Witam, jestem tu nowa
chciałam przedstawić historię i prosić o pomoc w znalezieniu domu dla kociaków, bo słabo mi to idzie
Wy znacie sporo dobrych ludzi, którzy kochają koty więc na Was liczę Szukam wszędzie ratunku, bo ostatnia akcja alergiczna skończyła się w szpitalu, a nie chcę narażać nadal rodziny ;(
Kociary RATUJCIE !!!
Koty po Panleukopenii - przytulasy !!!oddam tylko w super dobre ręce
Bardzo niechętnie lecz z przymusu (ALERGIA DZIECKA) muszę znaleźć dla naszych domowników nowe domy
Koty urodzone w sierpniu 2015r., od małego załatwiają się do kuwety - nie znaczą terenu - w odpowiednim czasie kastracja została przeprowadzona.
Kotki uratowane od unicestwienia, przeszły panleukopenię (jak nosówka u psów), którą zaraziła ich mama - choroba zazwyczaj kończy się śmiercią - nikomu nie życzę tego co my i one przeszliśmy (kroplówki,wizyty w klinice kilka razy dziennie i ciągła walka o ich każdy dzień plus morze wylanych łez).
Od urodzenia w domu, wykarmione ludzką ręką od 250 gram - bardzo przyjazne, wychowane na prawdziwych przyjaciół.
Nie znają życia na podwórku dlatego warunkiem dla nowego właściciela
jest posiadanie ich w mieszkaniu/domu - koty nie rozumieją, że istnieje dla nich jakiekolwiek niebezpieczeństwo :/
Może dziwić taki warunek, ale wyrwanie ich ze szpon śmierci oraz walka o ich zdrowie wiele nas kosztowała wysiłku, poświęceń, zaangażowania, czasu oraz finansów.
Tylko poważnie zainteresowanych proszę o kontakt.
- chętnie będziemy utrzymywać kontakt z nowymi właścicielami.
A oto krótka historia:
W 2015 roku jedna z odwiedzających nas kotek postanowiła u nas urodzić swoje małe - mój charakter nie pozwolił pozostawić jej samej sobie - zorganizowałam jej skrzynkę z kocem aby miała miło-kotka nie pozwalała mi odchodzić od siebie - cały poród byłam z nią. Urodziła cztery małe-dwie samiczki i dwa samczyki, przy ostatnim trochę trzeba było pomóc w oczyszczaniu bo mama była zmęczona - bałam się bo to nieznany kot ,ale ja nieznany człowiek i jakoś między nami kobietami nawiązało się zaufanie
Na parterze mieliśmy kuchnię letnią ,więc postanowiliśmy że tam sobie będzie w spokoju wychowywać młode, potem maluchom znajdziemy dom, a kotka po sterylizacji zostanie przy naszym domu.
Niestety los wymyślił swój scenariusz. Gdy kotki miały ok 2 tygodnie głaszcząc mamę wyczułam guz na brzuchu, zadzwoniłam do znajomego weterynarza (miałam psa 15 lat, walczyliśmy z rakiem ;( ) .
Lekarz kazał przyjechać do kliniki na usg - teraz wiem że to był błąd i sama się obwiniam za całą sytuację, bo pojechałam do kliniki z przygarniętym kotem po porodzie z obniżoną odpornością - no i się stało ;( mam żal do lekarza że nie powiedział mi o wirusie na rejonie i możliwym zarażeniu. Na usg wyszło że wszystko w porządku, ale po jakimś czasie kotka zaczęła wymiotować , nie chciała jeść, ani pić - NIC chciała uciec- teraz wiem że szukała możliwości ucieczki żeby umrzeć. Zawiozłam ją z powrotem do kliniki (maluchy również - żeby się nie martwiła), dostała kroplówkę i usłyszałam że to pewnie robaczyca, bo zwymiotywała jakby "makaronem". Drugiego dnia pojawiła się biegunka - maluchy już karmiliśmy specjalną mieszanką co kilka godzin również w nocy - pojechaliśmy do kliniki , Pani doktor zaproponowała test i wyszło że to panleukopenia - choroba zazwyczaj kończąca się śmiercią - mama miała kilka procent szans, a maluchy promile ;( Maluszki miały już blade śluzówki / lekarze nie dawali żadnych szans/ szczególnie jedna samiczka i niestety wieczorem umarła mojej córce na rękach - było to dla niej traumatyczne przeżycie ;( ja pisząc to i wracając do tych chwil bardzo sie wzruszam. Drugiego dnia znowu klinika - kroplówki - płacz i zmartwienie. Powrót do domu i krwista biegunka mamy - znowu klinika i tak w koło - NIKOMU NIE ŻYCZĘ !Kolejnego dnia kolejna mała nie dała rady ;( lekarz widząc nasze starania i to jak przeżywam sytuację zaproponował uśpienie reszty, tak się nie stało. Walczyliśmy.
Z dnia na dzień było lepiej, mama przybierała na wadze ( w najgorszym momencie ważyła 1400g!!! jej normalna waga 3000g - to była skóra i kości , widać było że się poddawała), maluchy też rosły w siłę.
Szybko nauczyłam ich korzystać z kuwety oraz rozrabiały jak to maluchy ;P
Potem kontrole u lekarza, specjalna dieta, suplementy itd. Szczepienia, kastracja i sterylizacja za nami.
Koty zamieszkują na dole / poziom naszego mieszkania był wykluczony bo mąż ma alergię/ zrobiliśmy im drapak, schodki, schowki, zabawki i wszystko co potrzebowały, córka zabiera maluchy na spacer na smyczy. Niestety po testach okazało się że ona również ma alergię i co tu zrobić ???????? Myślę, że potrzebują domu gdzie będą całe dnie uczestniczyć w życiu rodzinnym - u nas niestety to niemożliwe, a wiem że zasługują na to w 1000 % ;( Jest mi ciężko podejmując tą decyzję, ale wiem,że inna byłaby egoistyczna.