I mamy prawie koniec niedzieli. Nie ukrywam, że się panicznie jej bałam, bo wet zamknięty, a mój kot taki jakiś dziwny był wczoraj. Na szczęście póki co jakoś żyjemy. Kot co prawda dalej jest podejrzany. Ale właśnie przed chwilą położyłam się na ziemi i przyszedł się przytulić.
W sobotę byliśmy na kontroli. Znowu USG na którym w sumie nic wielkiego nie wyszło, a jednak mam wrażenie, że kot jest dziwny. Ale też fakt jest taki, że jestem wykończona psychicznie. Nie potrafię normalnie funkcjonować i ciągle myślę czy kot zjadł,czy wypił, czy się załatwił, czy dobrze oddycha. I mam wrażenie, że zaczynam mieć urojenia. Bo ciągle mi się wydaje, że coś jest nie tak. Wychodząc z pracy już się denerwuję, tym co zastanę w domu. Otwierając drzwi pokoju mam ściśnięty żołądek,bo nie wiem w jakim stanie zastanę kociaka. Dzisiaj zamiast cieszyć się, że jest w miarę ok, że zjadł i nie zwymiotował, że się przytula, to już się martwię co będzie jutro. Wiem, że brzmię jak wariatka, ale to jest silniejsze ode mnie. Ten strach mnie po prostu paraliżuje i zdrowie zaczyna szwankować. Mało jadam, bo stres mi odbiera apetyt. Staram się łykać coś na uspokojenie, ale to niewiele daje. Najchętniej nie wracałabym do domu, bo tylko siedzę i myślę o tym co jeszcze się wydarzy. Pomimo tego, że naprawdę lubię tego kociaka, to przeraża mnie to jak te ostatnie 3 miesiące wyglądają i to co się ze mną dzieje. Prawie większość dnia spędziłam czytając wątki na forum. I powiem szczerze, że nie wiem jak sobie radzicie z tymi chorobami kociaków.
A od jutra zaczynamy znowu jazdę do weta - co drugi dzień będzie dostawać zastrzyk na wzmocnienie odporności. Tak bardzo chciałabym chociaż kilka tygodni spokoju.
Trzymajcie za nas kciuki.