Dzisiaj to już istny horror...
Przy mechaniku kociaki z matką, 3 albo 4...Biegają wśród aut,wchodzą do nich, jeden spadł do kanału, innego facet chciał kopnąć, innego wyciągnęłam spod maski.Mechanicy mówią,że to koty ludzi...Idę z nadzieją, starsi ludzie...ich kotka rodzi małe 2 razy w roku po 5-6.Coraz starsza jest,bo wg nich już szczurów nie chce łapać...Moje błagania,przekonywania nie działają...W końcu facet mówi,że maluchy odda, babka absolutnie nie,bo im krzywde sie zrobi.Kotki nie pozwola wysterylizować. Po prostu poryczałam się przy nich z bezsilności...Kotki na oko mają 3-4 mies., chodzą wsród ludzi,podchodzą, mają oczy syjama,a na pewno jeden z nich.Po prostu nie mogłam nawet patrzeć na nie....dla ludzi jestem wariatką...
40 min wczesniej dowiaduje się,że w Świętochłowicach przy głównej,ruchliwej ulicy są jednak koty,ktore widziałam wczoraj przejeżdżając.Z 5 maluchów żyją 2 i matka co chwilę rodząca.Dzisiaj jade i co widzę? koty...Podobno są dzikawe,matka najmniej...Także płacz ,bezsilność...
Doszłam już do kresu wytrzymałości...ludzie wydzwaniają i mówią o kotach...Wyadoptowałysmy 3 koty ,niecały dzień i mamy 3 nowe. Do zabrania jest 5 około 14 dniowych, jednego matka odrzuciła i mamy go.
Czy znajdzie sie tymczas dla któregokolwiek?
W schronie panleukopenia,część przeżywa,część nie.....I co ja mam zrobić?