Witam Wszystkich,
potrzebuję doświadczenia osób które prowadziły kota po zespoleniu kości udowej.
1) został znaleziony kotek ok. 10 tygodniowy, ważący 800g.
2) okazało się, że ma złamaną kość udową ( dosłownie w połowie)
3) 14.11 miał zabieg osteosyntezy i przeżył!
4) mamy go w domu.
Wszystko było dobrze tzn. stał na tej łapie, apetyt, kulturka w kuwetce, w piątek z 5 minut pochodził poza klatką i było ok. W sb byliśmy u weta na antybiotyku i było ok. Wracając autem od weta nagle zaczął głośno miauczeć - chwilowo demolował kontenerek i wył. Zatrzymałam się - leżał jak gdyby nigdy nic.
W domu akcja " szału/skakania i wycia " powtórzyła się w klatce. Czas trwania szału to ok. 5-10s. Podkulał łapę. Pojechaliśmy spanikowani wieczorem do weterynarza( wet specjalnie dla nas przyjechał do gabinetu)-pobadał ruchowo łapę, kotek dostał silny zastrzyk przeciwbólowy i noc minęła spokojnie, był w kuwecie bez wrzasków. Zauważyłam, że podwija paluszki.
Dziś rano po swoim śniadaniu zaczął się drzeć - wchodzę do pokoju w którym jest klatka a on wisi na szczebelkach od klatki próbując wydostać się !!! Darł się w niebogłosy. Zabrałam go z klatki-na łóżku przy mnie spał spokojnie.
Zorganizowałam mu nowy kojec w wannie-żeby nie wieszał się i nie "dobijał" na wolność.
Czy uważacie, że pobyt w klatce od tygodnia mógł tak zadziałać na jego psychikę? Czy to możliwe aby klatka kojarzyła mu się z bólem???
Dziś jest już spokojny w swoim nowym domku w wannie ( żeby nie wieszał się), raz go nóżka zabolała i zawył. Był kilka razy w kuwecie, lekko opierał się na nóżkę i teraz śpi. Zmieniał pozycje ciała kilkakrotnie bez objawów bólowych.
Mam od weta zastrzyki przeciwbólowe na czarną godzinę.