Sekunda, 10 wdechów po każdej ze stron. Gdybym na początku swojej przygody z kotami trafiła tutaj ze swoimi problemami i usłyszała "Nie jesteś gotowa na kota, jesteś złą właścicielką, idź sobie kup rybki" to po prostu bym tu nie wróciła, bez względu na to czy kota bym zostawiła czy oddała.
@pankleks: Totalnie Cię rozumiem. Może właśnie dlatego, że pierwszego kota w życiu przygarnęłam stosunkowo niedawno i pamiętam jak to jest być cielęciem w tym temacie. Pamiętam też jak to jest być wiecznie zirytowanym, bo coś ciągle jest zdemolowane w domu, bo kot chodzi po blatach i stołach, ryje się na Ciebie gdy jesz, a do tej pory miałeś napodłogowego psa. Jedyne czego nie przeszłam z Twojego opisu to atakowania (nigdy nie bawiłam się ze swoimi kotami rękami/nogami, zawsze bawimy się zabawką, bo zwierzę musi wiedzieć, że gryzienie rąk nie jest fajne).
Mogą mnie przechrzcić za to, co powiem, ale porada "weź drugiego" nie zawsze jest trafiona. W moim przypadku, pomimo tego, że swoje kudłacze kocham i w życiu bym nie oddała, wzięcie drugiego kota było, mimo wszystko, złą decyzją (nie wchodząc w szczegóły, polecam Ci alternatywne zdanie w temacie:
https://agiliscattus.pl/drugi-kot-w-domu.html ). Dwa koty w młodym wieku to wcale nie mniejsze, ale większe szkody w moim wypadku. To tornado nie do zatrzymania i jeśli nie jesteś na to gotowy (ja nie byłam, zostałam zmuszona się z tym pogodzić) by znajdować dom w ruinie po szalonych pogoniach to stanowczo drugiego kota nie bierz.
Powiem Ci jeszcze coś, co może przesądzić o Twojej decyzji posiadania/oddania kota: Wiek kocięcy (wzięłam Hadesa gdy miał 4 miesiące) to nie jest najgorsze co mnie spotkało, powyżej 7 miesiąca, gdy stał się nastolatkiem myślałam, że oszaleję, wyprowadzę się z domu albo go zjem (spokojnie, to oczywiście żart).
A teraz szczerze: Głupio to zabrzmi, ale do wielu rzeczy da się przyzwyczaić. Przyjąłeś go do domu i on jest teraz domownikiem na tych samych prawach co Ty. Miałeś kiedyś współlokatorów? Bo to jest właśnie Twój współlokator. Tylko bardziej wścibski, bo wysikać się nie można spokojnie, gdy potwory Ci się od razu dobijają, albo zamknąć przed nimi gdy masz dość ich, bo zamknięte przed kotem drzwi to chamstwo i zbrodnia (w ich mniemaniu, oczywiście). Jojczenie po nocy, drapanie w lustro z wielkiej szafy, pogonie nocne, skoki na Twoją głowę, bo śpisz za długo, a on się nudzi, obsikanie czegoś, a bo dziwnie pachniało, bo ktoś tu był wcześniej, bo Twój gość jest chory, bo drzwi do łazienki były za mocno przymknięte albo gość zamknął za sobą a Ty nie upilnowałeś. A jak przegapisz odpowiedni moment na kastrację to naprawdę cuchnącym moczem zasiura Ci coś fajnego i wtedy krew Cię zaleje (ja dostałam bez mojej wiedzy od fundacji kotkę w trakcie niemal permanentnej rui, która nie potrafiła korzystać z kuwety - kupa w wannie, a w rui obsikiwała cały dom kilkanaście razy dziennie).
Prawda jest taka, że chodzisz sfrustrowany (i to jest zrozumiałe, serio) a koty są hiperczułe na Twoją energię. Tak, to też może mieć wpływ na waszą relację.
I w końcu porady: Jeśli nie jesteś gotowy na to żeby wybaczyć mu, że zniszczy najfajniejszą/najcenniejszą rzecz w Twoim domu to może faktycznie warto rozważyć opcję oddania. Jeśli krew Cię zaleje ale dasz radę to przegryźć to jesteś w stanie zwierzaka posiadać
Jeśli faktycznie kot zmienia zęby to może mu śmierdzieć jak ze starej latryny, to minie po zmianie.
Jeśli nie lubi Twojego dotyku spróbuj pokazać mu, że to jest fajne. Weź wędkę, usiądź na podłodze, pozwól mu przebiegać po Twoich kolanach, sam zainicjuj kontakt, niekoniecznie głaskaniem. Może też głaszczesz go nieodpowiednio, moje akurat akceptują mizianie wszędzie, ale sporo kotów ma problem z niektórymi miejscami na ich ciele. Przysmak w rękę, niech go ciamka, a Ty spróbuj delikatnego smyrania pod brodą i na policzkach, to też przeniesie na Ciebie jego zapach.
Nikt nie podejmie za Ciebie decyzji. Wiem, że to trudne - pierwszy kot i od razu problemy. Mogą mnie zlinczować, ale fantazjowałam o oddaniu pierwszego kota przez kilka miesięcy po jego adopcji, kiedy minusy przeważały nad plusami i pojawiały się kolejne "wielkie problemy" (tak to wtedy widziałam, bo byłam niewyspana, zdenerwowana i ciągle sprzątałam zniszczenia). Fantazjowałam, ale nigdy nie brałam tego na serio.
Wyobraź sobie siebie i kota za jakiś czas, kiedy wydorośleje. Nie będzie AŻ TAK niszczył (bo zawsze zdarzy się mu coś zrzucić czy zepsuć), zacznie więcej spać (nie, legowisko nigdy nie będzie tak super jak Twoje łóżko lub kanapa - aktualnie mam 3 legowiska, jeden kot śpi koło mnie na kanapie, drugi na komodzie), ale wciąż nie będzie specjalnie miziasty, raczej leniwiec do podziwiania z daleka. Jest to dla Ciebie ok? Jeśli nie jest - wyadoptuj tego kotka jak najprędzej do kogoś, kto go zrozumie póki jest mały i będzie miał wzięcie. Bo jeśli macie się ze sobą męczyć przez jakieś 15 lat (na to musisz być gotowy) to faktycznie nie ma to sensu.