16 letnia staruszka i chory kręgosłup

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Sob maja 12, 2018 9:24 Re: 16 letnia staruszka i chory kręgosłup

Oczywiście, że widziałam test. Może źle to napisałam, ale nie widziałam z jakiego opakowania wyciąga, więc nie pamiętam nazwy. Wróciła po paru minutach z testem. Pisząc, że nie znam nazwy miałam na myśli, że nie pamiętam po prostu nazwy. Przyniosła też opakowanie, ale nie zwracałam uwagi na to. Ale tak, widziałam wynik.
I miała podaną jeszcze kroplówkę i płaciłam za tabletki Immunoactiv i na uspokojenie gdyby dalej się bała, ale ani razu ich nie użyłam.
Więc napisalam, że za całość zapłaciłam 160. Rachunku nie brałam bo kompletnie mi nie potrzebny. Więc nie znam dokładnej ceny testu.
Nie wyszła do drugiego pokoju po drugiej stronie budynku, ale weszła do drugiego pokoju który był za jakąś kotarą i widziałam jak używa krwi mojej kotki na test A nie że przyniosla test obcego, pozytywnego kota. Była to krew mojej kotki, bo widziałam, że używa jej krwi i otwiera test z oryginalnego opakowania (nie zasłoniła kotary) a ja nie zwracałam uwagi na nazwe, więc nie pamiętam opakowania, które przyniosła i położyła ma szafce obok.
Mam pewność, że użyła krwi mojej kotki, bo to widziałam, ale nie na tyle dokładnie żeby widzieć nazwę testu, a potem nie zwracała uwagi na opakowanie bo byłam zajęta rozmową z nią i uspokajaniem kota.
No i oczywiście jak pojawią się choroby, które można wyleczyć paroma tabletkami to tak będzie. Jak pisałam będziemy regularnie odwiedzać weta na kontrolę i ewentualne kroplówki jeśli czegoś by potrzebowała.

lucy_16

 
Posty: 27
Od: Sob maja 05, 2018 14:13

Post » Sob maja 12, 2018 12:59 Re: 16 letnia staruszka i chory kręgosłup

W takim układzie wygląda to lepiej, bo pierwszy opis był bardzo niepokojący i naprawdę budził niepokój.

Czyli jaki obecnie jest plan?
Żadnego leczenia obecnego stanu?
Kot ma niedokrwistość, leukocytozę, prawie same neutrofile jako białe krwinki.
Nawet przy potwierdzonym i aktywnym FeLV nie jest tak że za wszystkie objawy odpowiada wirus. Za część - inne patogeny które korzystają z zaburzeń odporności.
Sztandarowym przykładem jest hemobartonela.

Oczywiście - dalsze postępowanie jest decyzją tylko Waszą - na podstawie osobistych odczuć i rozmów z lekarzem. Kotka jest już starsza - to też daje wiele ograniczeń.
Warto jednak mieć wiedzę o tej chorobie by podjęta decyzja była jak najbardziej mądra.
Paraliż, obrzęk na kręgosłupie - to jak najbardziej może być i infekcja i nowotwór - one też chętnie towarzyszą FeLV.

Wcale nie jestem zwolennikiem leczenia na siłę, wręcz przeciwnie. Szczególnie gdy chodzi o kota starszego, schorowanego.
Tylko fajnie wiedzieć co tak naprawdę się dzieje w organiźmie kota, czy naprawdę nic zrobić się już nie da i pozostaje jedynie leczenie paliatywne, czy jednak warto zaryzykować troszkę i np. podać antybiotyk który w swoim zakresie działania ma także skuteczne leczenie bardzo częstego powikłania FeLV które objawia się leukocytozą i niedokrwistością, czesto także powiększeniem węzłów chłonnych.
Trzeba mieć świadomość że być może Twoja kotka tak czy owak ma już wyrok rychłej śmierci :(
Ale bez żadnego działania jest to kwestia bardzo już krótkiego czasu.
A leczenie być może da jej tego czasu więcej - ważne by był to czas w komforcie.
Im wiecej się wie - tym lepszą decyzję można podjąć - choć czasem żadna nie jest idealna :(

Blue

 
Posty: 23482
Od: Pt lut 08, 2002 19:26

Post » Sob maja 12, 2018 14:15 Re: 16 letnia staruszka i chory kręgosłup

Póki co kot jest w dobrym stanie. Je bardzo chętnie, nawet sama szuka po miskach. Nie chce jeść suchej karmy, woli coś mokrego. Będę na dniach robić jakieś zamówienie dobrej, mokrej karmy, ale chcę do tego usiąść na spokojnie i przejrzeć sporo producentów. Ale je bardzo chętnie. Pije też chętnie. Jak zje to od razu idzie zapić wodą. Czyli totalny standard u niej.

Przestała już posikiwać. Do tej pory sikała raz tak konkretnie, ale zdarzało też się jej posikiwać podczas np. podnoszenia. Aktualnie siusia tylko konkretnie, do całkowitego wypróżnienia pęcherza. Wet nauczył mnie jak ją wysikiwać, bo tuż po paraliżu miała spory problem z sikaniem do końca. Więc teraz sprawdzam często jej pęcherz i mam wrażenie, że opróżniła go do końca.
Z dwójką też mieliśmy spory problem, dostaliśmy laktulozę, którą mamy jej podać jak nie będzie zbyt często się wypróżniać. Bardzo długo nie potrafiła nic zrobić, ale szczerze mówiąc - wczoraj zrobiła ładną kupkę. Taką jak za czasów gdy była zdrowa. Trochę trzeba jej pomagać póki co i jak widzę, że planuje coś zrobić to biorę ręcznik, moczę w ciepłej wodzie i masuję jej odbyt i bez problemu daje radę. Często też masuję jej brzuszek. Mam nadzieję, że z biegiem czasu przyzwyczai się do sytuacji, że nie potrafi kucnąć i się napiąć.

Wraca do bycia czyścioszkiem. Zaczęła się porządnie myć, jest w stanie się na tyle obrócić i wymyć sobie ogonek czy tylne łapki.
Mam wrażenie, że ta sytuacja z pobraniem krwi i pękającymi żyłami bardzo wpłynęła na jej psychikę, bo dopiero dzisiaj dała się podnieść bez zdenerwowania, a wcześniej jak tylko ktoś podchodził to od razu miała wywalone oczy i kładła uszy. Ale nie dziwię się, bo tamten dzień był bardzo stresujący dla niej.
Są tylko dwie rzeczy, które mnie u niej niepokoją. Czasami jak się ją głaszcze (nieważne czy to po brzuchu, głowie czy plecach) to często mruczy i tak pomiaukuje. Normalnie bym myślała, że to z bólu, ale znając ją to wiem, że zawsze podczas głaskania sobie pomiaukiwała. W obecnej sytuacji mam wątpliwości, czy coś ją boli, czy dalej sobie pomiaukuje.
Od wczoraj też zauważyłam, że ma takie delikatne drżenie przednich łap, ale chyba kompletnie jej to nie przeszkadza. Jak ją dotykam, to mam wrażenie, że drży jej skóra. Chwilami mam wrażenie, że jej zimno, bo tak to wygląda. A dzisiaj drży jej też głowa, ale nie sprawia wrażenia żeby jej to przeszkadzało. Nie jest to mocne, widać to tylko jak się jej przyjrzysz.

Weterynarz powiedział żeby dać jej chwilę czasu na ochłonięcie. Przez ostatnie dwa tygodnie była bardzo częstym gościem u weterynarza gdzie była ciągle macana, naciskana, kroplówki, zastrzyki, więc co dwa dni była ta sama historia - igły, obcy ludzie, ściskanie, obce psy w poczekalni.
Wiem, że we wtorek wraca z urlopu inny weterynarz, też z dużym stażem. W poniedziałek dostaniemy ostatni wynik - elektrofereza białek, cokolwiek to jest to wg google brzmi ostro. Więc planuję w okolicy środy/czwartku zjawić się tam tak, żeby trafić na drugiego weta. Chociaż wiem, że się konsultowali ze sobą, ale chciałabym żeby drugi wet ją obejrzał. Nasz mówił żeby dać jej tydzień spokoju. Jeśli przez ten tydzień będzie jeść, wypróżniać się i będzie wszystko ok to dać jej te kilka dni spokoju. A po tych kilku dniach wrócić to pogadamy właśnie nad jakimiś rzeczami, które można naprawić. Czyli właśnie to co Ty pisałaś.
Wet wymieniał pare rzeczy, gdzie chciałby wynik zniżyć/podwyższyć. Mówił o niedokrwistości, coś o potasie. Ale nad tym pomyślimy konkretnie w połowie nadchodzącego tygodnia.

Póki co wygląda na zadowoloną. Wreszcie od tygodnia wygląda spokojnie. Teraz wywalam ją na ogród do cienia, żeby nie siedziała ciągle w domu (oczywiście obserwuję ją ciągle z okna) i widzę, że raz sobie idzie do słoneczka poleżeć. Chwile potem idzie znów do cienia. Raz leży na brzuchu, raz na plecach.

Bardzo żałuję, że nie chodzi. Bo uwielbiała spać na fotelu i widzę, że czasami patrzy tak na ten fotel i chciałaby się tam znaleźć, ale niestety nie może. Bo chwila nieuwagi, ja wyjde na chwilę do toalety, a ona w tym czasie chciałaby zejść i spadnie. Jak leży to potrafi sobie je przenieść, z trudem, ale udaje się jej zmienić pozycję spania. Często jak się rozciąga to prostuje też tylne łapki. Potrafi nimi poruszać, przykurczać i rozciągać. Ale są zdecydowanie za słabe, żeby na nich stała, czy nawet nie potrafi się odpychać i jak sie przemieszcza to tylko ciągnie się na przednich łapkach. Chociaż pod koniec dnia nie ma nawet na to siły.

Serio, jakkolwiek to głupio brzmi, ale odkąd nie jeździ na te wszystkie zabiegi to widzę znów w jej oczach taki błysk. Ale widzę też, że od początku leczenia, czyli ponad 2 tygodnie oczy bardzo się jej zmieniły. Ma oczy takie typowo kocie. Ma takie oczy słodkiego, niewinnego kotka. Takie bardzo kształtne.

Ale wracając - tak, będziemy naprawiać jej stany 'okołobiałaczkowe' najdłużej jak tylko nie będzie to podtrzymywanie jej przy życiu na siłe, ale to dopiero w okolicy środy. Jeśli będzie coś można zrobić podając parę tabletek, czy kroplówek - nie ma sprawy. Ale jak pojawi się coś poważniejszego, gdzie będzie trzeba wprowadzić dłuższe leczenie silnymi antybiotykami, albo operacja - niestety odpuścimy. Trzymanie kota na siłę przy życiu to niestety, ale dla mnie przesada. Chociaż piszę to z wielkim bólem serca.

lucy_16

 
Posty: 27
Od: Sob maja 05, 2018 14:13

Post » Sob maja 12, 2018 15:02 Re: 16 letnia staruszka i chory kręgosłup

lucy_16 pisze: Ale widzę też, że od początku leczenia, czyli ponad 2 tygodnie oczy bardzo się jej zmieniły. Ma oczy takie typowo kocie. Ma takie oczy słodkiego, niewinnego kotka. Takie bardzo kształtne.


Przepraszam, nie mam teraz czasu odpisać na całego Twojego posta ale to mi się rzuciło w (nomen omen) oczy - co masz na myśli?
Opis ten pasuje mi do dwóch sytuacji - szybkiego zaniku mięśni na pyszczku - wtedy oczy wydają się większe, bardziej wyraziste i okrągłe (na początku, bo potem zwykle nieco się zapadają gdy zanikają też tkanki podtrzymujące oko w oczodole) oraz przy patologicznym rozszerzeniu źrenic.
Wtedy wygląda to np tak: Obrazek i też może dla osoby nie wiedzącej że jest to objaw chorobowy wyglądać słodko.

Ale to pytanie w sumie z ciekawości.
Bo ogólnie to co piszesz brzmi bardzo smutno :(
Te drżenia są mocno niepokojące.
Mogą mieć związek z gorączką lub wyziębieniem, ale i inne przyczyny też wchodzą w grę - np. ból.
Trzymam kciuki za poprawę, za brak cierpienia, za jak najwięcej jeszcze fajnych dni.

Blue

 
Posty: 23482
Od: Pt lut 08, 2002 19:26

Post » Sob maja 12, 2018 15:34 Re: 16 letnia staruszka i chory kręgosłup

Tak, to chodzi o duże schudnięcie. Bardzo schudła na samym początku choroby. Źrenice zmieniają się jej w zaleznosci od światła, tego czy właśnie spała, czy np. jak przeleci mucha to się powiększają źrenice. Miałam na myśli kształt samych oczu.
To drżenie może mieć coś wspólnego z dużą wartością potasu? Wygląda to tak jak nam czasami powiela drży. I drży nawet jak się przeciąga, śpi rozwalona tak jak kory śpią. W ogóle nie śpi skulona, śpi tak jak zawsze, a i tak jej drży łapka.

lucy_16

 
Posty: 27
Od: Sob maja 05, 2018 14:13

Post » Wto maja 15, 2018 15:48 Re: 16 letnia staruszka i chory kręgosłup

Chodzi mi o to jakim cudem kot został w takim tempie zdiagnozowany ze zmianami nowotworowymi, sama mam kota z rakiem i wiem ile trwa diagnoza, a i tak niektórzy się dziwili, że tak szybko została postawiona.
Bądźmy szczere, od soboty nie minęło kilka dni bo jest wtorek.
Rozumiem, że twoja kotka może nie mieć już szans na życie i współczuje ci bardzo, ale przyznaj sama cała ta sprawa jest tak mocno zawiła, że ciężko uwierzyć.
Może faktycznie trafiasz na takich konowałów, a już te zmiany nowotworowe zdiagnozowane w dwa dni to jakiś dramat.

Moja lusia ma raka, postać nerwową o której nota bene sama wspominasz, dlatego jest to dla mnie tak małoprawdopodobne.
Absolutnie nie twierdzę że jesteś wyrodną "matką" dla swojej kotecki, zupełnie źle zrozumiałaś moje słowa, ale cała ta historia jest...przerażająca może dlatego tak niewiarygodna.
jesteśmy na prostej ;)

kociołkowo

Avatar użytkownika
 
Posty: 1473
Od: Czw mar 30, 2017 22:49

Post » Wto maja 15, 2018 16:15 Re: 16 letnia staruszka i chory kręgosłup

Nie wiem czy przeglądałaś wyższe moje wpisy, ale w sobotę czuła się dosyć dobrze, ale wieczorem zaczęły pojawiać się dziwne drgawki. Wyglądało to tak jak czasami nam drga powieka - jej drżały tak przednie łapki i okolice karku. W niedzielę nadal się utrzymywały i miałam wrażenie, że są poważniejsze. Kot jakby na nie nie reagował, spała i nawet się nie wybudzała. Ale zadzwoniłam do swojego weta na numer prywatny - powiedziała, żeby spróbować podać jej tabletki na uspokojenie (które od niej dostaliśmy). Tabletka kompletnie nie pomogła, więc w poniedziałek pojechałam do nich. Wet jak ją zobaczył to powiedział tylko 'ojoj' i jak się później okazało - oznaczało to, że bardzo się zmieniła. Pisałam też, że zmieniły się jej oczy - wg weta różnią się jej źrenice, ja tego jakoś nie widzę i powoli oczy zachodzą mgłą. Dostała kolejny zastrzyk na układ nerwowy (nie pytałam co, jaki, gdzie i po co. i tak nic nie rozumiem z tego jak mówi do mnie tymi terminami). Zrobiliśmy też usg wątroby, bo wyczuła, że się powiększa. Coś faktycznie się tam pojawia. Zostaliśmy odesłani tego dnia 'z niczym' w sumie. Drgawki ustąpiły, ale tylko na okres działania zastrzyku. Dzisiaj wzięłam wolne w pracy, bo wczoraj późnym wieczorem podczas mycia zaczęła mi gwałtownie zabierać łapki, jakby dziwny odruch. Sama była zdziwiona tym. Potem jak leżała to miała właśnie takie dziwne jakby impulsy, skurcze mięśni. Nie wiem ja to nazwać, ale albo gwałtowni prostowała tylną łapkę, albo szybko ją podkurczała.
Tu już widziałam, że jej to przeszkadza, bo sama po każdym takim impulsie się wybudzała i była zdziwiona.
Mój wet musiał pilnie wyjechać, więc na punkcie był tylko technik wet. ale stwierdziłam, że nie mogę czekać i poprosiłam o wydanie całej karty, wszystkich wyników, spisu podanych lekarstw i pojechałam gdzie indziej. Wg opinii osób z miasta również dobry lekarz.

Tam były dwie osoby, oboje lekarze i oboje przyjrzeli się jej. I tutaj ponownie usłyszałam, że wygląda to na nowotwór atakujący układ nerwowy. Kolejny raz usłyszałam dokładnie to samo - może biopsja, rtg, tomograf, operacja. A może ją otworzymy, żeby zobaczyć co z tą wątrobą? Pobierzemy coś z rdzenia do badania. Więc usłyszałam dokładnie to samo co dzień wcześniej u swojego weta, który powtórzył to co powiedział w sobotę.
Ci dwaj lekarze długo rozmawiali między sobą, szukali czegoś chyba w necie, badali ją, zaglądali wszędzie.

Nie zgodziłam się na żadne inne skomplikowane badania. Możesz nie rozumieć tego, że nie poddam jej konkretnej diagnozie. Białaczka została potwierdzona, więc jeśli to nowotwór, to nic nie zmieni. Jeśli to nie nowotwór to co może aż tak atakować układ? Ona już nawet nie sygnalizuje, że chce do kuwety tylko od wczoraj robi pod siebie bez żadnych problemów. Jakby w ogóle nie wiedziała, że coś się będzie dziać.

Więc łącznie 3 wetów na podstawie wyników badań, które wrzuciłam i wszystkich objawów stwierdzili, że to prawdopodobnie nowotwór. Na potwierdzenie się nie zgadzam. Nie w takim stanie. Wiem, że to brzmi strasznie, ale ona na prawdę ma 16 lat i myślę, że czas się z nią pożegnać. Dzisiaj już bardzo niechętnie je. Każdy wet mówi, że można potwierdzić diagnozę i sprawdzić, czy to nowotwór, czy cokolwiek innego. Ale wszyscy trzej mówią, że to nie będzie dla niej przyjemne.
Nie chcę stawiać w złym świetle swoich wetów, bo oni jak najbardziej mówią o potwierdzeniu, o innych badaniach, o leczeniu. Ale każdy podkreśla, że jej czas powoli się kończy, że trzymanie kota na siłę w tym wieku jest już przesadą. I tu się z nimi zgadzam.

Każdy dzień dla nas jest czymś nowym. Jednego dnia jest w miarę ok - jak np. teraz od paru godzin sobie śpi, mruczy i myje łapki. A rano znów może być tragedia i dojdzie coś nowego. W czwartek być może pojadę z nowym objawem i wrócę już bez kotki. A może wrócę z nią, z wyciszonym objawem i tak będziemy ciągnąć to przez kolejny tydzień.
Weterynarze nie postawili konkretnej, ostatecznej diagnozy. Każdy z nich mówi, że to wygląda na nowotwór, że to idzie w tym kierunku. I proponują inne badania, ale coś w głębi mnie mówi, że koniec, że stop.
Więc jeżdę z nią średnio co dwa dni do weta i dopóki wet nie powie, że już, że koniec, że cierpi to się pożegnamy.

lucy_16

 
Posty: 27
Od: Sob maja 05, 2018 14:13

[poprzednia]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: elmas, Google [Bot], Silverblue, Szeska i 278 gości