30.05 umiera Pysia... Jej Pani będzie potrzebowała jeszcze niewiele ponad miesiąc,by otrząsnąć się z traumy i do nas zadzwonić.Będzie bardzo płakać w słuchawkę,prosząc "Niech mnie Pani wysłucha..." Wysłucham sama mając łzy w oczach. Pani wybierze Jagódkę. Bo najbardziej do Pysi podobna z urody.I nazwie ją Misia.
I tak Jagódka zamieszkała w Legionowie. W zeszłą sobotę.Wstępnie dzwonił zięć,ale ostudziłam zamiar szybkiego odbioru kotki.Musiał zabezpieczyć okna siatką.Niezbyt fachowo wyszło na początek,ale poprawi. Jagódka/Misia pojechała SKM do nowego domku.Był upał. Godzina jazdy.Nikt nie chciał mnie podrzucić,bo każdy ma swoje sprawy.Urlop,gorąco itd. Tylko ja muszę to wszystko znosić bez stękania. Koteczka była przerażona,bo znów świat zmienił jej się o 180stopni. Nie ma kotów.Ale jest miłość. Będzie kochana jak rezydentka,która odeszła po 16latach. Jagódka/Misia już pierwszej nocy znalazła kuwetkę. Zjadła dopiero po dobie,a Pani już wcześniej dzwoniła ,co ma robić,żeby kotka chociaż się napiła,bo upał. W końcu przełamała się.I pomiaukuje ,nawołuje koty pewnie.Ale i bawi się zabraną ode mnie,jej zabaweczką.Podrzuca ją,nosi.Pani wie ,że ma za to chwalić,bo kotka zawsze tak oznajmia otoczeniu ,jak coś "upoluje". I Pani mówi,że chwali i bije jej brawo
Jeszcze Misia ucieka przed nową opiekunką,ale mam nadzieję,że powoli przywyknie.
Bardzo się cieszę,że tak się potoczyły jej losy. Że się oswoiła,choć dla mnie ewidentnie nigdy nie była dzikusem.Ale po zaginięciu i będąc pół roku w piwnicy zdziczała trochę. Dobrze,że na zimę wypadła sterylizacja,potem mój miesięczny wyjazd. Zdążyła,niby mimochodem i tak przy okazji, się oswoić. I nie trafić ponownie do zapchlonej piwnicy. Wbrew temu,co radzili inni. Bardzo się z tego cieszę.