zbig pisze:2. Mam szafy, regał, witrynę, mógłby na górze poleżeć, ale on jakoś z nich nie korzysta, najwyżej jak siedzi to w budce od drapaka na wysokości ok 1 metra, a poza tym to już głownie na podłodze (pod łóżkiem, za łóżkiem, pod kaloryferem, w kącie w łazience)
Próbuję ale na razie bez efektu, na wędkę czy piórko żadnej reakcji, siedzi jak posąg, nawet nie wodzi oczami, no a jak wołam do przysmaków to one sobie leżą, aż on je zje w nocy albo jak wyjdę z domu. Ostatnio zacząłem je po prostu chować jak idę spać albo wychodzę licząc na to, że się złamie i wyjdzie, ale też bez efektu jak na razie. Po prostu je wiecej suchej karmy
Opis nieciekawy, ile tam było kotów w tej hodowli?
Hodowla w domu jednorodzinnym czy w mieszkaniu?
Stan mieszkania wskazywał na ciągłą obecność kotów? (znane są przypadki w których hodowca przynosi koty tylko na czas wizyt gości (na co dzień mieszkające w odosobnieniu gdzieś poza domem).
Kot kto wie czy w hodowli nie dostawał jakichś polepszaczy nastroju, nigdy nic nie wiadomo, nie zdziwilabym się.
zbig pisze:To prawda, nigdy wcześniej nie miałem kota, całe moje doświadczenie to głaskanie przy wizytach u znajomych plus 1-2 razy opieka nad kotem koleżanki przez parę dni gdy wyjechała. Dlatego własnie chciałem na początek kota rasowego,bo myślałem że będzie łatwiej (określone cechy, charakter itd), jak widać wyjątkowo kiepsko trafiłem Z tego właśnie względu tym bardziej jest to dla mnie trudna sytuacja. Z jednej strony nie chcę wyjść na bezdusznego i zwrócić kota (choć dobrze, że przynajmniej mam taką opcję, bo różnie z tym bywa...), z drugiej jednak strony czy taki koci żółtodziób jak ja, może w ogóle podjąć sie takiego wyzwania? Rzeczywiście decyzję będę musiał chyba podjąć w ciągu najbliższych dni
Wyzwanie, wyzwaniem, jednak efekt nie będzie spektakularny, aczkolwiek na pewno da się coś w zachowaniu kota zmienić. Jeśli się zdecydujesz, to doradzam Ci pracę pod ścisłym kierunkiem behawiorysty weterynarza, który przyjedzie do Ciebie, obejrzy kota, nie tylko omówi ale i zaprezentuje oraz nauczy Ciebie technik pracy z takimi zwierzętami.
To jednak kosztuje. Może nawet okazać się, że koszt tego rodzaju usług przekroczy sumę zapłaconą za kota.
Przestrzegam przed behawiorystami z innym niż weterynaryjne wykształcenie albowiem namnożyło się różnych osób po kursach, często korespondencyjnych. Wiesz komuś po, dajmy na to, filozofii, politologii raczej w swoim fachu ciężko zarobić w godzinę 200zeta dlatego wielu się przekwalifikowało.
Najstarszą, najlepszą behawiorystką w kraju jest dr Iracka.
Nadal jednak podtrzymuję, że najlepszym rozwiązaniem jest zwrot kota (oczywiście hodowca powinien z kolei zwrócić Tobie pieniądze - przypilnuj tego, nie nagradzaj tego rodzaju praktyk pseudohodowlanych jak sprzedawanie kotów w takim stanie psychicznym) i poszukanie zwierzęcia, które będzie łatwiejsze w utrzymaniu albowiem radość z obcowania z kotem w pełni zsocjalizowanym, odważnym, zorientowanym na człowieka, łatwym w obsłudze (btw pytałeś hodowcy czy kot został przyzwyczajony do zabiegów pielęgnacyjnych typu obcinanie pazurków, kąpiel, czesanie futerka? Powinien być) jest naprawdę nie do przecenienia zwłaszcza jak ma to być Twoje pierwsze zwierzę.
Podkreślę: kot został Ci sprzedany, to nie jest schroniskowa bida.
Jeśli hodowca zacznie uderzać w ton, że jesteś bezduszny to będzie to chamski szantaż emocjonalny.
Ty byłeś uczciwy: jasno określiłeś czego szukasz i dlaczego. Nie ma w tym nic złego, wręcz przeciwnie.
Zadaniem hodowcy jest powoływanie na świat zwierząt jak najbliższych wzorcowi rasy, zdrowych z dobrą psychiką i zsocjalizowanych. Owszem może zdarzyć się, że urodzi się osobnik słabszy psychicznie, jednak wtedy hodowca powinien nad nim szczególnie pracować i starannie dobrać dom na zasadzie adopcji.
Nie należy wspierać innych standardów bo odbywa się to ze szkodą dla kotów.