Silva uciekła. Jestem zdruzgotana, wychodziłam rano do pracy i kotka śmignęła mi pod nogami, a ktoś zostawił otwarte drzwi do klatki schodowej i tyle ją widziałam. Siedzę i się zamartwiam, mam nadzieję że wróci, podjadę w miejsce z którego ją wzięłam - może tam wróciła, bo to nie jest daleki dystans. Załamać się idzie
( Przynajmniej była najedzona i dostała preparat na pasożyty...
Mruczka dostała dziś rano zastrzyki ode mnie, jest bardzo dzielna. Wypuściłam ją tylko na toaletę i wpuściłam znów do domu. W końcu też mogę mieć pootwierane wszystkie pomieszczenia w domu, bez obaw że się załatwi, więc jest plus. Jutro jedzie jeszcze raz do weta, w środę koniec zastrzyków, w sobotę (prawdopodobnie) odrobaczanie i odpchlanie. Wczoraj u weta rozmawiałam z babką, ona jest od kotów (przyjmował mnie jej mąż, on się zajmuje raczej psami) i wyjaśniła że podrażnione jelita są od tasiemca, bo przy takiej ilości pcheł jakie ma kocica na bank też jest tasiemiec. Kotka zrobiła się dużo bardziej żywa, więc powinno być dobrze. Mama też się poczuła i zapłaciła za weta. Po wielkiej walce, ale mimo wszystko.
Kotka nie ma testów na FIV. Przyznam bez bicia, że mi osobiście nie robi różnicy, czy ma, czy nie, więc uznałam że skoro to nie ma znaczenia, to nie będę robić.
Jest mi tak przykro, że kotka uciekła... Jakby drzwi były zamknięte od klatki schodowej, to by nic się nie stało ;(