» Czw lis 15, 2018 14:37
Re: Tulinek, czyli kot , który ..
witajcie, już wiadomo prawie wszystko, a było to tak:
ludzie nigdy nie nauczą sie, aby koty nie wychodziły, prawda? bo on tylko tu, nie chodził dalej, a na ulicę w ogóle ...
no i zaginał, ale zanim sie pojawiło ogłoszenie pojawił sie u mnie w piwnicy , zupełnie przypadkiem go odkryłam, bo poszłam o innej niż zwykle porze , na mój widok zaczął szaleć i próbował sie wydostać, co jeszcze gorsze było , bo miał kłopot z tylnymi łapkami i ciągle spadał , a u mnie wysoko, aby wyjśc , trzeba pokonac stolik, biurko, stolik i półkę , dopiero jest okno do wyjścia , szybko sie wycofałam, aby sie uspokoił...
byłam przekonana ,ze wolnożyjący ze względu na zachowanie
skontaktowałam sie z moja wet i z tozem , ale te parszywe super wolne było przecież, weci nie pracują , moja akurat chora, znajoma z toz na wyjeżdzie a łapki po ludziach ...
jeśli miał jakiś wypadek , na pewno ma obrzęk,stąd ten problem z łapkami , więc ustaliłyśmy z wetka,że póki sie nie zorganizuje czegoś , dać mu spokój, obrzęk powinien nieco sie wchłonąć, nie może miec wysiłku żadnego
nazajutrz poszłam z jedzeniem , piwnica pusta, ale na wszelki wypadek sprawdziłam budki , w ostatniej był zakamuflowany i znów jak mnie zobaczył, zaczął panikować, wiec zwinęłam sie jak najszybciej, wszedł do budki
kolejnego idąc do pracy zobaczyłam ogłoszenie ze zdjęciem ,że zaginął 05 listopada , wg mnie to ten kotek
znalazła się właścicielka, poinformowałam o stanie kotka, pożyczyłam transporter, bo nie mieli
kotek miał złamany ogonek, uszkodzona nóżkę ...
prawdę mówiąc miałam wrażenie,że właścicielka ma trochę pretensje do mnie, bo wet powiedział,ze to musiało sie stać parę dni temu , wdała sie martwica i będzie amputacja ogonka...
zastanawiam sie ile w tym mojej winy
wpadam do piwnicy zwykle podać jedzenie, koty zwykle wychodzą z piwnicy, jedna burasia sie nie boi , gdyby nie ta inna pora , nawet bym go nie zauważyła w budce, bo kocyki zasłaniają wejście dla ciepła, a on pewnie był od dnia zaginięcia...