Strona 2 z 4

Re: Kleszcz u kota.

PostNapisane: Pt maja 25, 2018 5:41
przez Muireade
jacek024 pisze:Już kupiłem to sprawdzę jak to działa żeby pieniądze w błoto nie poszły. Ja natomiast będę przy kotku przez cały czas działania tego preparatu. Najwyżej kotku przejmuje woda na końcu.

Ważniejsze są dla Ciebie pieniądze niż dobro zwierzaka? :strach:

Re: Kleszcz u kota.

PostNapisane: Pt maja 25, 2018 8:15
przez jacek024
A kto napisał że to jest złe?. Ludzie piszą że pomaga, inni że troszkę klei włoski. Mnie przekonuje to że jest to organiczny bardziej niż chemiczny produkt.
Producenci aby udowodnić nie szkodliwość produktu to wypili go przy swiadkach.

Re: Kleszcz u kota.

PostNapisane: Pt maja 25, 2018 9:22
przez kociołkowo
Jak może pomóc to ja bym też wypróbowała, środek wygląda na nieszkodliwy, co nawyżej może tylko troche wkurzyć koteła, jak już kupiłeś to sprawdź i przy okazji napisz nam tu opinie, zebyśmy wiedziały co to za wynalazek. Na przyszłość to naprawdę nie przejmuj się tak, bo koty to nie psy nie są aż tak narażone na chorobę, wiadomo jakieś tam ryzyko istnieje ale małe. Osobiście bardzo dobrze wyciąga mi się kleszcze na lasso jest w aptekach i sklepach zoo, bardzo wygodne i zawsze kleszcz po wyjęciu jest żywy, a trochę tego wyciągam, bo kot dziadka ciągle przynosi dziady.

Re: Kleszcz u kota.

PostNapisane: Pt maja 25, 2018 22:22
przez Stomachari
czitka pisze: Kleszczem się nie kręci, kleszcz to nie śruba!

Mam odmienne doświadczenia ;) Kilka razy straciłam cierpliwość i po prostu wyciągnęłam kleszcza ze skóry. I zwykle przy tej okazji "coś" się z kleszcza urywało. Żywy był, ale czegoś mu brakowało, nie był kompletny. Natomiast gdy kręciłam, to znacznie częściej wyciągałam wszystko.
Poza tym widziałam na własne oczy, jak kleszcz przy próbie wbicia się w skórę autentycznie zataczał koła. Skoro on się wkręca, to wykręcenie go powinno pomóc.

Re: Kleszcz u kota.

PostNapisane: Pt maja 25, 2018 22:40
przez Ewa.KM
Mam takie samo doświadczenie. Wyciagałam dziesiątki kleszczy koniom, kotom i psom wykręcając i wychodziły w całości. Fakt, że im bardziej opity tym łatwiej wychodzi. Jak się naczytałam o niewykręcaniu to z własnego tyłka wyrwałam i urwałam, po czym udałam się do wetki żeby mi wyciagnęła resztę. Nie obeszło się bez skalpela.

Re: Kleszcz u kota.

PostNapisane: Sob maja 26, 2018 7:50
przez kociołkowo
Też mnie uczyli żeby wykręcać, tylko nie pamiętam jak to szło "zgodnie z zegarkiem" czy "odwrotnie do zegarka", mnie zawsze tato wykręcał, bo jako dziecko często gęsto miałam wbitego dziada i ngdy nic mi w skórze nie zostało. Na tym lasso też pisze, wyciągnąć szybko ruchem obrotowym ale nie podano czy ma znaczenie w którą stronę, a ja jako majkut pewnie kręce odwrotnie, ale zawsze żywe wyciągam.

Re: Kleszcz u kota.

PostNapisane: Sob maja 26, 2018 8:58
przez Muireade
eweli77 pisze:Też mnie uczyli żeby wykręcać, tylko nie pamiętam jak to szło "zgodnie z zegarkiem" czy "odwrotnie do zegarka", mnie zawsze tato wykręcał, bo jako dziecko często gęsto miałam wbitego dziada i ngdy nic mi w skórze nie zostało. Na tym lasso też pisze, wyciągnąć szybko ruchem obrotowym ale nie podano czy ma znaczenie w którą stronę, a ja jako majkut pewnie kręce odwrotnie, ale zawsze żywe wyciągam.

Jezu, jak mi by wszedl kleszcz, to chyba bym go od razu wyciela nozem, tak sie brzydze tego paskudztwa! Zwierzakom wyciagam takim specjalnym haczykiem, i tez krece, a potem utylizuje klaszcza w klozecie i dwa razy spuszczam wode, na wszelki wypadek.

Re: Kleszcz u kota.

PostNapisane: Sob maja 26, 2018 11:22
przez kociołkowo
To ja właściwie nie mam części ciała na której bym kleszcza nie miała, co ciekawe mój brat nigdy w życiu nie miał ani jednego, a razem ze mną po krzakach łaził, mieszkam w takim miejscu, że cudem jest, że od paru lat już żaden mi się nie wbija (przestały mnie lubić) ani dzieci nie miały też ani razu.
Też mnie obrzydza jak i wszelakie pajęczaki, ale wyjścia nue ma "trza" cholery wyciągać.

Re: Kleszcz u kota.

PostNapisane: Sob maja 26, 2018 14:45
przez Stomachari
A ja najpierw rozgniatam wyciągniętego kleszcza, pieczołowicie, na miazgę, dopiero potem gdzieś wywalam. Najlepiej do rozgniatania nadaje się moneta. Nie mam przekonania, czy taki spłukany wodą na pewno utonie (może tak), wolę mieć gwarancję, że nie żyje (trochę jak w filmach ale NIE o zombie: póki bohater nie odrąbie głowy przeciwnikowi, ten zawsze wstanie ;) ).
Potem monetę i podłogę przemywam.

Re: Kleszcz u kota.

PostNapisane: Sob maja 26, 2018 15:32
przez ewar
Nigdy nie miałam na sobie kleszcza. Kochają mnie natomiast komary, nawet taki już w agonii na mnie siądzie. Ponoć to zależy od krwi, zapachu ciała...itd. Słyszałam, że osoby z krwią Rh_ mogą siedzieć na komarzysku i ani jeden się nie zbliży. Znam takie dwie osoby, jest to prawda.Może i z kleszczami jest podobnie. Usuwałam kleszcze bezdomniakom, ale tylko do niektórych mogłam się zbliżyć. Robiłam to gołymi palcami ( obrzydliwe, wiem) , bo wtedy miałam czucie. Żadne wykręcanie, trzeba wyrwać. Najlepszy jest do tego taki specjalny haczyk, ale go nie mam. Żeby nie było, że taki flejtuch jestem to dodam, ze mam zawsze ze sobą chusteczki antybakteryjne, wodę i ręczniki papierowe.

Re: Kleszcz u kota.

PostNapisane: Sob maja 26, 2018 16:00
przez Muireade
Stomachari pisze:A ja najpierw rozgniatam wyciągniętego kleszcza, pieczołowicie, na miazgę, dopiero potem gdzieś wywalam. Najlepiej do rozgniatania nadaje się moneta. Nie mam przekonania, czy taki spłukany wodą na pewno utonie (może tak), wolę mieć gwarancję, że nie żyje (trochę jak w filmach ale NIE o zombie: póki bohater nie odrąbie głowy przeciwnikowi, ten zawsze wstanie ;) ).
Potem monetę i podłogę przemywam.

Fuuuuuj! Ja juz bym tej monety nie dotknela :wink:

Re: Kleszcz u kota.

PostNapisane: Sob maja 26, 2018 16:55
przez ewar
Wiesz co? Byłam wyjątkowo "obrzydliwa", pokrojenie surowego mięsa, słoniny powodowało u mnie nudności, chociażby. Koty mnie odczuliły. No bo kto miał posprzątać kłąb żywych glist, które koty zwymiotowały? Na szczęście na płytki w kuchni, było to kilkanaście lat temu. Był domestos, wrzątek, inne cuda, długo nie mogłam myśleć o tym bez obrzydzenia. Teraz odrobaczacze inaczej działają i takich numerów nie ma. Są inne. Trudno. Brzydzę się, ale kleszcza wyciągam, bo myśl, czego kot doświadcza jest gorsza od wzięcia w łapę tego dziadostwa.

Re: Kleszcz u kota.

PostNapisane: Sob maja 26, 2018 18:22
przez kociołkowo
Phi a ja to se przy takich okazjach i nie tylko rzygne i po sprawie :mrgreen: nawet nie zawsze wiem, że akuratnie "to" mnie obrzydzi, więc i element zaskoczenia jest :ryk:

Re: Kleszcz u kota.

PostNapisane: Nie maja 27, 2018 12:49
przez Muireade
Ewar, ja sie żywych glist brzydzę mniej niż niż kleszcza, bo kleszcz to pajęczak :201410
a pająki to najgorsze i najobrzydliwsze stworzenia na świecie (nie wliczając do rankingu ludzi).

Re: Kleszcz u kota.

PostNapisane: Nie maja 27, 2018 13:06
przez ewar
A ja pająka mogę wziąć do ręki, żaby nie dotknę za żadne skarby świata. Tak to już jest. Każdy ma swoje fobie.