W święta Kiwek pogryzł sobie ogon aż do kości....
I cały czas chciał sobie go gryżć , buczał na niego syczał..No 3 doby u mnie to było jedno wielkie pilnowanie..Sam kołnierz nic nie dawał musiałam go jeszcze zawijać w szmaty....
Kiwuś ....Nie tak miało być , tak mi przykro dzieciaku ...To co się przez te trzy dni podziało. Było straszne , dzies wiem że powinnam go uspic od razu jak pogryzł sobie ogon do kosci.Gdy mu ogon amputowalam cały, przez pół godziny był spokój. Leżał i ciągle patrzył na tył jakby czekał aż go zobaczy , poczuje , zacznie nim ruszać.Jak chyba dotarło do niego że go nie ma , to już był dramat .Chciał sobie wygryźć cały tył.On potrzebował tego ogona zeby nim ruszać i go gryżc do mięsa. Ciężko to zrozumieć, niestety z każdą godzina było gorzej..Atakował już mnie buczał, syczał był jak w amoku ...A był na silnych lekach przeciwbólowych i uspokajających. Musiałam jeszcze go zawinąć w koc.Zadzwonilam do p.weterynarz w mieście , pani mnie przyjęła w nocy. Za co bardzo dziękuję.....I Kiwuś odszedł tak nie mogło być i nic by już mu , nie pomoglo.Pamietajmy o tym że Kiwuś miał duży problem ze sobą z chodzeniem, trzymalam go do jedzenia .Dużo mu pomagałam bo mial hipoplazja móżdżku..Za chwilę by był u mnie rok.........No Kiwus miał wielu przyjaciół ale niestety odszedl tak młodo. I została ogromna pustka , bo on był ,,, takie wieczne dziecko. Szczęśliwy z wszystkiego zadowolony , wszystko go rozbawiało ...Kochał żyć , tak jakby czuł że nie będzie żyć długo....
I fundacje mi opłaciły zabieg.