tabo10 pisze:A co da przy tokso? Jeszcze raz niech ktoś mi wytłumaczy proszę.
Zmniejsza odczyn zapalny. To w założeniach ma zminimalizować uszkodzenia nim spowodowane (głównie przy ucisku na nerwy i mózg) i ułatwić dostęp leków do źródła infekcji (silny odczyn zapalny często to ogranicza). Często także polepsza samopoczucie kota - zmniejsza ból, dyskomfort. Przy udziale układu odpornościowego w nasileniu objawów (wiele takich infekcji bardzo nasila lub wyzwala reakcje autoimmunologiczne - koty są na nie bardzo narazone) - wycisza go i jest bardzo ważnym elementem terapii.
Przy zaatakowaniu gałki ocznej - zmniejsza ucisk na nerw wzrokowy i na inne delikatne struktury, co zwiększa szanse na odzyskanie wzroku po wyleczeniu choroby. Zmniejsza też bolesność jeśli występuje. Zmniejsza ryzyko wystąpienia objawów ze strony układu nerwowego.
W przypadku FIPa jest składnikiem leczenia paliatywnego.
Absolutnie nie ma na celu uzdrowienia chorego kota
Ma w założeniu poprawić jego samopoczucie, w miarę możliwości spowolnić rozwój choroby - bo w jej przebiegu to reakcje układu odpornościowego kota mają główny udział w narastaniu objawów.
Nie zawsze pomoże cokolwiek, bo dużo zależy od tego co choroba zaatakowała i jakie jest nasilenie objawów - ale bywa że daje kotu jeszcze kilka dni, tygodni fajnego życia. Daje też szansę na popróbowanie innego leczenia - gdy jest szansa.
Steryd w tabletce (najlepszy to encortolon - encorton to niby to samo, ale jednak ten pierwszy koty często lepiej tolerują) potrzebuje czasu by zadziałać skutecznie, ale łatwo go odstawić gdyby była potrzeba.
W zastrzyku - działa o wiele szybciej - ale działa dłużej i jest większe ryzyko powikłań oraz ich nasilenia.
U Misia lepszy byłby chyba w tabletkach - ze względu na łatwość odstawienia. Tak myślę.
Dopisek: ale pamiętaj że to tylko moje przemyślenia - a ja wetem nie jestem
Coś tam trochę wiem - ale nic ponadto.
Niestety - na Ciebie spada podejmowanie różnych decyzji i wcale Ci tego nie zazdroszczę
Misia przyszłość nie maluje się w różowych barwach, masz w sumie dwie drogi... Albo pogodzić się z diagnozą FIPa i skupić na leczeniu paliatywnym tudzież uznać że cierpienie i stres kocurka są już tak duże a uszkodzenia spowodowane chorobą tak znaczne - że walka o kilka kolejnych dni nie ma sensu.
Druga droga - dać szansę ewentualnym innym diagnozom/podejrzeniom i rzucić do walki wszystkie siły - na zasadzie "nie ma nic do stracenia".
W takich wypadkach nie ma sztywnych zaleceń, procedur. Podaje się to co wiedza/intuicja weta podpowiada.
I ma nadzieję że będzie lepiej.
Licząc się z przegraną walką a nawet z przykrymi konsekwencjami zastosowanego leczenia (np. jelitowymi).
Nie wiem co Ci doradzić
Napisałam Ci co ja bym robiła.
Ja w takich podbramkowych sytuacjach mam dziwny stan komfortu - wiem że nic nie ryzykuję, mogę tylko wygrać.
To dlatego np. nasza Mała Czarna jest obecnie na dużych dawkach sterydu i cyklosporynie. Podczas wprowadzaniu tego leczenia nawet mi powieka nie drgnęła chociaż jest teoretycznie koszmarnie obciązające i ona nie powinna już na nim żyć - a żyje i ma się doskonale. Świadomość że bez niego by umarła i co z tego że mniej nasączona chemią - nie pozostawia mi za dużo miejsca na wątpliwości.
Miś ma podejrzenie FIPa. Uzasadnione.
Też nie ma wiele do stracenia
To tak z mojego punku widzenia