Pastereloza.
Mieliście kiedyś praktyczne doświadczenia z tą chorobą? U człowieka?
Większość kotów jest nosicielami bakterii wywołującej tą chorobę, bardzo rzadko powoduje ona u nich problemy.
Niestety, najprawdopodobniej rozbujała się ona u naszego Bąbla - od lat jest na sterydoterapii, teraz przechodzimy na cyklosporynę, jest w okresie przejściowym - bierze i to i to. Odporność więc ma znikomą.
I najprawdopodobniej choroba mu się rozbujała w pełnej klasyce objawów
. Nie było opcji czekania na wynik posiewów - tak więc dostał antybiotyk który działa na ową bakterię i super.
On super. Powiedzmy, bo poprawa powolutku nadchodzi.
Ja mniej. Podczas robienia zastrzyku Bąbel się miotnął chociaż normalnie bez problemu daje się kłuć i igła która przed chwilą była w nim - wbiła się bardzo głęboko we mnie. Bardzo głęboko, prawie na całą długość. Dziwne że jaja nie zniosłam
To było wczoraj w nocy.
Dostałam dzisiaj antybiotyk na wszelki wypadek - do mojej decyzji czy go wziąć.
Lekarka trochę dziwną minę zrobiła - dała go w sumie na odczepnego bo nie wiedziała czy tak można się tym dziadostwem zarazić. Gdyby mnie ugryzł to co innego.
I teraz nie wiem co mam zrobić, bo nie uśmiecha mi się trucie augmentinem bez potrzeby, póki co w miejscu dziabnięcia mam małą czerwoną plamkę i nic poza tym. Ugryzienia kocie olewam o ile nie zaczynają się paprać, wtedy nie bagatelizuję w żadnym razie. Ale wcześniej na spokojnie podchodzę - chociaż większość kotów ma te bakterie w dziobie.
Tu nie wiem czego sie spodziewać po tak głębokim zakłuciu igłą która siedziała w kocie chorym na pasterelozę (potencjalnie). Z drugiej strony - jeśli to ona to w ostatnich dniach miałam okazję się na nią uodpornić bo Bąbel kicha jak najęty, kaszle, płacze krwawymi łzami etc.
Mieliście takie przygody?
Jak to się potoczyło?
Postraszcie mnie to wezmę antybiotyk na wszelki wypadek