Wczoraj (27.01.18) odwiozłam Pipi i Tofinka do nowego domu. Kociaki przejechały 357 km, a ja w sumie przeszło 700
Dzięki odważnej Pani Karolinie, która dysponowała tanim samochodem , poświęciła cały dzień swojego wolnego czasu i okazała się profesjonalną "kierownicą" dotarłyśmy na miejsce i wróciłyśmy już bez kociaków. Podróż od 7 rano do 23 daje w kość.
Oczywiście, że zrobiłam zdjęcia w nowym domu, oczywiście, że zamiast karty włożyłam do aparatu zaślepkę od laptopa i oczywiście, że z tego właśnie powodu - zdjęć nie mam :/
Domek skromny, na wsi, ale zwierzęta w nim są szanowane i się o nie dba. Królik z rodowodem (nie do jedzenia) trzy stare kurki, które czasem zniosą jajko (również nie do jedzenia - kurki znaczy, jajka tak) , świnka wietnamska, której pan szuka towarzysza, bo sama czuje się samotnie.
Przyznam, że jak tam zajechałyśmy to trochę mną wzdrygnęło na widok psa w kojcu, choć kojcem to bym tego raczej nie nazwała, tylko kawałem ogrodzonego podwórka wielkości prawie mojego mieszkania. Pies piękny, błyszczący, kundelkowaty labrador ,przyjazny (najbardziej ogon) buda na full, ocieplona. Budowla na stelażu, która się kręci i zawieszone na niej zabawki, co by się piesku w "kojcu" nie nudziło. Piesek ze schroniska, zaczipowany, wykastrowany. Zwykle biega po podwórku, a nocuje w domu ( w środku była i owszem kołderka dla niego w kuchni i smycz na wieszaku więc nawet na spacery pewnie wychodzi)
Kociaki zostały ulokowane w pokoju syna, bo to jedyny, który się zamyka.
Pipi szybko wyszła zza łóżka, za którym się schowała i obwąchiwała teren. Wylazła na łóżko, a gdy chłopczyk zaczął ją głaskać to się nawet rozmruczała
choć ona raczej strachliwa była w nowym miejscu.
Tofik upatrzył sobie miejsce za szafką z TV i wylazł tylko do michy. Może to bardziej było powodowane zmęczeniem niż strachem, bo to towarzyski kocurek i bardzo lubi się bawić.
Chyba będzie im dobrze w tym domu. Sama nie wiem, bo nigdy tego nie wiem. Dom na pewno kociego goowna się nie przestraszy, gdyby nawet się zdarzyło, pewnie BARFem ich karmić nie będą, ale podstawową opiekę im zapewnią. Ludzie prości, ale o wielkim sercu, to dom pełen miłości. Tak do zwierząt jak i wzajemnie do siebie.
No i tak, jak pisałam wyżej ZDJĘĆ NIE MAM, bo idiotka, z nerwów chyba, wsadziłam do aparatu nie to, co potrzeba. Jakbym jeszcze na miejscu się zorientowała to zrobiłabym telefonem, ale nie przyszło mi do głowy, że sprawdzić i kapnęłam się dobrze za Częstochową. Jak robiłam to na podglądzie wyglądały ładnie, szkoda tylko, że nie zapisał w aparacie
Transport kosztował 180,00 - to chyba jak na 715 km (0,25 zł za km) nie jest jakiś koszmar.