeden dzień starczył żeby się uspokoiła). Beza daje się głaskać, aczkolwiek z dystansem, a przed chwilą przyłapałam ją jak siedziała pod sofą i... mruczała. Tak sama do siebie
Aha, koty trochę poprychują na siebie, ale o żadnych agresywnych zachowaniach nie ma mowy. W sumie to prychanie też jakieś takie od niechcenia. Naprawdę nie chcę zapeszać, ale słyszałam już o zdecydowanie trudniejszych dokoceniach.
Co do problemów gastrycznych, to mi się wydaje, że ona tak reaguje na stres. Wydaje mi się, że to bardziej pasuje do jakiejś nadwrażliwości, stanu zapalnego jelit, niż do choroby zakaźnej. Na razie jest ok, choć nie zdążyłam jej nawet niczego na biegunkę zaaplikować.