» Sob maja 12, 2018 14:15
Re: 16 letnia staruszka i chory kręgosłup
Póki co kot jest w dobrym stanie. Je bardzo chętnie, nawet sama szuka po miskach. Nie chce jeść suchej karmy, woli coś mokrego. Będę na dniach robić jakieś zamówienie dobrej, mokrej karmy, ale chcę do tego usiąść na spokojnie i przejrzeć sporo producentów. Ale je bardzo chętnie. Pije też chętnie. Jak zje to od razu idzie zapić wodą. Czyli totalny standard u niej.
Przestała już posikiwać. Do tej pory sikała raz tak konkretnie, ale zdarzało też się jej posikiwać podczas np. podnoszenia. Aktualnie siusia tylko konkretnie, do całkowitego wypróżnienia pęcherza. Wet nauczył mnie jak ją wysikiwać, bo tuż po paraliżu miała spory problem z sikaniem do końca. Więc teraz sprawdzam często jej pęcherz i mam wrażenie, że opróżniła go do końca.
Z dwójką też mieliśmy spory problem, dostaliśmy laktulozę, którą mamy jej podać jak nie będzie zbyt często się wypróżniać. Bardzo długo nie potrafiła nic zrobić, ale szczerze mówiąc - wczoraj zrobiła ładną kupkę. Taką jak za czasów gdy była zdrowa. Trochę trzeba jej pomagać póki co i jak widzę, że planuje coś zrobić to biorę ręcznik, moczę w ciepłej wodzie i masuję jej odbyt i bez problemu daje radę. Często też masuję jej brzuszek. Mam nadzieję, że z biegiem czasu przyzwyczai się do sytuacji, że nie potrafi kucnąć i się napiąć.
Wraca do bycia czyścioszkiem. Zaczęła się porządnie myć, jest w stanie się na tyle obrócić i wymyć sobie ogonek czy tylne łapki.
Mam wrażenie, że ta sytuacja z pobraniem krwi i pękającymi żyłami bardzo wpłynęła na jej psychikę, bo dopiero dzisiaj dała się podnieść bez zdenerwowania, a wcześniej jak tylko ktoś podchodził to od razu miała wywalone oczy i kładła uszy. Ale nie dziwię się, bo tamten dzień był bardzo stresujący dla niej.
Są tylko dwie rzeczy, które mnie u niej niepokoją. Czasami jak się ją głaszcze (nieważne czy to po brzuchu, głowie czy plecach) to często mruczy i tak pomiaukuje. Normalnie bym myślała, że to z bólu, ale znając ją to wiem, że zawsze podczas głaskania sobie pomiaukiwała. W obecnej sytuacji mam wątpliwości, czy coś ją boli, czy dalej sobie pomiaukuje.
Od wczoraj też zauważyłam, że ma takie delikatne drżenie przednich łap, ale chyba kompletnie jej to nie przeszkadza. Jak ją dotykam, to mam wrażenie, że drży jej skóra. Chwilami mam wrażenie, że jej zimno, bo tak to wygląda. A dzisiaj drży jej też głowa, ale nie sprawia wrażenia żeby jej to przeszkadzało. Nie jest to mocne, widać to tylko jak się jej przyjrzysz.
Weterynarz powiedział żeby dać jej chwilę czasu na ochłonięcie. Przez ostatnie dwa tygodnie była bardzo częstym gościem u weterynarza gdzie była ciągle macana, naciskana, kroplówki, zastrzyki, więc co dwa dni była ta sama historia - igły, obcy ludzie, ściskanie, obce psy w poczekalni.
Wiem, że we wtorek wraca z urlopu inny weterynarz, też z dużym stażem. W poniedziałek dostaniemy ostatni wynik - elektrofereza białek, cokolwiek to jest to wg google brzmi ostro. Więc planuję w okolicy środy/czwartku zjawić się tam tak, żeby trafić na drugiego weta. Chociaż wiem, że się konsultowali ze sobą, ale chciałabym żeby drugi wet ją obejrzał. Nasz mówił żeby dać jej tydzień spokoju. Jeśli przez ten tydzień będzie jeść, wypróżniać się i będzie wszystko ok to dać jej te kilka dni spokoju. A po tych kilku dniach wrócić to pogadamy właśnie nad jakimiś rzeczami, które można naprawić. Czyli właśnie to co Ty pisałaś.
Wet wymieniał pare rzeczy, gdzie chciałby wynik zniżyć/podwyższyć. Mówił o niedokrwistości, coś o potasie. Ale nad tym pomyślimy konkretnie w połowie nadchodzącego tygodnia.
Póki co wygląda na zadowoloną. Wreszcie od tygodnia wygląda spokojnie. Teraz wywalam ją na ogród do cienia, żeby nie siedziała ciągle w domu (oczywiście obserwuję ją ciągle z okna) i widzę, że raz sobie idzie do słoneczka poleżeć. Chwile potem idzie znów do cienia. Raz leży na brzuchu, raz na plecach.
Bardzo żałuję, że nie chodzi. Bo uwielbiała spać na fotelu i widzę, że czasami patrzy tak na ten fotel i chciałaby się tam znaleźć, ale niestety nie może. Bo chwila nieuwagi, ja wyjde na chwilę do toalety, a ona w tym czasie chciałaby zejść i spadnie. Jak leży to potrafi sobie je przenieść, z trudem, ale udaje się jej zmienić pozycję spania. Często jak się rozciąga to prostuje też tylne łapki. Potrafi nimi poruszać, przykurczać i rozciągać. Ale są zdecydowanie za słabe, żeby na nich stała, czy nawet nie potrafi się odpychać i jak sie przemieszcza to tylko ciągnie się na przednich łapkach. Chociaż pod koniec dnia nie ma nawet na to siły.
Serio, jakkolwiek to głupio brzmi, ale odkąd nie jeździ na te wszystkie zabiegi to widzę znów w jej oczach taki błysk. Ale widzę też, że od początku leczenia, czyli ponad 2 tygodnie oczy bardzo się jej zmieniły. Ma oczy takie typowo kocie. Ma takie oczy słodkiego, niewinnego kotka. Takie bardzo kształtne.
Ale wracając - tak, będziemy naprawiać jej stany 'okołobiałaczkowe' najdłużej jak tylko nie będzie to podtrzymywanie jej przy życiu na siłe, ale to dopiero w okolicy środy. Jeśli będzie coś można zrobić podając parę tabletek, czy kroplówek - nie ma sprawy. Ale jak pojawi się coś poważniejszego, gdzie będzie trzeba wprowadzić dłuższe leczenie silnymi antybiotykami, albo operacja - niestety odpuścimy. Trzymanie kota na siłę przy życiu to niestety, ale dla mnie przesada. Chociaż piszę to z wielkim bólem serca.