Witam.
Okropnie dręczą mnie wyrzuty sumienia, dlatego postanowiłam opisać tutaj pewną sytuację, która ostatnio miała miejsce. Na początku wspomnę iż około 3 lat temu przybłąkał się do mnie (dom z dużym ogrodem) mały kocurek. Ojciec nigdy nie zgadzał się aby kot zamieszkał w domu, jednak mimo to przygarnęłam go i odtąd żyje sobie u mnie na podwórku, ma się bardzo dobrze, noce spędza w piwnicy więc nigdy nie jest mu zimno. Zdobył sobie serca wszystkich (nawet ojca!) Ogólnie normalny kot podwórkowy. Oczywiście jak to kocur broni swojego terenu dlatego gdy ok rok temu pojawiły się w okolicy małe kociaki ten je zagryzł. (Nie widziałam ich, nie wiem czyje były to koty, o fakcie dowiedziałam się od taty który znalazł zagryzione koty na polu). Około tygodnia temu znowu przybłakał się do nas mały kocurek. Szukaliśmy dla niego domu bo u nas nie mógł zostać. Dziwiło nas, że nasz kocur zaakceptował małego, nawet bawił się z nim na podwórku. Dostawał oczywiscie jedzenie. W osatnim czasie temperatury bardzo spadły, nocami było bardzo zimno więc strasznie zrobiło mi się go żal dlatego zwabiłam go do piwnicy i przez ostatnie 3 dni gdzie całe dnie bardzo lało i wiało oba kotki grzały się w niej. Mój kocur jest taki, że gdy pada na dworze to nawet łapki z piwnicy nie wystawi. Do rzeczy.. mały kocurek chyba dobrze czuł się leżąc sobie nakocyku w ciepłym miejscu, na pewno był trochę przeziębiony po nocach spędzonych na dworze. Ale normalnie jadł i pił... gdy wróciłam do domu przedwczoraj wieczorem zauważyłam że jest jakiś "słaby", nie chciał jeść tylko pił mleko (oczywiście mleko dla kotów). Gdy brałam go na ręce był jakiś taki "wiotki"... Pomysłałam że po prostu to przeziębienie daje sie we znaki i musi dłużej poleżeć... Poszłam znowu około godziny 1.00 w nocy zobaczyć co z nim.. Kotek bardzo ciężko oddychał, opierał się na przednich łapkach... Jestem ze wsi u mnie w nocy nie ma żadnego czynnego weterynarza, pomasowałam go po brzuszku i stwierdziłam,że z samego rana od razu pojadę z nim do lekarza. Rano o godzinie 7 zeszłam do niego, a on już nie żył...
Męczą mnie wyrzuty, że nie zabrałam go w nocy i nie szukałam pomocy... nie musicie pisać, że kotek się męczył bo jestem tego świadoma i to mnie boli najbardziej. Jestem osobą którą nienawidzi gdy zwierzętom dzieje się krzywda... Chciałabym poznać przyczynę śmierci kociaka... Może jakieś osoby przeżyły coś podobnego ze swoim kotem? Chciałbym na przyszłość wiedzieć, jak postąpić w podobnej sytuacji... Życia kocurkowi niestety nie wrócę, ale może będę mogła pomóc innym...