Najpierw wyrzucałam sobie, że mogłam wcześniej to zrobić , nie czekać aż będzie w takim stanie .( gdybym pokazała jego zdjęcie, gdy już odszedł na zawsze, wiedziałybyście o czym mówię . Bo może ciężko sobie wyobrazić, jak wygląda kot który stracił ponad 50 % masy ciała, a wcześniej nie był otyły ani gruby,tylko dużej budowy, a na zdjęciu na trawce, tego nie widać) O ile 7 dni przed śmiercią , ważył jeszcze niecałe 4 kg, tak w dniu śmierci już tylko 3.
Nie zdawałam sobie sprawy., że w ostatnim czasie, on już w ogóle nie przyjmował pokarmu. Jadł-ale organizm tego nie przyjmował. To mi uświadomiła dr. Wojtyczko po rozmowie. Wcześniej gdy jeszcze dr. podjęła walke, to mówiła że nie wiemy jak to wygląda i była taka możliwość brana, że jelita już nie pracują. Dopiero potem okazało się, wnioskując z wszystkiego-że były martwicze. A on głodował-jedząc.
Jak weszło jedzenie , tak wyszło. Martwicze jelita, niedziałająca trzustka, prawdopodobnie nawet żołądek nie nadtrawiał już nic. Więc najpierw wyrzucałam sobie, że mogłam mu pomóc przejść za Tęczowy most, wcześniej a teraz nie mogę znieść myśli, że to się stało poza domem. I nic , że zabrałam go po drugim zastrzyku , zapakowanego w koc, szybko do samochodu, póki jeszcze zasypiał, bo chciałam aby myślał że wracamy do domu . Dopiero gdy już spał w aucie, weszliśmy do gabinetu na ten 3 ostatni zastrzyk ..ale i tak -nie tak miał odejść . Nie tak to miało wyglądać . Czuję się z tym potwornie źle . Nie wiem jak mam dalej żyć teraz.
fili pisze:Bardzo Ci współczuję
Wiem jak to boli, każdego dnia od nowa...
I tyle pytań, poczucia winy, niezgody na to,że już nic nie można zrobić inaczej
Przytulam:(