Do śliniącej się ze szczęścia na moich kolanach Fiony i przychlibiającego się o głaski Basila: "Nie ma mowy, muszę sobie zrobić kupę" (myślałam oczywiście o kawie, choć Fiona czasem wywołuje te skojarzenia). 3 dni temu na widok włosa kociego w moim risotto jedzonym w pracy nucenie "Wszędzie futro jest" (na melodię "Love is in the air") . Nawet nie chcę się zastanawiać ile kotów temu byłam normalna....
BTW Kaja wczoraj znów odwaliła numer pt kupa w futrze i zamiast na targ z rana, to musiałam psa kąpać i suszyć. Na Będzin dotarłam, mięso kupiłam (i to nawet ładne i tanio), ale tak już w czasie, gdy pozostali ostatni sprzedający a większość zdążyła się już ewakuować.
Od ponad tygodnia jak jest zimno to jeżdżę w wełnianej średniowiecznej sukni Ali na "biurowe" ciuchy. Jest mi ciepło, wygląda może ciut zaskakująco, ale ja to pierdzielę. Kumpel z reko w swoim kapturze średniowiecznym chodzi, to co ja mam się wstydać, jak - póki kurtki nie zdejmę - wyglądam po prostu jak w długiej ciepłej spódnicy... Co prawda wczoraj jakieś małolaty się ze mnie nabijały (zwłaszcza że bujałam się trochę na boki, bo byłam o krok od zaśnięcia na stojąco), ale wyrzucenie rąk do przodu i warkot "brains, brains" podział. Chyba bali się zostać zzombiaczeni