Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
neska25 pisze:Nie wiem, czy tylko ja rozumie o co chodzi Panu Marcinowi?
Funghi- Pan Marcin nie podważał tutaj wolontariatu. Nie mówił również o wynagrodzeniu. Zapytał, czy wg was powinien otrzymać dokumenty jesli o to prosi.
marcin800 pisze:Za bardzo przesadzasz rolę wolontariatu ...
Dałbym Ci przykład np " Szlachetnej Paczki" to przecież stowarzyszenie , które pomaga wielu licznym rodziną w okresie przedświątecznym .Tylko czy aby ta "Szlachetna Paczka" działa w 100% z wolontariatu i dobroci wolontariuszów i darczyńców - nie .
Stowarzyszenie to ma kilka form finansowania , choćby po przez darowiznę lub inne akcje mogące pozwolić uruchomić działalność . Podobnie jest z wieloma organizacjami pro- zwierzęcymi . Zgodzę się ,że organizacje i stowarzyszenia pomagają i niejednokrotnie robiąc to po kosztach ale bez pieniędzy zewnątrz niemal każda organizacja lub stowarzyszenie nie ma prawa bytu .
Pani zaś domniema ,że człowiek który odbiera ode mnie koty ,daje mi karmę - robi to za darmo jadąc własnym samochodem niemal po całym terenie województwa śląskiego , och ale Pani naiwna ...
neska25 pisze:Funghi- Pan Marcin nie podważał tutaj wolontariatu. Nie mówił również o wynagrodzeniu. Zapytał, czy wg was powinien otrzymać dokumenty jesli o to prosi.
neska25 pisze:W sensie u weterynarza jest zakładana karta z informacją kto przekazał kota- nr ewidencyjny. I jakie czynności zostały wykonane. (odrobaczenie, opchlenie, jesli jakieś leki jakie, sterylizacja). Myslę, że każdemu takie informacje by wystarczyło dawać wraz z oddawanym kotem - jedna kartka z wypisu od lekarza - coś na styl jak człowiek wychodzi ze szpitala. - sporo to by ułatwiło.
Funghi pisze:Ja podpisuje się pod jedną wypowiedzią, że jak sam nie płaci to dokumenty się nie należą. Co innego gdy są to koty właścicielskie. Niby jak miałyby wyglądać te dokumenty? Tutaj są tylko cztery koty, a co jak ich jest naście? Robić zdjęcia kotów? A jak mamy same krówki nie do rozpoznania. Ktoś znający się na rzeczy nie wykastruje wykastrowanego kocura. Weterynarz jednym spojrzeniem to zweryfikuje. Gorzej z kotkami i tutaj warto nacinać uszy.
OKI pisze:Macie pole do popisu - załóżcie fundację, złóżcie wniosek o granty i działajcie lepiej
neska25 pisze:Włączę się do rozmowy.
Dziękuje za zrozumienie .Ja naprawdę nie mogę nic złego napisać na temat tej fundacji – Oni mi pomogli w sytuacjach , z którymi sam sobie bym nie poradził - kastracja ,sterylizacja …
Oddałem na zabieg kastracji rzeczowej fundacji w miesiącu listopadzie kocura , którego sam z transporterka wypuszczałem .Od momentu zwrócenia temu kotowi wolności w ogóle go przez 10 dni nie widziałem ,co ja wtedy myślałem i czego do głowy sobie nie wpajałem słysząc nie od jednej już osoby negatywne opinie na temat fundacji – co temu kotu się stało , co oni mu zrobili ?
Kot najwidoczniej był tak zestresowany , że bał się pojawiać w miejscu ,w którym mu wolność tymczasowo odebrałem ,a dziś - stołuje się w najlepsze myśląc ,że „ koci domek” jest wyłącznie jego …
Wiem ,że fundacja , której nazwy celowo nie wymieniam z uwagą czyta moje wpisy na tym forum . Otrzymuje od nich infantylne wiadomości na temat ich przypuszczeń i podejrzeń , a w tych wiadomościach przejawia się tylko jeden temat – kto panu na nasz temat takich rzeczy naopowiadał, kto szkaluje nasze dobre imię ,a ja głupi myślałem , że otrzymam wiadomość na temat kotki , którą im oddałem .Wiadomość , w której będzie napisane ,że z nią wszystko jest ok, że jest już po zabiegu , no mylić się rzecz ludzka , tak to sobie muszę wytłumaczyć …
Panie Marcinie uważam, że słusznie zadaje Pan pytania i jako osoba dokarmiające ma Pan prawo uzyskać odpowiedź.
Moje zdanie jest podobne jak Pana w kwestii braku dokumentów. Miałam okazję również korzystać z pomocy fundacji (kastracja) i niestety po steryliazji była potrzebna konsulatacja medyczna. Niestety również nie posiadałam dokumnentów odnośnie przeprowadzonego zabiegu, w momencie jak wyszedł problem poprosiłam o kontakt z lekarzem który prowadził kota- chciał wiedzieć, czy zwierze zostało zaszczepione, jakie leki miał podane. Fundacja nie widziała potrzeby kontaktu. Osoba która zaadopotowała kota część kosztów za leczenie wzięła na siebie - część otrzymała z fundacji (po tym jak rozmowa zrobiła się ostrzejsza a lekarz prowadzący wydał opinię, że jest to powikłanie po sterylizacji).
Nie mówię, że wszystkie działania organizacji są zle - trzeba cieszyć się, że ktoś ogarnia większe sprawy- ale jej działania nie są przejrzyste a powinny. Za dużo złych emocji i oszczerstw padło rozmowach z przedstawicielem fudacji i z tego powodu ja osobiście wycofałam się z dalszych działań fundacji.
Jesli chciałby Pan w jakiś sposób wymienić opinie, uwagi, znaleźć pomysł na poprawę działań w mieście- zapraszam na prv.
I proszę się nie zrażać - każdy z nas działa nie dla siebie a dla zwierzaków. Można to też robić z uśmiechem na ustach
neska25 pisze:Nie wiem, czy tylko ja rozumie o co chodzi Panu Marcinowi?
Funghi- Pan Marcin nie podważał tutaj wolontariatu. Nie mówił również o wynagrodzeniu. Zapytał, czy wg was powinien otrzymać dokumenty jesli o to prosi.
Nie wydaje mi się w tym nic dziwnego. Patrz, mój przykład - ja nie dostałam, kota potem leczyliśmy na "czuja" bo fundacja nie dała przy adopcji takich dokumentów.
Sądzę, że jeśli ktoś zakłada fundację (a ta już działa długo) to musi się liczyć z faktem, że ktoś o coś może zapytać. Prowadzone działania powinne być przejrzyste aby w razie kontroli można było pokazać działania jakie zostały wykonane.
W tym przypadku - fundacja - prowadzi własny gabinet weterynaryjny stąd ww Pan pytał wolontarusza który nie jako jest właścicielem przychodni. Ja również pytania co robić z leczonym po adopcji kotem kierowałam do ww miejsca- i byłam zbywana, co więcej sytuacja była bagatelizowana.
neska25 pisze:Włączę się do rozmowy.
Panie Marcinie uważam, że słusznie zadaje Pan pytania i jako osoba dokarmiające ma Pan prawo uzyskać odpowiedź.
Moje zdanie jest podobne jak Pana w kwestii braku dokumentów. Miałam okazję również korzystać z pomocy fundacji (kastracja) i niestety po steryliazji była potrzebna konsulatacja medyczna. Niestety również nie posiadałam dokumnentów odnośnie przeprowadzonego zabiegu, w momencie jak wyszedł problem poprosiłam o kontakt z lekarzem który prowadził kota- chciał wiedzieć, czy zwierze zostało zaszczepione, jakie leki miał podane. Fundacja nie widziała potrzeby kontaktu. Osoba która zaadopotowała kota część kosztów za leczenie wzięła na siebie - część otrzymała z fundacji (po tym jak rozmowa zrobiła się ostrzejsza a lekarz prowadzący wydał opinię, że jest to powikłanie po sterylizacji).
Nie mówię, że wszystkie działania organizacji są zle - trzeba cieszyć się, że ktoś ogarnia większe sprawy- ale jej działania nie są przejrzyste a powinny. Za dużo złych emocji i oszczerstw padło rozmowach z przedstawicielem fudacji i z tego powodu ja osobiście wycofałam się z dalszych działań fundacji.
Jesli chciałby Pan w jakiś sposób wymienić opinie, uwagi, znaleźć pomysł na poprawę działań w mieście- zapraszam na prv.
I proszę się nie zrażać - każdy z nas działa nie dla siebie a dla zwierzaków. Można to też robić z uśmiechem na ustach
pchełeczka pisze:Człowieku jak chciales z góry te dokumenty to mogłes o nie od razu poprosić grzecznie. Nie wątpie że byłyby wystawione i przekazane a teraz jako nieplatnik i w zasadnie strona obok calego procesu mozesz sobie prosic o informacje publiczna i jak nie dostaniesz bujac sie po sądach....
Tylko czy o to chodzi? Te kwity są tym dokarmiamym kotom do czegos potrzebne? Do czego? Trzeba byo prosic od razu o epikryzy i nie wydziwiac na forum...
Użytkownicy przeglądający ten dział: Blue, Google [Bot] i 196 gości