Witam,
najpierw opowiem o mojej kotce, żeby był pełen obraz.
Miałam dużo kotów w domu, psów porzuconych w lesie czy zaniedbanych, ale to był najcięższy przypadek z jakim miałam do czynienia.
Kotka trafiła do mnie z "drugiej ręki" na koniec 2014. Poprzedni właściciele nie powiedzieli mi w jakim jest wieku (były dwie wersje: przyszła kotna lub mieli ją rok... a weterynarz z powodu jej drobniutkiej postury nadal nie jest w stanie określić jej wieku) - ja jej wpisałam do książeczki 01.04.2013. Bo dla mnie "żartem" jest to, jak do mnie trafiła i co musiała wcześniej przeżyć.
Była brudna, wychudzona, bała się ludzi, panicznie dzieci, nie korzystała z kuwety ani drapaka, drapała, syczała, warczała, nie reagowała na imię i można by rzec, że była dzika, gdyby nie fakt, że nie jadła w samotności - tylko w towarzystwie i to bardzo łapczywie... (trzymali ją w piwnicy bo "drapała dzieci" przed którymi nie mogła nigdzie uciec w domu, bo mogła chodzić tylko po podłodze). Była po kociętach, które zabrano jej szybko (około 4 tygodnia), żeby nie nabrały manier od matki. (Ją też pewnie zabrano zbyt szybko od jej matki bo jest piękna)
U mnie pierwszy raz była odrobaczana i szczepiona. Chciałam ją wysterylizować niedługo po wzięciu, ale wet stwierdził, że lepiej poczekać, aż nabierze zaufania. Do tej pory ma dwie blizny po przypaleniu prawdopodobnie papierosem.
<<Dalej może się nie spodobać osobom, które popierają teorię "kota się nie karze" oraz "praw zwierząt wszelkich", więc proszę o przejście pod linię>>
Miewała rujki, ale krótkie, ciche i wręcz nieprzeszkadzające. Bardzo długo trwało jej... ukształtowanie, naprostowanie? Chowała się, uciekała non stop. I reagowała paniką na dźwięk dzieci z TV lub z podwórka 7 pięter niżej. Miskę napełnialiśmy jej na bieżąco, żeby wiedziała, że jedzenie jest i zawsze będzie, nawet jak jadła do porzygu. To samo z wodą. Drapaki naznaczyliśmy jej pazurami i zaczęła z nich korzystać. Stopniowo nauczyła się korzystać z kuwety, spać w łóżku (śpi tylko w nogach, jeśli śpi z nami). Za drapanie i syczenie dostawała ostrzeżenie ("siiiii" z wystawionym palcem) a potem opryskiwaczem do kwiatów i zamknięcie w (ciemnej) łazience --> aż do skutku. Nauczyła się reagować na ostrzeżenia, przepraszać. Przez próby jej głaskania, mycia (niestety trzeba było ją czasem umyć, bo nad nami były dzieci i na nie też reagowała) czy zwykłego minięcia w przejściu mam blizny wojenne, po których była ostrzegana i karana. Jak była miła, korzystała z drapaka, kuwety... nagradzaliśmy ją. Przysmakami, które akurat jej podpasowały. I choć to kot wszystkożerny (mleko też może pić), to rosół z kury jest fuj, a z indyka mniam mniam. Wybredna bestia. Ale jedyny pozytywny efekt uzyskaliśmy wówczas dając żywe (hodowane) myszy. I może kogoś to zdziwi, kogoś zniesmaczy, ale kot jednak był wcześniej w piwnicy nie wiadomo jak długo... spróbowaliśmy raz i okazało się, że tak, to jest kot "głodny", który tego akurat potrzebuje. Jeśli mysi żywot kogoś boli (ja też je kiedyś hodowałam i serio je uwielbiam i sama kiedyś napisałam do stacji TV, że mówią bzdury oparte na bardzo płytkiej w tamtym momencie wikipedii i nadal mam niecny plan stworzenia "pokoju" dla myszy), to ona załatwiała wszystko w ciągu kilku sekund. Łącznie ze zjedzeniem ofiary.
Mimo wszystko nie ruszała miski pod nieobecność człowieka. Myszy również - potrafiła przynieść nie uszkodzoną ofiarę do łóżka, gdzie jest człowiek. Akurat nie mieliśmy innego zwierzaka w domu na stałe, więc została podjęta decyzja - bierzemy drugiego kota. Również z tego forum wiem, że lepszy jest kocur. Więc znalazłam ogłoszenie o kotkach. Trafił nam się mały (9 tyg.) kotek, którego odstawiono od matki w 6 tygodniu, karmiony suchą junior Kitekat. Od właścicielki matki wiem, że w końcu wysterylizowała kotkę, bo kociąt było dużo i często, a ten mój niestety strasznie chorowity... I nasza piękna starała się go wychować, jak umiała. Nawet próbowała karmić. Przy pierwszym zapachu (miał około 6 miesięcy) został wykastrowany.
Zaczęła jeść pod nieobecność człowieka. Wskakiwać na kolana. Dopominać się o głaskanie. Spać na kolanach. Witać w drzwiach aż do wzięcia na ręce, bo inaczej nie dawała spokoju... Akceptuje obcych, dzieci, psy. Obydwa koty zostają czasem pod opieką i nie ma żadnych problemów.
Powiem szczerze - to cudowny kot i nie wyobrażam sobie co by się z nią stało, gdyby nie trafiła do mnie a tym państwu, od których ją dostałam, bardzo zależało, żeby się jej pozbyć. Tak samo nie wyobrażam sobie, żeby ją komuś oddać. Tym bardziej im.
____________________________________.
Zmieniliśmy mieszkanie. Tak się złożyło, że akurat w dzień przeprowadzki musiałam iść do pracy. Gdy wróciłam kotka siedziała zakopana w rzeczach, które były nierozpakowane i ani myślała wyjść do nikogo innego, kogo choćby znała od początku. Dopiero do mnie wyszła.
Krótko po przeprowadzce zaczęła się rujka permanentna. Już uciążliwa. Znaczyła wszystko. Od skarpetek po łóżko (gdyby ktoś był ciekaw, to wyszorować łóżko mocno pieniącym się płynem i potraktować parownicą - kot tego nie zasika drugi raz, aż nie napierdzisz). 3 tygodnie temu była sterylizowana. Wcześniej dostała Proverę 1/2 tabletki na tydzień. W ubranku przechodziła ile należy. Blizna ładnie się goi, sutki zmalały względem tego, co miała zawsze. Na początku, gdy ją odebrałam nie chciała nigdzie się ułożyć, tylko u mnie na rękach na pleckach. Przespała 4 godziny w nosidełku zrobionym z koca. Pierwszej nocy spała z nami w pokoju. Miała postawiony talerzyk z wodą (za płytki, żeby się utopić, dość by się napić) i kuwetę. Następne noce już różnie.
Co mnie niepokoi? Jak żyć? Jak spać? Jak śnić?
Gdybym miała określić stosunek przyjaźni naszych kotów przed zabiegiem to by było 70%. Teraz jest 95%. Czasem się pogonią, ale głównie się lubią.
Ona znowu przestała jeść pod nieobecność człowieka. To raz. Ale dwa - nie da się spać.
W ciągu dnia śpią razem, ale... ona przez cały czas robi "mryyyyyy". Przysypia - mryyy. Śpi - mryyy. Budzi się - mryyy. Dosłownie co 10-30 minut i to z kopnięcieim. W końcu on się irytuje i zmienia miejsce. Ona zaraz idzie za nim.
Jak śpi tylko ona z nami w pokoju, to robi identycznie + "traktor" + miauczenie, że drugi kot został na zewnątrz.
Jak tylko on z nami śpi - ona miauczy pod drzwiami aż ktoś wstanie. A on czeka pod drzwiami.
A jak są z nami razem w pokoju, to już prawie nie da się w ogóle zasnąć. Ona traktor, on miauczy... a potem co chwilę się kłócą. Biją.
Obydwa koty się lubią. Obydwa proszą o wypuszczenie do kibelka i wtedy właśnie normalnie budzą... ale od czasu sterylizacji kotki po prostu chodzimy niewyspani. Nie da się spać. Nie mogę 24/7 świecić im laserkiem, żeby się wybawili. Ale ona i tak wymrukuje coś co chwilę śpiąc i kopie przy tym. Mówię, że może ma lęki nocne. Że jej coś się śni złego. Wet zaufany, z dobrym podejściem więc nawet nie podejrzewam, żeby coś tam się jej stało. Może to przez podróż tam i z powrotem (bardzo, ale to baaaaaaardzoooooo nie lubi jeździć), może jej się śnią wcześniejsze czasy. A może to po porostu ten brak hormonów. Nie wiem. Mimo wielu zwierzaków, z którymi miałam do czynienia, zwyczajnie nie wiem co jej jest. I wiem, że ona czegoś potrzebuje, albo coś jej dolega i chciałabym pomóc, ale tym razem zwyczajnie nie wiem czego mam się chwycić. Je, pije, załatwia się normalnie. Bawi się. Układa na kolanach, nawet gdy to piszę. Ale gdy idziemy spać wstępuje w nią jakiś szatan.
A i na kocimiętkę ona nie reaguje. Nigdy nie reagowała.