Cześć!
Dawno nie zaglądałem, ale dzisiaj zdarzyła mi się taka sytuacja: na zjeździe z Mostu Łazienkowskiego w stronę Wawra na Wał Miedzeszyński po drodze biegał mały, czarny kociak. Na moje oko 3-4 miesiące. Musieliśmy zablokować ruch, ale nie dał się złapać, więc zgoniłem go na tere hostelu Wisełka i Boathouse'u. No i tu dramat. Kolejne kotki. Naliczyłem czwórkę, w wieku 3-4 miesięcy (chyba nie więcej, ale znawca ze mnie żaden), ciekawskie, ale nieufne. Tygryska może udałoby się złapać, ale przepłoszył go przechodzień. Jakiś facet z obsługi obiektu powiedział, że tam ogólnie jest sporo kociąt.
I teraz moje pytanie: czy to w ogóle gdziekolwiek zgłaszać, jakiś ekopatrol, coś? To jest teren otwarty, ale prywatny, oni tam chyba w ogóle nie mogą tak o wejść. To jest diablo ruchliwe miejsce, a kociaki jak to kociaki, ciekawskie. Ktoś na tym terenie zajmuje się sterylkami? Wyłapanie ich, żeby zabrać je do schroniska chyba mija się z celem, te które widziałem wyglądały na zdrowe, ale tam też gdzieś musi szwędać się kotka... Bo ja łapać mogę, będę jeszcze kilka dni w Warszawie, ale nie wiem co z tymi kociakami dalej. Ja kolejnych wziąć nie mogę, nie z braku chęci, ale ze względu na specyfikę pracy
Ktoś, coś?
Ksz.