W niedzielę Rusia nie chciała wyjść spod łóżka, gdzie się umościła, ale gdy dostała jeść to zjadła. Po południu i wczoraj była w sumie jak zwykle - ale ustępowała Larze, co zwykle nie miało miejsca. Dziś siedziała pod łóżkiem, nie zjadła sera żółtego (co rano dostawała ociupinkę jak ja jadłam pierwsze śniadanie) i była nieswoja, miała gorączkę. W drodze do weta dostała duszności, mimo że nie była biała (język i dziąsła były wręcz ciemnoczerwone). Dostała tlen, leki (w tym furosemid, bo był płyn w jamie brzusznej), miała zrobione USG. Niestety organizm nie zareagował za bardzo na nie - temperatura prawie nie spadła, duszności ciut się zmniejszyły, ale nie bardzo, w USG wyszły jakieś zmiany w nerkach (niewielkie). Ponieważ nie było szans, na ocalenie jej życia, a tylko na przedłużenie agonii, pomogłam jej odejść w spokoju za M. Odeszła głaskana, wpatrzona we mnie, spokojna.