Nie wiem jak przeżyje najbliższe dni, tygodnie . Moje serduszko już mnie nie przywita ..nawet na chwiejnych z wyczerpania łapkach . To był najmądrzejszy kot jakiego znałam. Jego spojrzenie było zawsze rozumne i głebokie. Jakbym patrzyła w oczy osobie a nie zwierzęciu. . Był mi radością w najgorszych chwilach . Mimo , że nie należał nigdy do miziastych kotów. Ale nie musiał lubić pieszczot , wystarczyło że po prostu był i wyginał się z wdziękiem gdy spał lub drzemał.
Znowu czuję ze przegrałam , znowu powierzyłam życie kota lekarzowi, który okazał się być bardzo słabym. Kolejny wet, do którego już nigdy nie pójdę.
Nie umiem sobie wyobrazić domu bez Filusia ..tak bardzo go kocham . Czy on rozumiał co się dzieje ? czy wybaczył mi to wszystko. Nadzieja jakiej się trzymałam , niczym tonący brzytwy, nie przysłużyła się Filusiowi w niczym.
Wyrzucam sobie wszystko i o wszystko siebie obwiniam . Żałuje każdego podanego zastrzyku, każdego kreonu którego nie chciał jeść, każdej fortiflory podanej z strzykawki. I kroplówek żałuje i karm których mu odmówiłam, bo miały mu nie służyć. Żałuje każdej jazdy do weta , każdego jego stresu w lecznicy, wenflona w tej drobniutkiej , chudziutkiej łapce. Po co to wszystko było?? nie tak miało się to skończyć.
Eutanazja miała być w domu, a nie w obcym miejscu . Nawet tego aspektu , nie zrealizowałam. I mogłam to wszystko zakończyć tydzień temu . Zaoszczędziłabym mu, cały tydzień męki, który do niczego nie prowadził
Teraz już naprawdę , żyć mi się odechciało .