No właśnie, wszystko opiera się na fakcie "jakości" weta który operował i jego wiedzy.
Chirurdzy mają różne metody, doświadczenia, podejścia do pewnych rzeczy. Jeden stawia na unieruchomienie, drugi na jak najszybszy powrót do sprawności w takich samych przypadkach. Które podejście jest lepsze? Czy drugie gorsze czy po prostu inne? Czy szybka aktywizacja to zawsze beztroska? Czy może niekoniecznie? Szczególnie u kotów, u których tak szybko dochodzi do zaników mięśni, nerwów i zwyrodnień stawów a stres związany z unieruchomieniem jest bardzo szkodliwy? Czasem trzeba i już. Ale czy na pewno zawsze?
Moja Skierka doznała bardzo rozległego urazu stawu kolanowego - miała zerwane więzadła, torebkę stawową, staw przestał istnieć. W Warszawie mi stwierdzono że to nie do operacji, nie ma szans by noga wróciła do sprawności, staw zrośnie się na sztywno, a jak będzie przeszkadzała ta łapa to się ją amputuje. Pojechaliśmy raz, dwa do Lublina, do mojego drugiego chirurga-cudotwórcy. Staw został częściowo odtworzony, częściowo zastąpiony implantem, odtworzono implantem więzadła. Kotka dostała zalecenie noszenia opatrunku na DOBĘ. Od następnego dnia normalnie chodziła - miałam ją uwiązaną do ręki na smyczy żeby nie skakała
Po tygodniu biegała, skakała a łapa służyła jej niezawodnie 5 lat.
W przypadku bohatera wątku interesuje mnie to co napisałam w pierwszej odpowiedzi - czy jest ryzyko że kotu coś jeszcze dolega. Jeśli złamał łapę upadając z okna albo w wypadku samochodowym - to trzeba koniecznie wyjaśnić czy nie ma dodatkowych obrażeń.
Osłona przeciwbólowa jest konieczna jeśli zwierzę cierpi - ale czy na pewno nie dzieje się nic innego.
I czy wet widział kota teraz - bo może pod opatrunkiem coś się babrze.