Dzień przed wyjazdem do późnego wieczora ,zamiast się pakować i szykować do podróży wyrywałam rozpaczliwie z bezdomności kolejną kotkę (na liście do pomocy na cito w poprzednich postach oznaczyłam ją nr 5). To była jej ostatnia szansa i moja ostatnia szansa na pomoc jej. Adrenalina wylewała mi się uszami,bo dotąd kotunia nie dawała się pogłaskać. Zaledwie parę dni przed wyjazdem przyszła się ocierać i łasić.Nie uciekała jak oparzona,jak dotąd w stadzie i pokazała ,że rokuje na miziaka.One zupełnie inaczej się zachowują w grupie kotów ,a inaczej sam na sam z człowiekiem. W stadzie przy karmieniu walczyła o każdy kęs,warczała,łapała pazurkiem wątróbkę,serca i uciekała. O głasknięciu nie było mowy. Nie pozwoliła z siebie zdjąć nawet kawałka masła,jakie upuściłam na jej futerko i paradowałą z nim dzielnie. Każda moja próba zdjęcia masła,kończyła się odskakiwaniem jak przy rażeniu prądem
. Na osobności,wieczorem zaś turlała się ,ocierała,towarzyszyła mi jak pies idąc za mną po ulicy daleko,daleko poza ośrodek. Zaczepiałą łapką,gdy się nie zatrzymałam przy niej i starałam ominąć udając ,że jej nie widzę. Serce pękało
Ale nie mogłam inaczej.I tak już mnie rozpoznawały i biegły za mną stadem.Poznawały mnie po krokach. Wiedziały,że idzie żarcie
Potem jak tylko wyszłam z budynku ,dokądkolwiek
,zawsze szłam otoczona wianuszkiem kotów. A miałam być niewidoczna dla właścicieli z powodu karmienia
Tak więc miałam jedną ,ostatnią szansę na schwycenie kotki tego ostatniego wieczora,jak będzie poza stadem i będziemy się razem miziać na trawie poza ośrodkiem.Tylko my dwie,bez stada.Trzeba było ją jeszcze jakoś wywabić poza to czujne stado. A uśpić jego czujność doprawdy trudno w pojedynkę. Nie było kogoś,kto pokarmi obok i nie polecą za mną. Myślałam,że mi serce wyskoczy,od presji: teraz ,albo nigdy. Mam jeden jedyny chwyt. Jak się przestraszy i zwieje,zginie tam marnie. Jak jej nie utrzymam,jak ugryzie,jak nie przyblokuję dobrze i szybko zamykanej w transporterze (a byłam sama,nikt mi nie mógł pomóc,przytrzymać,asekurować)...Udało się. Łapanie poszło gładko.Potem walczyła troszkę i rozkrwawiła nosek o transporter,ale to minie,śladu nie będzie.Złapałam i musiałam gdzieś zniknąć,by nie przyciągać gapiów. Gdzieś przeczekać na pomoc w transporcie do Gdańska. Było już ciemno,choć dopiero ok.16.00. Poszłam na cmentarz
Zasiadłam między nagrobkami na ławeczce starając się zniknąć ,gdy jeszcze ktoś przyszedł zapalić znicz bliskim. A ja...modliłam się ,by kotka nie zaczęła tylko wtedy miauczeć prosząc o pomoc w uwolnieniu z transportera nadchodzących ludzi
Musiałam wyglądać jak chora psychicznie. Nocą,z kotem ,na cmentarzu
Potem jeszcze osoba,która się zgłosiła nie odbierała telefonu,a ponieważ rozmawialiśmy tylko raz ,poprzedniego dnia i umawialiśmy się na wariata,że zadzwonię,jak złapię,ale czy w ogóle złapię? Zaczęłam umierać ze strachu,że potencjalny chętny się rozmyślił...Posiedziałam jeszcze niecałą godzinkę paląc nerwowo papierochy na tym cmentarzu i oddzwonił. Bardzo mi się podobało,że chciał zacząć od wizyty u weta. Tak też zrobiliśmy. Cudowny Pan Przemek ,który był moją całą pomocą w Sobieszewie,podwiózł nas,sam zapłacił 141zł za wizytę (odrobaczenie,testy)i odstawiliśmy świeżego właściciela
z nową kotką do ich domku. Kotka jest dzięki Bogu ujemna
Mam nadzieję,że się dogada z kocurkiem i zostanie na zawsze. Tej nocy nie marzła już,po raz pierwszy spędziła ją w domku.Choć zaszyła się w kąciku,to będzie bezpieczna i najedzona.
Jeszcze na wolności w swoim ,okrojonym na tym zdjęciu stadzie
złapana
u weta spokojna jak aniołek,wet mówi,że bardziej niż przyszłego opiekuna kocurek
Co też zadziałało na plus.Pozwoliła się zbadać i pobrać krew do testów. Jest tłuściutka,dobrze napasłam serduszkami i masełkiem przez miesiąc
. I podleczyłam Unidoem z kk,bo świszczała bardzo jak przyjechałam,łezki też leciały.
Pan od koteczki to b.fajny, studiujący na ostatnim roku psychologię młody człowiek. Zainteresował się też osiatkowaniem,poprosił o wskazówki (podesłałam linki). Karmi Animondą mokrą i Orijen suchym. Rewelacja. A odpowiedział oczywiście na ogłoszenie o niebieskim
Jednak kupujemy oczami
Choć bardzo szybko dał mi się przekonać (ale użyłam wszelkich swoich mocy przekonywania),że warto pomóc też innemu kotu. Choćby z opcją tylko i aż DT. Mówił,że wrażenie zrobił też sztywny dead lines. Jestem do soboty i wyjeźdżam.To zadziałało.