Agnieszka2009 pisze:Może za bardzo ją rozpieściłaś? Podczas choroby? Co to była za choroba? Nie należy pozwalać syjamowi wykorzystywać faktu, że kiedyś czuł się gorzej! (Łapka, która już dawno nie boli, ale wciąż jest podnoszona w górę, jak kot chce coś załatwić; jakaś niedyspozycja żołądkowa, która dawno przeszła, ale kot dalej domaga się jajecznicy na parze itd.)
Może mówisz do kotki za dużo? Za często zaglądasz, co ona porabia? Syjamy to sprytne istotki, łatwo zauważą, czy mogą wejść na głowę.
Czy zadajesz kotce podczas zabawy jakieś zadania umysłowe? Np. szukanie czegoś smacznego, interaktywne zabawki. Syjamy muszą byc rozładowane fizycznie, ale i umysłowo. Niektórzy ćwiczą z nimi klikierem, z dobrymi rezultatami.
?
Miałyśmy problem z pęcherzem- pierwszy raz się pochorowała odkąd jest ze mną (czyli 7 lat) i faktycznie chuchałam na nią, ale już jest w porządku i wróciłam do starego porządku dziennego, ale w trakcie choroby też było co wolno to wolno, a czego nie wolno to nie wolno. Chiko nie bawi się dostępnymi zabawkami- wymyślam dla niej co rusz nowe wyzwania, bo też się szybko nudzi więc nie ma szans aby dzień w dzień bawić się w to samo. Szukamy, uczymy się, tropimy, biegamy czy odkrywamy także kiedy się nią zajmuje staram się ją wymęczyć fizycznie i umysłowo ile się da żebym też miała trochę czasu dla siebie. Zaglądać też nie zaglądam, bo to ona częściej sprawdza co ja robię.
milva b pisze:Jakiej klatki>??? Kot to nie pies, nie odsyła się go do kenelu. Kot musi mieć cały teren dla siebie inaczej jest potwornie sfrustrowany.
Czy goście próbowali bawić się z kotką wędką? Rzucać jej jakieś piłeczki, kulki z folii, cokolwiek by przekonać kotkę do siebie?
I podstawowe pytanie, dlaczego syjam jest sam? To nie są koty, które należy trzymać w pojedynkę. Na dłuższą metę robi się im potworną krzywdę.
One potrzebują stymulacji od innego przedstawiciela swojego gatunku, potrzebują kontaktu fizycznego i zabaw z drugim kotem. Inaczej zaczynają fiksować.....
Chiko wychowała się z psem i "papugowała" go we wszystkim. Kiedy był uczony odchodzenia do swojej klatki (czyt. miejsce) ona robiła to samo. Kiedy pies był uczony nowych komend- ona robiła to samo. Na jej szkolenie poświęciłam bardzo mało czasu, bo sama z siebie uczestniczyła w mojej pracy z psem i się uczyła pomimo, że nic od niej nie chciałam i swoją uwagę skupiałam na psie, bo to on miał reagować, a nie ona. Pies nauczył się komendy miejsce i za każdym razem kiedy odwoływałam psa szła do swojej dziupli (klatki) i tak zostało. Psa już z nami nie ma, a i tak reaguje na wszystko czego sama z siebie się nauczyła.
A jest
już sama, ponieważ jej dotychczasowa towarzyszka po narkozie oszalała i zaczęła rzucać się na nią z rządzą mordu. Dwa dotkliwe ataki spowodowały, że Chiko bała się własnego cienia i nie wychodziła z klatki i długo czasu trwało póki doprowadziłam ją do życia, bo się wycofała. Na chwilę obecną nie ma szans aby wprowadzić do domu jakiekolwiek zwierzę, bo każdy zapach innego zwierzęcia nawet dla niej znajomy zaczyna wzbudzać niepokój i krąży obok klatki żeby zdążyć do niej uciec do momentu aż się się upewni, że oprócz niej nikogo nie ma.
Nie ma to jednak większego znaczenia w tych jej "atakach", wszystkie chodzące nogi są świetnym obiektem aby je zaczepić.