Już śpieszę donieść, co się dzieje. Czas mnie goni, jutro rano znów wyjazd
- Maluszki jadą 2 maja do Wrocławia, Państwo sobie sami po nie przyjeżdżają.
- Moje : Kośki oczko wyzdrowiało, PiFko bez zastrzeżeń, a Malutka słabiutko, coraz słabiej
Muszę zrobić kolejne badania ale na razie brak czasu i kasy
U Pani : Trzeba jak najszybciej przeprowadzić akcję PCHŁY. Niestety nie obejdzie się i trzeba to zrobić natychmiast bez względy na to, czy posprząta, czy nie.
Wczoraj byłam u weta z Puszkinem. Masakryczne rany na szyi. Na zdjęciu nie widać dobrze. Rana oczyszczona, wysmarowana maściami i zabezpieczona + przeciwzapalnie Tolfedyna + Controline. Do przyszłego tygodnia mam obserwować czy przechodzi a w razie czego podamy antybiotyk.
Połowa kotów ma takie uczulenie i rany. Co jedne się zagoją w innym miejscu powstają kolejne. Po powrocie od weta
pozwoliłam sobie Pani nawymyślać. Że leczenie ich i odpchlenie mija się z celem dopóki w domu nadal będzie banował taki bród. Rany się infekują i nigdy ich nie wyleczymy dopóki tak będzie i że może być jeszcze gorzej jak w końcu dostaną jakiegoś zakażenia i nic im już nie pomoże. Bo taka też jest prawda. Trochę ją wreszcie ruszyło i w przyszłym tygodniu ma to uskutecznić. Jak tego nie zrobi to chyba sama tam wtargnę i się za to zabiorę.
Rozmawiałam z Kasią, która chciała ich zabrać do nowej kawiarenki. Mogłaby zabrać ze 4 kociaki. Na pewno chce Karola i Norka, a 2 mam wybrać. Jeszcze wyślę jej zdjęcia. A ja nie umiem się zdecydować, któremu dać szansę. Będę myśleć w przyszłym tygodniu, bo trzeba je przed wyjazdem zaszczepić. Nie wiem jeszcze jak to wszystko poskładam. Na razie nie wiem. Żyję póki co z dnia na dzień, bo i tak wszystko, co sobie zaplanuję berze w łeb
i jeszcze jakiś czas tak będzie.
Kupiłam 18 dużych puszek Mac'sa, bo przestraszyłam się ostatniej nagonki na Animondę. Jeszcze by nam teraz sraczki brakowało do kompletu
Pani też kupuje ile może . Jak byłam to miała chyba ze 20 puszek biedronkowych. Nie jest osobą, która czeka tylko na to, co ja przywiozę. Suchej byle jakiej nie chcą jeść zupełnie. Kupiłam 2 worki 10 kg suchej Jossery. Po 86 zł za worek to najlepsza cena jaką znalazłam. Ją jedzą bardzo chętnie. Nauczyły się i chętnie chodzą do kuwet, lubią trociny które w nich są
. Od kiedy koty wykastrowane i od czasu do czasu popsikam płynem, który dostałam (na smrodek, od kogo? nie pamiętam, przepraszam
) wcale tak bardzo nie śmierdzi.
MISIEK - kocurek oczywiście wykastrowany, ale od jakiegoś czasu tak strasznie dopominał się o wypuszczenie z domu, że nie było siły. Wyprowadzała go w szelkach aż w końcu zaczęła wypuszczać na pole. Cały dzień potrafił przesiedzieć pod drzwiami drąc paszczę niemiłosiernie (sama słyszałam) bez końca.
Kiedyś wrócił dopiero po 2 dniach utykając na jedną łapkę. Od tego momentu śpi na meblach i jakoś kiepsko się czuje. Nagle wychodzenie przestało mu się podobać. Nie wiem czy coś mu jest, ale nakazałam Pani, że jak mnie nie będzie ma dzwonić i jechać sama do weta, co oczywiście załatwię, żeby znów nie było tak, jak z Burcią.
Po moim powrocie, w przyszłym tygodniu planuję wizytę u weta z Puszkinem i koteczką, która miała ruję mimo kastracji, żeby sprawdzić, czy na pewno jest po zabiegu, czy się gdzieś zawieruszyła i została niewykastrowana, choć to mało prawdopodobne.
I oczywiście kupię dla wszystkich coś na pchły bo nie mogą tak zostać i czekać, bo ich te pchły w końcu zjedzą.