Agnieszka2009 pisze:Wiele schronisk i domów tymczasowych wydaje zwierzęta do adopcji za opłatą, i ja to popieram, bo te zwierzęta także mają swoją wartość, a "rozdawanie" za darmo tego co "się nie udało" nie sprzyja dostrzeganiu tej wartości. Przeciwnie, może pojawić się nastawienie: "co nic nie kosztuje, nie jest nic warte". Hodowca może ewentualnie różnicować ceny (za wystawowego kota więcej, za kota z jakimiś felerami odpowienio mniej).
Nie rozmawiamy o dt czy fundacjach bo raz, że w wielu z nich opłat się w ogóle nie pobiera lub są to kwoty symboliczne. Priorytetem jest znalezienie odpowiedniego domu.
Zdarzają się ,co prawda, w niektórych schroniskach czy fundacjach kwoty rzędu kilkuset złotych za zwierzęta "w typie" i
o ile taka praktyka nie wiąże się z jakąś patologią to jest do zaakceptowania.
Wracając do hodowców: to jednak sprytna wymówka, by wyciągnąć kasę od naiwnych, nader chętnie stosowana przez nich, by uzasadnić sprzedaż, aby poniesione nakłady się zwróciły bądź przynajmniej zminimalizować straty.
O ile zrozumiałe jest różnicowanie cen z powodu cech eksterieru, bo wiadomo, że w miocie "same" championy się nie rodzą, to jednak w przypadku występowania schorzeń psychicznych i/lub fizycznych nie powinno być powszechnie akceptowaną praktyką, albowiem nader często z taką "
przeceną"
wiąże się
niedostateczna i nierzetelna informacja dla nabywcy (na ogół laika bo tylko tacy się na to "łapią"),
z czym się dane schorzenie wiąże i jakie rodzi konsekwencje w codziennym życiu. A tylko mając pełnię wiedzy można podjąć świadomą, odpowiedzialną decyzję.
Jeśli ów laik jeszcze lubi bajki w stylu Disneya (a mało kto nie lubi
) to można ładnie go "wziąć pod włos" właśnie taką psychomanipulacją, jaką uprawiasz i wmówić najróżniejsze rzeczy, pograć na emocjach itd... To zazwyczaj działa.
Insza inszość, że jak już wcześniej napisałam nabywcy sami się o wiele rzeczy proszą bo nie mają o wielu sprawach pojęcia i czasem odnoszę wrażenie, że chyba nie chcą mieć, kusi cena, a jak pojawi się "okazja" to podchodzą na zasadzie życzeniowego myślenia "jakoś to będzie".
Poza tym uważam, że hodowca powinien ponosić odpowiedzialność za to, co - de facto - powoła do życia.
A z doświadczenia wiem, że mało który hodowca rzeczywiście ową odpowiedzialność, jaką rodzi owa zabawa w boga, czasami nader nieudolna, ponosi. Woli przerzucić na innych.
Oczywiście wzniosłe hasełka i moralitety to każdy głosi bo przecież wiadomo, że słowa nic nie kosztują.
"Po owocach i czynach ich jednak poznacie" jak głosi pewna stara księga i warto to sobie wziąć do serca.
Agnieszka2009 pisze:Być może autor wątku dogada się z hodowcą, bo z tego co zrozumiałam, nie urwał z nim kontaktu i od samego początku nie ukrywał nieśmiałości kota i tego, że ktoś z niego zrezygnował właśnie z tego powodu. A więc może nie jest to jedynie łasy na pieniądze i traktujący zwierzęta przedmiotowo "rozmnażacz".
Problem w tym, że pierwsze primo: zachowanie kota to coś więcej niż zwykła "nieśmiałość",
a po drugie primo: nietrudno się domyśleć dlaczego do tej pory nikt go nie kupił patrząc na zachowanie w hodowli więc szkoda by hodowca roztaczał inne wizje chociaż miło, że nie wciskał kitu pt "najlepszy z miotu", to byłoby zbyt naciągane