Tzn że przytrzymana żeby podać tabletkę i żeby ją przełknęła (a ona walczy jak się ją przytrzymuje) to po chwili miała wywieszony język o n był taki sinawy cokolwiek. Więc bałam się, czy coś kardiologicznego nie jest - ale okazuje się że nie, nie ma w tym kierunku podejrzeń. W sensie uszkodzeń, trwałej choroby. pobraliśmy krew, jutro wyniki. Była walka, ale dało radę. BTW waży 6 kg, czyli tylko 1kg przytyła . Nadal jest to prawie połowę mnie niż Hesio, a wzrostu zbliżonego.Czeka nas USG (po Nowym Roku) i głodzenie psa żeby zrobić krew na trzustkę. Jakby wyszło, że nie muszę jej tego amyladolu wtykać obie byłybyśmy szcześliwe.
MB&Ofelia pisze:Aha... Bo już oczami wyobraźni widziałam niebieściejące futro
Niebieściejące futro byłoby mniej traumatyczne dla mnie, bo nie oznacza (w odróżnieniu od siniejącego języka) że zwierzak może mieć zaraz zawał. Tym niemniej jest w miarę OK, nie ma śladów na sercu. I dobrze - spokojniej kąpałam Kaję dzięki temu. Przy czym po straszliwym znieważeniu, przez kąpiel + wycieranie + suszenie suszarką, wzięła i w ramach akcji protestacyjnej zlała się na podłogę w przedpokoju (na moich oczach). Choć może to chodziło o pokrycie zapachu fachmana od gazu, co mnie zaskoczył i sprawdził same wiecie co. Podpisane, nic się nie ulatnia, następnym razem kołomyja za rok.
Nienawidzę zimy - zimno, dzień krótki, w dodatku szaro od rana do nocy ostatnio. Koty i psy dają radę, ja nieco gorzej. Np. wczoraj do pracy pojechałam z reszteczką chleba, za to be masła i wędliny. Pani Ewa sprzątająca (dla której zapomniałam mięsa z zamrażarki zabrać) powiadomiona o moim braku pomyślunku przytachała z domu jak do pracy przyszła spożywkę. Chociaż tyle dobrze, że nie raz ją ratowałam poczęstunkiem, to nie muszę mieć wielkich wyrzutów na sumieniu że objadłam. Biedne te zwierzaki wolnożyjące i zagubione psy i koty - mają teraz totalnie beznadziejną sytuację .
a ja lubię zimę, za to, że prawie nigdzie na spacerach nie ma nadmiaru ludzi w parku pusto, w łąkach pusto , w górach prawie pusto super , jak dla mnie nie to, że nie lubię ludzi, ale nadmiar ludzi wszędzie jest męczący - dlatego tez się wyprowadziłam z Warszawy , bo tam bylo za dużo ludzi
najgorzej jest latem w wakacje - wtedy w ogole nie chodzę z psami do parku, chyba, ze o świcie
Wesołych świąt, Alienorku! U nas obżarstwo, Ofelia biedna aż puściła pawika po wyżebraniu na śniadanie ryby w galarecie. A Mała Czarna wczoraj wykazała się nie lada odwagą i miźnęła się o nogę mojego taty. A ja mam przytkany nos, chociaż katar już mi niby przeszedł... Co u was kurka nie umiem w taty laptopie zrobić znaku zapytania
U nas spaństwo. Bo jak nie pada śnieg, to deszcz leci z nieba - nic tylko się tulać i spać. Co wpływa też na mnie. Przez co zwierzaczki nie mogą się przeżerać, chyba że puszką bo zła pani nie zadbała odpowiednio o catering. I jak patrzę na prognozy, to jedyna nadzieja w tym, że powyżej 3 dni to trochę jak wróżenie z fusów, bo kolejne 2 tygodnie szarości od rana do nocy to koszmar jak dla mnie.