Przeglądam forum od jakiegoś czasu, ale pierwszy raz potrzebuję od Was rady.
Mam dwa szczęścia: kocura w typie norweski leśny i kotkę rasy dachowiec Kocurek jest mocno chorowity, ma dosyć poważną wadę serca, ale poza tym stwory nie wykazują objawów jakiejkolwiek infekcji. Jakiś czas temu do mojego partnera jednak przyplątała się infekcja skóry, którą dermatolog zdiagnozował jako grzybicę i stwierdził, że często koty (zwłaszcza długowłose) są jej bezobjawowymi nosicielami i mógł od niego się zarazić. Ani u kota ani kotki nie zaobserwowałam ani łysych placków na skórze, nie mają łupieżu czy białego nalotu. Ja też nie mam żadnych objawów grzybicy, a spędzam w nimi znacznie więcej czasu i nawet jeśli mam na skórze jakieś uszkodzenia, zadrapania to wszystko goi się bez problemów. Podpowiedzcie proszę z Waszego doświadczenia czy faktycznie możliwe jest to, że któryś z kotów ma grzybka, którym zaraził akurat mojego partnera a mnie nie? Czy może wszyscy mamy bezobjawową grzybicę, ale o niej nie wiemy.
Jak coś takiego diagnozować i leczyć?
(Oczywiście zakładam taką opcję, że mój luby zaraził się gdzieś indziej, lub ja przyniosłam grzybicę z pracy (pracuję ze zwierzętami) i zaraziłam jego, a sama jestem odporna, ale szczerze nie wiem czy narażać moje koty na stres i szukać i nich grzyba)