Niekończąca się opowieść...Szczecin.Koniec.

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw kwi 26, 2018 21:53 Re: Niekończąca się opowieść ...Szczecin. Pilne!! Dramat Har

Bardzo ładne zdjęcia :)
A koty jakie zadbane :kotek:
Obrazek*Obrazek*Obrazek*

Stomachari

 
Posty: 10611
Od: Sob kwi 16, 2016 21:29
Lokalizacja: Nieopodal Sochaczewa.

Post » Nie kwi 29, 2018 18:17 Re: Niekończąca się opowieść ...Szczecin. Pilne!! Dramat Har

ObrazekObrazekObrazekObrazekObrazekObrazekObrazekObrazekObrazekObrazekObrazekObrazekObrazek

Kotki pięknie dziękują
:1luvu: Baltimoore :1luvu: za suchą karmę :catmilk:
Proszę o wsparcie i udostępnianie zbiórki:

https://pomagam.pl/100kotow

iza71koty

 
Posty: 30714
Od: Sob sie 30, 2008 17:27
Lokalizacja: Szczecin

Post » Nie kwi 29, 2018 19:06 Re: Niekończąca się opowieść ...Szczecin. Pilne!! Dramat Har

Kotki są piękne, ale jak na nie patrzę, to chce mi się płakać, że takie cudowne zwierzęta są bezdomne :cry:
Do cats eat bats?

Muireade

Avatar użytkownika
 
Posty: 1576
Od: Pon sie 08, 2016 17:26
Lokalizacja: Środek wiochy (pod Toruniem)

Post » Pon kwi 30, 2018 16:57 Re: Niekończąca się opowieść ...Szczecin. Pilne!! Dramat Har

Stomachari pisze:Bardzo ładne zdjęcia :)
A koty jakie zadbane :kotek:


Dzięki :D :1luvu:

Zdjęcia prawdę mówiąc są trochę kiepskiej jakości, chociaż wiele kotków w stadzie dobrze wygląda, a przy dobrym aparacie moznaby było zrobić masę takich naturalnych zdjęć mówiących o tym jak żyja swoim naturalnym środowisku.

O ile zdjęcia kotów domowych w naturalnych domowych warunkach czyli kanapa, drapaczki i inne cuda potrafią być przepiękne o tyle uważam że przedstawienie kotów wolnożyjących wsród ich natury, soczystości traw i konarów drzew potrafi równie fascynować.NAWET powiem że takie zdjęcia są bardziej pracochłonne, trudniejsze.A przez to uzyskanie dobrego zdjęcia to czasem po prostu dobry fart.

Te koty nie będą się wylegiwać jak domowe pieszczochy którym takie zdjęcia łatwo jest zrobić.Nie jeden kot potrzebuje kilku podejść, kilku zdjęć z których można coś wybrać bo jeśli chętnie wychodzą to tylko na moment ten, kiedy wiedza że jest pora karmienia.I wtedy szybciutko albo coś uchwycę albo nie.


Jak narazie mój aparat jest juz na wykończeniu.Służył temu wątkowi wiele lat.Chciałabym zdobyc inny, odkupić gdzieś niedrogo albo sam aparat albo chociaż telefon niekoniecznie dobrej jakości, ale taki który robi dobre zdjęcia.Mogłabym wtedy sporo pokazać.
Proszę o wsparcie i udostępnianie zbiórki:

https://pomagam.pl/100kotow

iza71koty

 
Posty: 30714
Od: Sob sie 30, 2008 17:27
Lokalizacja: Szczecin

Post » Pon kwi 30, 2018 17:08 Re: Niekończąca się opowieść ...Szczecin. Pilne!! Dramat Har

Muireade pisze:Kotki są piękne, ale jak na nie patrzę, to chce mi się płakać, że takie cudowne zwierzęta są bezdomne :cry:


No ja mam troszkę inne podejście.Patrze na to co zostało zrobione i co robione jest dla stada codziennie.To nie są bezdomniaki wyrzucone z domu, pozbawione opieki , nie umiejące się odnależć w otoczeniu.

To koty urodzone , pochodzące z natury.W większości mniejsze lub większe dziczki wolnożyjące.

właściwie to duża grupa szczęściarzy.Tak.Takich które mają pewność, jakąś stabilność i zapewniona codzienną egzystencję.Dobrą egzystencję między innymi dzięki Wam. :1luvu:

Płakać mozna było wiele wiele lat temu nad nimi.Zapchlone, zabiedzone, wygłodniałe, rodzące.Ich kocięta często umierały z chorób i głodu.One same często ginęły tragicznie kiedy szukały pożywienia.Teraz....teraz to wiele kotów mogłoby im zazdrościć.

Ciepły posiłek jesienią i zimą.Zawsze świeże ugotowane jedzenie.Dodatkowo sucha karma i w miare mozliwości puszki, saszetki.Codzienny obchód.Dodatkowo dbanie o schronienia,sprawdzanie stanu budek,wymiana polarków.O sterylizacjach to pisać nie musze.Podleczenie w miąre potrzeby czy udzielenie pomocy kotu w nagłej sytuacji.Myśle że to co udaje mi się zrobić dzięki Wam :1luvu: :201494 to jest naprawdę kawał roboty i przede wszystkim ogromne kocie zadowolenie. :201461
Proszę o wsparcie i udostępnianie zbiórki:

https://pomagam.pl/100kotow

iza71koty

 
Posty: 30714
Od: Sob sie 30, 2008 17:27
Lokalizacja: Szczecin

Post » Pon kwi 30, 2018 17:27 Re: Niekończąca się opowieść ...Szczecin. Pilne!! Dramat Har

Nie chciałam umniejszać tego co dla nich robisz, są bardzo zadbane i jak na zwierzęta wolnożyjace mają bardzo dużo szczęścia, bo ktoś się nimi zajmuje. Jest mi tylko żal, że nie mają domów - choć tak jak piszesz, one nie znają domów i dlatego im ich nie brakuje. Przepraszam, jeśli źle się wyraziłam, albo urazilam Cię moją wypowiedzia, naprawde nie było to moją intencją. Bardzo Cię podziwiam i szanuję pracę, jaką dzień w dzień wykonujesz :ok:
Do cats eat bats?

Muireade

Avatar użytkownika
 
Posty: 1576
Od: Pon sie 08, 2016 17:26
Lokalizacja: Środek wiochy (pod Toruniem)

Post » Pon kwi 30, 2018 17:30 Re: Niekończąca się opowieść ...Szczecin. Pilne!! Dramat Har

iza71koty pisze:O ile zdjęcia kotów domowych w naturalnych domowych warunkach czyli kanapa, drapaczki i inne cuda potrafią być przepiękne o tyle uważam że przedstawienie kotów wolnożyjących wsród ich natury, soczystości traw i konarów drzew potrafi równie fascynować.NAWET powiem że takie zdjęcia są bardziej pracochłonne, trudniejsze.

Zgadzam się w pełni. Kotu domowemu trudno niekiedy pstryknąć ładną fotkę a co dopiero wolno żyjącemu.
Tobie się udało, zdjęcia są naprawdę ładne :)
Obrazek*Obrazek*Obrazek*

Stomachari

 
Posty: 10611
Od: Sob kwi 16, 2016 21:29
Lokalizacja: Nieopodal Sochaczewa.

Post » Pon kwi 30, 2018 19:45 Re: Niekończąca się opowieść ...Szczecin. Pilne!! Dramat Har

Muireade pisze:Nie chciałam umniejszać tego co dla nich robisz, są bardzo zadbane i jak na zwierzęta wolnożyjace mają bardzo dużo szczęścia, bo ktoś się nimi zajmuje. Jest mi tylko żal, że nie mają domów - choć tak jak piszesz, one nie znają domów i dlatego im ich nie brakuje. Przepraszam, jeśli źle się wyraziłam, albo urazilam Cię moją wypowiedzia, naprawde nie było to moją intencją. Bardzo Cię podziwiam i szanuję pracę, jaką dzień w dzień wykonujesz :ok:


''Jest mi tylko żal, że nie mają domów''- Masz rację.Teoretycznie, gdyby miały dom byłoby cudownie, ale prawdopodobnie wbrew ich dzikiej naturze.To trochę inny typ kotów. Każda karmicielka wie, że nie zawsze i nie w każdej sytuacji radykalna zmiana wychodzi kotu na korzyść.

Przykład.Mój własny. Koty z Tęczy. Obiecałam, że podeślę Ci link. Postaram się to jak najprędzej nadrobić.To taka smutna, tragiczna historia kotów, które tam gdzie żyły były szczęśliwe.Wystarczała im obecność człowieka-- na tej zasadzie-- przychodzisz, nakarmisz, zobaczysz- czy u mnie ok, a ja Ci pięknie podziękuję.Czasem w porywie radości nawet obetrę się o Twoje kolana.Ale jestem inny.Mam instynkt.Swoje tereny.Terytorium, które codziennie patroluję- taki swego rodzaju dom.

Potrafię o siebie zadbać, znaleźć ciepły i suchy kąt.Wystarczy, że przyjdziesz i dostarczysz mi ciepły posiłek wtedy, kiedy najbardziej tego potrzebuję. Zauważ Kochana- koty w tym stadzie nie są ani zasmarkane, ani też nie widać jakoś szczególnie, żeby miały problemy z oczami.To dowód na to, że dobra opieka wystarczy.Reszta należy już do nich, a ja od lat przekonuję się, jakie to są mądre zwierzęta.Ostrożne.Czasem oczywiście zdarza się wypadek.Ale te zdarzają się zawsze, a jak domniemywam w sytuacjach, gdzie koty są zmuszone wędrować codziennie w poszukiwaniu pokarmu, zdarzają się dużo częściej.

Te koty nie muszą zdobywać.Teoretycznie nie muszą polować, choć robią to pewnie, bo tak działa ich instynkt.Ale nie muszą rzeczy najważniejszej- szukać pożywienia -próbować dostać się do zamykanych, okratowanych śmietników, śmietników, w których, nie ukrywajmy od dłuższego czasu niewiele można znaleźć. Pozostaje do wylizania pudełko po margarynie, jakaś skórka od wędliny, czy kawałek suchego chleba.Tak żyły koty kiedy je poznałam, i tak żyłyby teraz. A nawet gorzej, pomijając techniczne utrudnienia oraz to ze wiele kotów dokarmiam w terenie, gdzie wcale nie ma dostępu do jakiegokolwiek śmietnika (To niestety przykro pisać, ale skala bezdomności nie tylko wśród kotów, ale również u ludzi jest u nas tak duża, że sama kilka razy dziennie widzę jak bezdomni wyciągają jedzenie ze śmietnika.Tak to u nas wygląda.Nie wiem jak w innych rejonach).

Wracając do tematu.Koty, które zabrałam z Tęczy i Lotniska( z terenów likwidowanych działek) niekoniecznie są u mnie szczęśliwe do bólu.Wiem, że gdyby miały możliwość wyboru, gdyby na działkach miały spokój, a- nieistniejące już -altanki służyły im dalej jako schronienia, gdyby nikt nie przyszedł wyburzać budynków i wycinać drzew, a ostatecznie nie pojawili się kłusownicy i ludzie, którzy po prostu pastwili się nad kotami, to te koty wolałyby żyć tam, gdzie się urodziły.Tam gdzie były szczęśliwe. Tam gdzie znały każdą dróżkę i każdy zakamarek.

Nie miałam wyboru.One też nie miały.Mogły zostać i zginąć jak inne- aby tego uniknąć uratowałam chociaż część z nich.Czy zrobiłam dobrze? Uważam, że tak.Czy one są w pełni szczęśliwe ...niekoniecznie.


Typowy Niedźwiadek, +/- 17-sto latek, kot karmiony przeze mnie od minimum 15-stu lat.Najstarszy kocurek w stadzie. Jedyny, który od lat ma katar chroniczny i bywa zasmarkany. Drugą zimę z kolei pojawił się u mnie na podwórku- jak przymroziło. Czekał, żeby zabrać go do ciepłego domu, gdzie rozkładał się na legowisku przygotowanym specjalnie dla niego, niedaleko pieca kaflowego- ale tylko na noc. Rano marudził pod drzwiami żeby go szybciutko wypuścić. Teraz jak jest cieplej pojawia się 4-5 dni w tygodniu, czasem zabieram go w ciągu dnia do domu- Zje, pozwiedza i woła, że chce na dwór. Czasem zostaje na noc, a czasem nie usiedzi w domu nawet minuty. Mimo codziennie zmienianych kuwet- i to kuwet w większej ilości- Niedźwiadek nigdy nie nauczył się z nich korzystać.Załatwia swoje potrzeby po prostu na podłogę.
Proszę o wsparcie i udostępnianie zbiórki:

https://pomagam.pl/100kotow

iza71koty

 
Posty: 30714
Od: Sob sie 30, 2008 17:27
Lokalizacja: Szczecin

Post » Pon kwi 30, 2018 20:01 Re: Niekończąca się opowieść ...Szczecin. Pilne!! Dramat Har

Muireade pisze:Nie chciałam umniejszać tego co dla nich robisz, są bardzo zadbane i jak na zwierzęta wolnożyjace mają bardzo dużo szczęścia, bo ktoś się nimi zajmuje. Jest mi tylko żal, że nie mają domów - choć tak jak piszesz, one nie znają domów i dlatego im ich nie brakuje. Przepraszam, jeśli źle się wyraziłam, albo urazilam Cię moją wypowiedzia, naprawde nie było to moją intencją. Bardzo Cię podziwiam i szanuję pracę, jaką dzień w dzień wykonujesz :ok:


Wiem. :D Najlepszym dowodem na to jest Twoja :1luvu: pomoc w tym miesiącu.Pyszna sucha karma która zakupiłaś kotkom.Bardziej zależy mi na pokazaniu drugiej strony medalu.Na Forum od pewnego czasu jest duża moda i presja na Adopcje.Jesteś tym bardziej skuteczny i lepszy im więcej kotów zdołasz wyadoptować.Kilka razy taki atak żle odbił sie na moim zdrowiu.Coś w stylu nic nie robisz tylko karmisz.Nieprawda.

Minimum socjalne czasem kończy się dopiero w momencie odejścia zwierzęcia.Wiele kotów, tych które tego chciały i i mi na to pozwoliły zostały zabrane do domu .Tutaj odeszły godnie i w spokoju.Inne na miejsce spoczynku często wybierają budki, które mam rozlokowane w rozległym terenie zielonym.

Nie jestem w stanie pokazać od czego zaczynałam.Nie mam dowodów ani dokumentacji tego co zastałam w poszczególnych miejscach. Ani też jakie koty zabiedzone powoli dochodziły mi do stada.A szkoda.


Teraz bardziej spektakularne są sytuacje kiedy Ktoś znajduje totalna biedę a potem z kota robi cudo.Ja też takie cuda mam czy miałam.Wiele takich co to przyszło - kręgosłup na wierzchu, boki zapadnięte, armia pcheł maszerująca po przerzedzonym kręgosłupie.Matczyne cycki powyciągane do ziemi, pogryzione przez kociaki, które chciały z nich wypić jeszcze choć krople mleka, którego już dawno nie było.To wszystko smutne.Mogłabym wiele napisać dlatego czasem mnie boli bardzo boli że nie zawsze jest oceniane to od czego zaczynałam.
Proszę o wsparcie i udostępnianie zbiórki:

https://pomagam.pl/100kotow

iza71koty

 
Posty: 30714
Od: Sob sie 30, 2008 17:27
Lokalizacja: Szczecin

Post » Wto maja 01, 2018 5:56 Re: Niekończąca się opowieść ...Szczecin. Pilne!! Dramat Har

Izunia szacun dla Ciebie za to co robisz. Jestem pod wrażeniem a kotki cudne - zadbane aż miło popatrzeć.

aga66

 
Posty: 6076
Od: Nie mar 05, 2017 18:46

Post » Wto maja 01, 2018 10:38 Re: Niekończąca się opowieść ...Szczecin. Pilne!! Dramat Har

Fakt, ja też nie wyadoptowuję wioskowych kotów, bo to są koty "czyjeś" - tylko że chude, zarobaczone, zapchlone i ostatnio ciężarne :?. Ja je tylko karmię i doprowadzam do ładu. Nie zabieram ich stąd, bo paradoksalnie, mimo że są zaniedbane, komuś może na nich zależeć. W październiku zeszłego roku znaleźliśmy w ogródku martwego kota sąsiadów - wychodzący burasek, prawdopodobnie zjadł trutkę na szczury/zatrutą myszę. Mój Mąż poinformowal telefonicznie sąsiada, został, mówiąc eufemistycznie, spławiony. Pochowaliśmy więc kota u nas w ogródku. Po dwóch godzinach przychodzi do nas córka sąsiada z płaczem, pyta co zrobiliśmy z kotem, chce pożegnać swojego przyjaciela. Ten kot, mimo wszystko, byl przez kogoś kochany.
Teraz pewnie uslyszę, że powinnam wyżej wymienionego kota zabrać, gdy miałam okazję, to wciąz by żył i mial inny dom - naprawdę, staram się robić tyle ile mogę; proszę zrozumcie, nie mam funduszów z gumy :( .
To tak tylko na marginesie, odnosnie cisnienia na adopcje na forum.
Do cats eat bats?

Muireade

Avatar użytkownika
 
Posty: 1576
Od: Pon sie 08, 2016 17:26
Lokalizacja: Środek wiochy (pod Toruniem)

Post » Wto maja 01, 2018 12:20 Re: Niekończąca się opowieść ...Szczecin. Pilne!! Dramat Har

Muireade i tutaj jest zasadnicza różnica. Między nędznym właścicielem a dobrym karmicielem. Piszesz ,że koty właścicielskie są zaniedbane, brudne, zapchlone...Znam realia i resztę mogę "dośpiewać". Co to za pan co pozwala zwierzęciu chodzić głodnym i chorym. Gdzie koty nie mają swego miejsca do spokojnego polegiwania. Gdzie nie mają pewności jutra. A najbardziej mi żal kocich dzieci. Ich śmierć idzie w tysiące. W męczarniach. I oni na to patrzą. Nie jest prawdą ,że dać im możliwość kastracji za darmo to zrobią to. Przeprowadziłam wiele takich rozmów i NIKT nie poszedł na układ. Dlaczego? Bo nie.
U Izy koty tłuste, z piękną sierścią. Karmione systematycznie. Dostają tyle ,że najadają się po uszy. Są zadbane medycznie jeśli jest taka potrzeba. Każda śmierć w stadzie, zaginięcie kota to rozpacz. Karmiciel wiele dni nie może się otrząsnąć z tego faktu. Koty nie są brudne mimo pobytu na łonie natury. Brudny, zaniedbany kot oznacza ...kłopoty ze zdrowiem podopiecznego. U mnie tak jest. Zaraz włącza się kontrolka. Tym kotom nie trzeba domu. One nie mają prawa być oswojone bo dla nich to niebezpieczeństwo. Są szczęśliwe tam gdzie są. Nie ma co użalać się. Nie mokną, nie marzną, nie głodują. Nie patrzą matki na umierające dzieci. Nie muszą walczyć o ich przetrwanie. Nie rodzą 2-3 razy do roku miotów. Kocury nie włóczą się, nie roznoszą chorób, nie walczą. Mają te koty lepiej niż nie jeden "domowy". Wiejski czy miejski.
Ale to jest ciężka praca i olbrzymia odpowiedzialność. Uwiązanie. Ciągle są braki w kieszeni. Zero wakacji, wyjazdów, spokoju czy leje, wieje ,mrozi. Idzie się jak ten debilek i dzwoni garami. :mrgreen:
Obrazek

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.

ASK@

Avatar użytkownika
 
Posty: 55304
Od: Czw gru 04, 2008 12:45
Lokalizacja: Otwock


Adopcje: 11 >>

Post » Wto maja 01, 2018 12:59 Re: Niekończąca się opowieść ...Szczecin. Pilne!! Dramat Har

Muireade pisze:Fakt, ja też nie wyadoptowuję wioskowych kotów, bo to są koty "czyjeś" - tylko że chude, zarobaczone, zapchlone i ostatnio ciężarne :?. Ja je tylko karmię i doprowadzam do ładu. Nie zabieram ich stąd, bo paradoksalnie, mimo że są zaniedbane, komuś może na nich zależeć. W październiku zeszłego roku znaleźliśmy w ogródku martwego kota sąsiadów - wychodzący burasek, prawdopodobnie zjadł trutkę na szczury/zatrutą myszę. Mój Mąż poinformowal telefonicznie sąsiada, został, mówiąc eufemistycznie, spławiony. Pochowaliśmy więc kota u nas w ogródku. Po dwóch godzinach przychodzi do nas córka sąsiada z płaczem, pyta co zrobiliśmy z kotem, chce pożegnać swojego przyjaciela. Ten kot, mimo wszystko, byl przez kogoś kochany.
Teraz pewnie uslyszę, że powinnam wyżej wymienionego kota zabrać, gdy miałam okazję, to wciąz by żył i mial inny dom - naprawdę, staram się robić tyle ile mogę; proszę zrozumcie, nie mam funduszów z gumy :( .
To tak tylko na marginesie, odnosnie cisnienia na adopcje na forum.


Robisz dużo.Bardzo dużo.Jesteś tam, widzisz, czujesz.Wpływasz na rzeczywistość.Czy powinnaś brać na barki więcej? więcej niż jesteś w stanie unieść...nie.

Czasami ingerencja w kocią egzystencję jest zła- piszę tutaj o całkowitej ingerencji, która może przynieść mało wymierne skutki.Ba. Może przynieść więcej szkody, niż pożytku.
Czytelniczki, które są z nami( na moim wątku )od dłuższego czasu pewnie pamiętają historię Jogurta. Ile miałam problemów tylko dlatego, że w jego środowisko zaingerował ktoś kto chciał koniecznie mu pomóc, a notabene nie miał żadnego pojęcia o tym kocie.
Półtoraroczny kocurek. Karmiłam go przy drodze rowerowej. Sporo ludzi tamtędy spaceruje, zwłaszcza wiosną i latem(jest to droga prowadząca do plaży nad jeziorem). Kot urodzony jeszcze wtedy przy bezdomnych, którzy mieli tam kiedyś altanki. Mądry kociak jak cholera. Któregoś dnia z pieca w altanie zaczął wydobywać się potworny dym- mądry kot, chociaż wystraszony wiedział co robić-obudził śpiącego bezdomnego ratując życie nie tylko sobie, ale i jemu.

Kot żył w środowisku z kilkoma innymi kotami. Znał je dobrze. Doskonale zorientowany w terenie, w porach karmienia jak i rozmieszczeniu kocich schronień. Z dnia na dzień nie pojawił się na "stołówce". Młody, silny. Niekoniecznie typ dziczka, bo od kociaka przyzwyczajony do obecności człowieka. Chodziłam przez kilka dni jak maniak. Zataczałam coraz większe kręgi , wołam- szukałam. Żywego, lub martwego. W akcie desperacji poprosiłam znajomą o wydrukowanie ogłoszeń ze zdjęciem. Rozklejałam gdzie się dało- głównie w terenie, w którym kot przebywał.

Było kilka telefonów- nawet całkiem sporo, ale to nie to. Drugi tydzień się kończy i "bach" telefon. Ktoś dzwoni. Mówi mi o cmentarzu. Kawał drogi. Całkiem inny rejon osiedla, na którym mieszkam- oddalony o ponad 2 km. Spakowałam jedzenie pojechałam z torbą transportową, ale moje nadzieje były znikome.Za długo już to trwało.

Chodziłam, wołam. Kiedy już byłam pewna, że nic z tego wsiadłam podłamana na rower, ruszyłam. Coś mnie jednak tknęło- chyba coś usłyszałam, zatrzymałam się i usłyszałam ponownie ten sam dźwięk- jak kot "krzyczy". Wybiegł zza bramy cmentarnej. Padłam na kolana, bo myślałam, że mam zwidy, a kot od razu do torby z jedzeniem. Myślałam, ze się zadławi. Zabrałam go. Ryczałam całą drogę. Kot prawie 2 tygodnie tylko spał. Na początku przez tydzień załatwiał się na zielono trawą. Potwornie schudł.
Dopiero później dowiedziałam się jak kot znalazł się pod cmentarzem. Jogurt wyszedł na dróżkę jak zwykle. Czekał na jedzonko. Jeździł tamtą drogą chłopak, który widział dość często Jogurta. Zabrał go, bo tak mu się kota żal zrobiło. Ale kot podobno uciekł z domu. Tyle tylko, ze nikt go nie szukał. Nikt nie próbował go odnaleźć żeby mógł wrócić w swój teren.

Tydzień po zniknięciu Jogurta ze swojego terytorium ten sam Chłopak pokazywał mi filmik. Był na nim Jogurt. Pytał, czy widuję tego kota. Zadziwiło mnie to, powiedziałam że nie, że kot znikł i, że go szukam. Porozmawiałam z jego kolegą. Dopiero od niego dowiedziałam się, że tamten kota zabrał, ale kot podobno w domu zrobił sajgon i uciekł.

Teraz mam inny kłopot. Zaginęła Sasanka. Dowiedziałam się, że jakieś dwie młode dziewczyny i chłopak nawoływały ją za sobą. Sasanka też nie stroniła specjalnie od ludzi. Jako kocię została ze wsi przywieziona przez starszą osobę mieszkającą vis-à-vis mnie. Ale kocia natura dała o sobie znać, wiec kobieta wiosną kotkę wypuściła robiąc jej schronienie w przydomowej komórce. Karmiłyśmy ją obie. Szybko ją wysterylizowałam, a nawet po zabiegu była u mnie przez dwa tygodnie, bo nie miałam pewności,a chciałam sprawdzić czy nie jest czasem "adopcyjna". Szybko zaczęła wariować, chciała na zewnątrz. Siłą rzeczy wróciła w teren. Była kilka lat, a teraz zniknęła. Trwa to ponad tydzień. Kilka dni przed tą sytuacją już raz zniknęła, lecz pojawiła się po dwóch dniach. Teraz zniknęła po raz drugi. Gdzie została wyprowadzona? Czy ma dom? Czy błąka się głodna?.... Nawet nie wiem gdzie szukać, ani skąd była ta podrośnięta młodzież.

Wiem, że brali kotkę na ręce- za chwilę kotka się wyrwała, a potem szli i nawoływali ją za sobą. Kobieta mieszkająca na parterze(starsza Pani), znająca doskonale Sasankę wyszła i zwróciła im uwagę- żeby nie brali kota, bo co jeśli rodzice się nie zgodzą i kotka wyląduje na ulicy. Nie posłuchali. Co gorsza nawet nie wiem jak wyglądali, ani nikt mi nie potrafi ich opisać. Martwi mnie bardzo ta sytuacja.
Proszę o wsparcie i udostępnianie zbiórki:

https://pomagam.pl/100kotow

iza71koty

 
Posty: 30714
Od: Sob sie 30, 2008 17:27
Lokalizacja: Szczecin

Post » Wto maja 01, 2018 13:12 Re: Niekończąca się opowieść ...Szczecin. Pilne!! Dramat Har

aga66 pisze:Izunia szacun dla Ciebie za to co robisz. Jestem pod wrażeniem a kotki cudne - zadbane aż miło popatrzeć.


Dzięki Aguś. :1luvu: :D Mam takie fajne marzenie.Może ....do zrealizowania.Takie ładne artystyczne zdjęcia stada.Pisałam już powyżej.Teraz to tylko kwestia jakiegoś lepszego sprzętu niż mam.Kiedy jest dobra pogoda, świeci słońce zdjęcia wychodzą dość dobre.Kiedy się zachmurza lub jest już półmrok a sporo kotów jest karmiona o tej porze, nijak nie mogę ich pokazać w całej okazałości.Ale może za jakiś czas się uda...... :roll: :oops: :oops: :oops:
Proszę o wsparcie i udostępnianie zbiórki:

https://pomagam.pl/100kotow

iza71koty

 
Posty: 30714
Od: Sob sie 30, 2008 17:27
Lokalizacja: Szczecin

Post » Wto maja 01, 2018 13:14 Re: Niekończąca się opowieść ...Szczecin. Pilne!! Dramat Har

I to jest najgorsze. Mój dziki Pikuś (po domowej matce), znający "pana", dał się im złapać. A oni go wywieźli. 30 km za Otwock. Miało być mu lepiej. Razem z mężem szukaliśmy go wszędzie kilka tygodni. Piwnice, lasy, dziury... Boże, ile ja się napłakałam. Po 3 miesiącach (w listopadzie) ,podczas karmienia, wyszło coś chudego. To był on. Szkieletor taki,że łykałam łzy. Okazało się ,że wracał na piechtą do nas te kilkanaście tygodni. Zabrałam, wyleczyłam, dałam dom. Ale Pikuś nie chciał u nas być. Demolował pokój i wszędzie się załatwiał. Więc mąż wyniósł go do jego piwnicy. A za dwa dni przyniósł go ...w ramionach 8O Stał mąż w drzwiach ze słowami "wróciłem do domu". Pikuś czekał na niego pod klatką gdy wracał z psem. TZ wziął go na ręce a on bez problemu dał się zanieść na 4-te piętro. zamieszkał w szafie na pół roku.Ale nigdy już niczego nie zniszczył i nie zapskudził. Dzikunek co nigdy nam się nie dał dotknąć był największym miziakiem na świecie. Ale to już inna historia. Wybacz Izo za wtręt.
Obrazek

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.

ASK@

Avatar użytkownika
 
Posty: 55304
Od: Czw gru 04, 2008 12:45
Lokalizacja: Otwock


Adopcje: 11 >>

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: dino&felek, ewar, Google [Bot], Szymkowa, Wojtek i 83 gości