Wiek to loteria, nawet gdy pytasz weta. Młode, bo rosną, da się w przybliżeniu oszacować. O starszym powiedzieć, że wiekowy, ale nie wiem na ile dokładnie. Wszystkie moje były przygarnięte i jak pytałam wetów o wiek, to już nie było tak kolorowo. Największą rozbieżność chyba miał Frota, tak od 2-3 lat do 8 . Rożni weci rożnie mu dawali.
Ewkkrem znam ta tęsknotę i to bardzo dobrze. U nas na początku zamknięcia był bunt i to silny. Rożnie u obu. U jednego bardzo długo, u drugiego krócej, za to drugi gryzł mocniej, do krwi, na poważnie
Bunt tez odżywał z każdą wiosną-latem, nawet zima, gdy słoneczko przygrzewało przez szyby. Już nie tak strasznie jak na początku, ale zawsze. No i zawsze próbowały uciec- były mniej zdeterminowane, nie gryzły przy drzwiach, ale korzystały z okazji, kombinowały. Dlatego zawsze staram się wyczulić, ze jak się kota nagle zamyka, koniecznie trzeba zadbać o okna- bo niestety wtedy bardzo łatwo o wypadek w uchylnym oknie i bardzo tragiczną śmierć. Podobnie z balkonami. Kot wypuszczany raczej nie ryzykuje skoku z wysokości. Zamiauczy-wypuści go ktoś. Nie wypuszczany- no mój chory raz mi niezły numer wyciął. 'Piękne' to było
Okno jeszcze nie zabezpieczone, czekało na fachowca (EDIT: Tu od razu, widząc determinacje zadecydowałam, ze tylko siatka ogrodzeniowa, metal, żadne tam siateczki z sklepów zoo, każdą w kilka minut by rozpracował, tą łatałam, bo rozdrapywał- też uczulam, małe oczka i mocna siatka, przy tych opornych) . Wysokie 1 piętro, ale prawie jak 2-gie. Otwierałam tylko siedząc obok, tak ze sięgałam ręką na parapet. Co kotek szykował sie do skoku, czy nawet wstawał z leżenia, to ręka na jego grzbiet i przytrzymanie. Myślałam, ze to starczy, takie wietrzenie z ręką na... pulsie
Aha, skoczył na balkon na parterze z pozycji przycupniętej-leżącej, nawet nie siedzącej
Tam ponieważ wysokość była spora, na troszkę zamarł, ja pędem na dół i udało mi się go tam złapać. Ale to daje już pojęcie, jak bardzo zdeterminowany potrafi być taki kot? I ze można mieć latami koty wychodzące, które nigdy nie zainteresowały się uchylonym, czy otwartym oknem, ale jak im się to wychodzenie zabierze, trzeba naprawdę uważać, bo będą próbować za każdą cenę. Ten sam zaklinował sobie łapkę w uchylonym oknie. Okno takie, że nawet w najszerszym miejscu nie przecisnąłby głowy, nie mówiąc o kuperku. To łapką próbował poszerzyć, tak nieszczęśliwie, ze ta się zaklinowała u dołu szpary. Dobiegłam, pomogłam spanikowanemu zwierzątku. Tu by nawet ograniczniki nie pomogły, chyba, że ustawione tak, ze nawet łapki nie wciśnie. Uchylam, ale muszę być w domu. To jak przy diecie, kot który nigdy nie ruszał rzeczy niejadalnych, nagle zaczyna się nimi interesować i to niebezpiecznie. Mój próbował zjeść moje skórzane rękawiczki, zabawne, ale nie niebezpieczne. Ale jak mi z torebki wyciągnął w nocy ibuprom forte, wyłuskał z opakowania i prawie połkną...
To był cud, że się obudziłam, zaniepokoiłam na tyle, że wstałam i poszłam do kuchni, do dziś nie wiem dlaczego, jakaś siła wyższa nad nami czuwała?... I cudem w ostatnim momencie z gardła już mu wyciągałam, gdy już połykał. Może dlatego ze tabletka żelowa? Ale w opakowaniu, w torebce? Rozpisałam się ale uczulam na takie rzeczy. Zamkniecie, dieta to zmiany w zachowaniu, trzeba naprawdę przemyśleć wszystko. Kot często bywa zdesperowany. Teraz mam Pumke, też siłą w domu. No ale on już tak pomysłowy nie jest, na szczęście. Wiosna -lato, to próby ucieczki. Otwieram okno na chwilę (nie by wietrzyć), widać, ze szacuje, czy uda mu się skoczyć. Uchylam tylko w mojej obecności, choć okna są jak ograniczniki, czyli nie uchylają się na tyle, by kot się na nich powiesił... Ale jak mnie jego poprzednik nauczył, zawsze może zaklinować sobie łapkę
Zamknąć może i można, ale nie każdy kot się z tym pogodzi. Dlatego to dla mnie nie takie proste, że na pewno i tylko tak trzeba. Na pewno są sytuacje, gdzie nie wolno wypuszczać, ruchliwa droga, nieprzyjazny sąsiad, pies itd. W innych to już różnie może się ułożyć i nie obwiniałabym za to ludzi. No i uważajcie i przy zamykaniu i diecie (tu nawet na kwiatki, leki, trutki- muszą być niedostępne). A przy zamkniętym- zabezpieczone balkony, nawet na 10 piętrze (może próbować skakać na parapety obok) i zabezpieczone okna uchylne i to porządnie.
Rodzina, to chyba najgorszy czynnik, poza samym kotem. Nie każdy ma na tyle wyrozumiałą, by nagle zamknąć kota w domu i by przechodziła z nim bunt koci. Tak już w życiu bywa. EDIT: Pamiętam jak w zamierzchłych, sprzed organizacji pro-zwierzęcych, czasach, jeszcze jako dziecię/młodzież szkolna walczyłam z rodziną, żeby w żniwa koty siedziały w domu, zamknięte. Nigdy nie spotkałam, ale słyszałam o wypadkach. Trudna walka, sporo awantur. Koty oczywiście tez nie współpracowały. To nie jest często takie proste i łatwe. Teraz mieszkanie mam tylko dla siebie i mieszkam w mieście. Łatwiej i podjąć decyzje o niewychodzeniu i ją zrealizować