Bardzo proszę o jakąś poradę, bo już tracę nadzieję, że podołam w mojej sytuacji - od prawie tygodnia mam u siebie 3 kociaki około 3-4 miesięczne. Są to uratowane z magazynu, dość dzikie kocurki. Jednemu mogę dać dom, reszta niestety będzie musiała być oddana do adopcji. Ale najpierw chcę je jakoś przekonać do człowieka - każdy z nich jest inny, jeden chyba powoli się przełamuje, jeden jest bardzo nieśmiały, a trzeci to straszny nerwus - fuczy na mnie jak tylko się zbliżę. Kociaki zamieszkały w szufladzie w łazience, zaczynają już wychodzić powoli, bawić się wędką, ale nie ma opcji na ich dotknięcie, od razu uciekają w popłochu. Podchodzę do tego strasznie emocjonalnie, czuję że gdzieś zawodzę, ale z drugiej strony zastanawiam się, czy nie wymagam od nich zbyt szybko efektu - nie minął jeszcze pełny tydzień odkąd są u mnie. Czy to w ogóle dobrze, że są razem? Czy to może opóźniać moment ich "przełamania się", czy też może jest szansa, że będą się od siebie uczuć zaufania do mnie? Czy należy je szybko rozdzielić, czy dać im czas by pobyły jeszcze razem i przekonały się trochę do człowieka i dopiero potem oddać je do adopcji? Koty czują się ze sobą swobodnie, bawią się ze sobą bardzo beztrosko, nie przeszkadza im moja obecność o ile zachowuję odpowiednią odległość. Zaczęłam już nawet spać w pokoju obok łazienki aby mogły w nocy wyjść i mnie ewentualnie obwąchać, czują się chyba pewniej przez to... I teraz podstawowe pytanie - siłą miziać czy czekać aż same wykażą zainteresowanie? I kiedy oddać je do adopcji - teraz na dziko, czy jak nauczą się, że ludzka dłoń to samo dobro?
Będę ogromnie wdzięczna za jakiekolwiek rady, słowa otuchy też nie zaszkodzą, bo chodzę cały czas z oczami na wodzie
-