Witam!
Mam pytanie, sprawa dotyczy mojej Siostry która straciła kota w zeszłym tygodniu. Bardzo się o Nią niepokoję, nie mówi o niczym innym tylko że ma ogromne wyrzuty sumienia. Bo kiedyś tam na Tygrysa krzyknęła jak obsikał ścianę (ale ona rozumie krzyk jako powiedzenie "Tygrys co żeś zrobić, dostaniesz w tyłek", normalnym tonem), a bo pewnie innymi kotami bardziej się zajmowała, a to był częściej sam niż inne koty... Wszystko to jakieś wymysły, ale ona sobie to tak wbiła do głowy że nie można Jej niczego przetłumaczyć. Dodatkowo strata Tygrysa to był szok, badania miał w normie, nigdy nie chorował aż tu nagle zator. Jeszcze w naszym mieście wetów w brud a w sobotę nie miał kto zwierzaka przyjać i jechali 30km do całodobowej kliniki. Wszystko to się jakoś na siebie nałożyło, strata zwierzaka i ta frustracja brakiem pomocy. Mnie nie ma przy niej, bo mieszkamy w innym kraju. Ona jest sama, tylko w Tacie ma jakieś oparcie, o Matce lepiej nie gadać. Jeszcze Siostrze potrafi łzy wypomnieć... Co robić? Co mówić? Jak pocieszać? No nie dam rady teraz być w Polsce, ale nie wiem nawet czy moja obecność coś by pomogła. Siostra jak sobie coś do głowy wbije to ciężko wybić... Czy Wy po stracie kociaka też miałyście takie wyrzuty? Jak sobie radziłyście?