Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Blue pisze:Ale powiedz mi - w czym naprawdę jest problem?
W chęci posiadania papierka?
Bo:
- jeśli chodzi o kastrację to wystarczy sprawdzić czy kocur ma jądra. OKI bardzo dobrze Ci to napisała.
- w przypadku kotki będzie blizna na brzuchu. Do potwierdzenia tego żaden papier nie jest potrzebny. I żaden wet nie będzie wydawał niewykastrowanego kota biorąc za to pieniądze. Wystarczy kota obejrzeć żeby wiedzieć.
Brak nacięcia ucha to błąd.
I tu warto podrążyć temat.
Cała reszta to w sumie czepianie się - należy mi się etc.
Rozumiem chęć posiadania dokumentacji kotów - ale dążysz do tego takimi sposobami i przesłankami że lada chwila zrazisz sobie osoby które Ci pomagają.
Dostajesz karmę dla kotów, zabierają od Ciebie i przywożą koty które poddawane są darmowym, bardzo cennym zabiegom - a Ty chcesz dokumentację BO MOŻE WET KLAMIE I NIC NIE ZROBIŁ A PIENIĄDZE WZIĄŁ.
marcin800 pisze:Za bardzo przesadzasz rolę wolontariatu ...
Dałbym Ci przykład np " Szlachetnej Paczki" to przecież stowarzyszenie , które pomaga wielu licznym rodziną w okresie przedświątecznym .Tylko czy aby ta "Szlachetna Paczka" działa w 100% z wolontariatu i dobroci wolontariuszów i darczyńców - nie .
Stowarzyszenie to ma kilka form finansowania , choćby po przez darowiznę lub inne akcje mogące pozwolić uruchomić działalność . Podobnie jest z wieloma organizacjami pro- zwierzęcymi . Zgodzę się ,że organizacje i stowarzyszenia pomagają i niejednokrotnie robiąc to po kosztach ale bez pieniędzy zewnątrz niemal każda organizacja lub stowarzyszenie nie ma prawa bytu .
Pani zaś domniema ,że człowiek który odbiera ode mnie koty ,daje mi karmę - robi to za darmo jadąc własnym samochodem niemal po całym terenie województwa śląskiego , och ale Pani naiwna ...
marcin800 pisze:Jest cień podejrzeń ,a on jeszcze bardziej się uwypuklił gdy upomniałem się o dokumentacje medyczną oddanego w miejsce bytowania kota .Ja nie stwierdzam kategorycznie ,że padłem ofiarą jakiegoś oszustwa ,że weterynarz na pewno coś kombinuje .Pytałem się Was o kartotekę w podobnych przypadkach i odpowiedzi żadnej i konkretnej nie otrzymałem ...
Piszecie nie na temat ,a ja , notabene w tą niepotrzebną pisemną konwersacje się wdaje .
OKI pisze:Zarówno weci, jak i fundacje - zwłaszcza korzystające z miejskich/gminnych dotacji, prowadzą stosowną dokumentację dotyczącą kastracji kotów bezdomnych.
I z pewnością weci wystawiają stosowne zaświadczenia. Tylko... kastrując kota w ramach funduszy dla kotów bezdomnych/wolnożyjących kastruje się kota, którego właścicielem jest miasto/gmina lub organizacja, która ostatecznie ten zabieg finansuje. A wszelkie kwity trafiają do właściciela (i płatnika) - tak po prostu.
marcin800 pisze:Jest cień podejrzeń ,a on jeszcze bardziej się uwypuklił gdy upomniałem się o dokumentacje medyczną oddanego w miejsce bytowania kota .Ja nie stwierdzam kategorycznie ,że padłem ofiarą jakiegoś oszustwa ,że weterynarz na pewno coś kombinuje .Pytałem się Was o kartotekę w podobnych przypadkach i odpowiedzi żadnej i konkretnej nie otrzymałem ...
Piszecie nie na temat ,a ja , notabene w tą niepotrzebną pisemną konwersacje się wdaje .
marcin800 pisze:Za bardzo przesadzasz rolę wolontariatu ...
Dałbym Ci przykład np " Szlachetnej Paczki" to przecież stowarzyszenie , które pomaga wielu licznym rodziną w okresie przedświątecznym .Tylko czy aby ta "Szlachetna Paczka" działa w 100% z wolontariatu i dobroci wolontariuszów i darczyńców - nie .
Stowarzyszenie to ma kilka form finansowania , choćby po przez darowiznę lub inne akcje mogące pozwolić uruchomić działalność . Podobnie jest z wieloma organizacjami pro- zwierzęcymi . Zgodzę się ,że organizacje i stowarzyszenia pomagają i niejednokrotnie robiąc to po kosztach ale bez pieniędzy zewnątrz niemal każda organizacja lub stowarzyszenie nie ma prawa bytu .
Pani zaś domniema ,że człowiek który odbiera ode mnie koty ,daje mi karmę - robi to za darmo jadąc własnym samochodem niemal po całym terenie województwa śląskiego , och ale Pani naiwna ...
marcin800 pisze:Jest cień podejrzeń ,a on jeszcze bardziej się uwypuklił gdy upomniałem się o dokumentacje medyczną oddanego w miejsce bytowania kota .Ja nie stwierdzam kategorycznie ,że padłem ofiarą jakiegoś oszustwa ,że weterynarz na pewno coś kombinuje .Pytałem się Was o kartotekę w podobnych przypadkach i odpowiedzi żadnej i konkretnej nie otrzymałem ...
Piszecie nie na temat ,a ja , notabene w tą niepotrzebną pisemną konwersacje się wdaje .
OKI pisze:Zarówno weci, jak i fundacje - zwłaszcza korzystające z miejskich/gminnych dotacji, prowadzą stosowną dokumentację dotyczącą kastracji kotów bezdomnych.
I z pewnością weci wystawiają stosowne zaświadczenia. Tylko... kastrując kota w ramach funduszy dla kotów bezdomnych/wolnożyjących kastruje się kota, którego właścicielem jest miasto/gmina lub organizacja, która ostatecznie ten zabieg finansuje. A wszelkie kwity trafiają do właściciela (i płatnika) - tak po prostu.
OKI pisze:No, coś tam słyszałam
Ale o tym, żeby organizacje dostawały granty na kastracje, a koty woził im etatowy pracownik miasta, to faktycznie pierwsze słyszę
Tylko w takim wypadku to chyba znowu - po papiery powinieneś uderzyć do miasta/gminy, bo to bezpośrednio pracownikowi miasta/gminy (etatowemu) przekazałeś kota i to on wie, co z tym kotem zrobił, gdzie go zawiózł i co przy nim zrobiono.
W innych miastach robią to właśnie wolontariusze organizacji, które te granty dostały. Za friko to robią.
Albo w wersji z talonami - potrzebujący karmiciel musi się samodzielnie pofatygować do gminy, zarejestrować się, wziąć talon, złapać kota, zawieźć go na kastrację, odebrać z tej kastracji i wypuścić. Często też musi przetrzymać po zabiegu, bo nie wszystkie gminy są łaskawe pokrywać koszty przetrzymaniamarcin800 pisze:Za bardzo przesadzasz rolę wolontariatu ...
Dałbym Ci przykład np " Szlachetnej Paczki" to przecież stowarzyszenie , które pomaga wielu licznym rodziną w okresie przedświątecznym .Tylko czy aby ta "Szlachetna Paczka" działa w 100% z wolontariatu i dobroci wolontariuszów i darczyńców - nie .
Stowarzyszenie to ma kilka form finansowania , choćby po przez darowiznę lub inne akcje mogące pozwolić uruchomić działalność . Podobnie jest z wieloma organizacjami pro- zwierzęcymi . Zgodzę się ,że organizacje i stowarzyszenia pomagają i niejednokrotnie robiąc to po kosztach ale bez pieniędzy zewnątrz niemal każda organizacja lub stowarzyszenie nie ma prawa bytu .
Pani zaś domniema ,że człowiek który odbiera ode mnie koty ,daje mi karmę - robi to za darmo jadąc własnym samochodem niemal po całym terenie województwa śląskiego , och ale Pani naiwna ...
Rozejrzyj się, dobry człowieku, po forum, na które trafiłeś...
Bo tu naiwnych na pęczki.
Nie tych, którzy przeceniają rolę wolontariatu.
Ale tych, którzy tymi naiwnymi wolontariuszami są.
Wożą koty do weta po kilkanaście, a czasem kilkadziesiąt km za własne ciężko zarobione pieniądze, własną bryką (niejednokrotnie mocno śmierdzącą po odbiorze kastrowanego kocura).
Za friko sterczą godzinami po nocach na łapankach.
Dokładają do karmy i żwiru, żeby przetrzymać po zabiegach, albo wyleczyć przed zabiegami.
Za friko użerają się z karmicielami-bomisiami
I wysłuchują permanentnych zarzutów, że z pewnością zarabiają na tym ciężką kasę
Bo to się przecież "normalnym ludziom" w głowie nie mieści, że można zrobić coś za frikomarcin800 pisze:Jest cień podejrzeń ,a on jeszcze bardziej się uwypuklił gdy upomniałem się o dokumentacje medyczną oddanego w miejsce bytowania kota .Ja nie stwierdzam kategorycznie ,że padłem ofiarą jakiegoś oszustwa ,że weterynarz na pewno coś kombinuje .Pytałem się Was o kartotekę w podobnych przypadkach i odpowiedzi żadnej i konkretnej nie otrzymałem ...
Piszecie nie na temat ,a ja , notabene w tą niepotrzebną pisemną konwersacje się wdaje .
Ależ dostałeś konkretną odpowiedź - tu:OKI pisze:Zarówno weci, jak i fundacje - zwłaszcza korzystające z miejskich/gminnych dotacji, prowadzą stosowną dokumentację dotyczącą kastracji kotów bezdomnych.
I z pewnością weci wystawiają stosowne zaświadczenia. Tylko... kastrując kota w ramach funduszy dla kotów bezdomnych/wolnożyjących kastruje się kota, którego właścicielem jest miasto/gmina lub organizacja, która ostatecznie ten zabieg finansuje. A wszelkie kwity trafiają do właściciela (i płatnika) - tak po prostu.
Nie płacisz - nie masz kwitów, a przynajmniej nie z automatu.
Takie to skomplikowane?
marcin800 pisze:Pomagam bezdomnym kotom .Wykupuje z własnych pieniędzy dla nich suplementy witaminowe , leki , legowisko , koce polarowe i jedzenie w postaci surowego mięsa . Sam z własnego materiału wybudowałem dla nich domek , lecz nie mam możliwości przetrzymania kota ,a zwłaszcza kotki po sterylizacji u siebie w domu ,a stowarzyszenie , o którym tak się rozpisujemy - zabiera kota na 3 dni ,zaś kotkę na dni 7 . Ty zaś piszesz ,że dziwisz się ,że organizacja ze mną jeszcze rozmawia - pomyśl trochę zanim coś więcej w tym temacie napiszesz , bo mi żaden wolontariusz nie pomaga .
W kwestii zaś karmy : suchej i mokrej , którą otrzymałem oraz tego ,że koty są ode mnie tymczasowo odbierane , to organizacja ta wykonuje takowe obowiązki , bo władzę miasta jej za to płacą ,a m.in. z moich pieniędzy ...
marcin800 pisze:Tylko podziwiać takich wolontariuszy ,ale ja z nimi w sprawie przedmiotowej nie mam styczności , bo nikt nie daje i nie robi -tego co opisałem - frikoOKI pisze:No, coś tam słyszałam
Ale o tym, żeby organizacje dostawały granty na kastracje, a koty woził im etatowy pracownik miasta, to faktycznie pierwsze słyszę
Tylko w takim wypadku to chyba znowu - po papiery powinieneś uderzyć do miasta/gminy, bo to bezpośrednio pracownikowi miasta/gminy (etatowemu) przekazałeś kota i to on wie, co z tym kotem zrobił, gdzie go zawiózł i co przy nim zrobiono.
W innych miastach robią to właśnie wolontariusze organizacji, które te granty dostały. Za friko to robią.
Albo w wersji z talonami - potrzebujący karmiciel musi się samodzielnie pofatygować do gminy, zarejestrować się, wziąć talon, złapać kota, zawieźć go na kastrację, odebrać z tej kastracji i wypuścić. Często też musi przetrzymać po zabiegu, bo nie wszystkie gminy są łaskawe pokrywać koszty przetrzymaniamarcin800 pisze:Za bardzo przesadzasz rolę wolontariatu ...
Dałbym Ci przykład np " Szlachetnej Paczki" to przecież stowarzyszenie , które pomaga wielu licznym rodziną w okresie przedświątecznym .Tylko czy aby ta "Szlachetna Paczka" działa w 100% z wolontariatu i dobroci wolontariuszów i darczyńców - nie .
Stowarzyszenie to ma kilka form finansowania , choćby po przez darowiznę lub inne akcje mogące pozwolić uruchomić działalność . Podobnie jest z wieloma organizacjami pro- zwierzęcymi . Zgodzę się ,że organizacje i stowarzyszenia pomagają i niejednokrotnie robiąc to po kosztach ale bez pieniędzy zewnątrz niemal każda organizacja lub stowarzyszenie nie ma prawa bytu .
Pani zaś domniema ,że człowiek który odbiera ode mnie koty ,daje mi karmę - robi to za darmo jadąc własnym samochodem niemal po całym terenie województwa śląskiego , och ale Pani naiwna ...
Rozejrzyj się, dobry człowieku, po forum, na które trafiłeś...
Bo tu naiwnych na pęczki.
Nie tych, którzy przeceniają rolę wolontariatu.
Ale tych, którzy tymi naiwnymi wolontariuszami są.
Wożą koty do weta po kilkanaście, a czasem kilkadziesiąt km za własne ciężko zarobione pieniądze, własną bryką (niejednokrotnie mocno śmierdzącą po odbiorze kastrowanego kocura).
Za friko sterczą godzinami po nocach na łapankach.
Dokładają do karmy i żwiru, żeby przetrzymać po zabiegach, albo wyleczyć przed zabiegami.
Za friko użerają się z karmicielami-bomisiami
I wysłuchują permanentnych zarzutów, że z pewnością zarabiają na tym ciężką kasę
Bo to się przecież "normalnym ludziom" w głowie nie mieści, że można zrobić coś za frikomarcin800 pisze:Jest cień podejrzeń ,a on jeszcze bardziej się uwypuklił gdy upomniałem się o dokumentacje medyczną oddanego w miejsce bytowania kota .Ja nie stwierdzam kategorycznie ,że padłem ofiarą jakiegoś oszustwa ,że weterynarz na pewno coś kombinuje .Pytałem się Was o kartotekę w podobnych przypadkach i odpowiedzi żadnej i konkretnej nie otrzymałem ...
Piszecie nie na temat ,a ja , notabene w tą niepotrzebną pisemną konwersacje się wdaje .
Ależ dostałeś konkretną odpowiedź - tu:OKI pisze:Zarówno weci, jak i fundacje - zwłaszcza korzystające z miejskich/gminnych dotacji, prowadzą stosowną dokumentację dotyczącą kastracji kotów bezdomnych.
I z pewnością weci wystawiają stosowne zaświadczenia. Tylko... kastrując kota w ramach funduszy dla kotów bezdomnych/wolnożyjących kastruje się kota, którego właścicielem jest miasto/gmina lub organizacja, która ostatecznie ten zabieg finansuje. A wszelkie kwity trafiają do właściciela (i płatnika) - tak po prostu.
Nie płacisz - nie masz kwitów, a przynajmniej nie z automatu.
Takie to skomplikowane?
Użytkownicy przeglądający ten dział: agatela, Chanelka, kasiek1510, raksa, Vi i 545 gości