Marcelibu, to też mamy w planach. Ale na razie, nie zapeszając, coś pomaga. To prawda, że do diagnozy nas to specjalnie nie przybliża, ale przynajmniej sprawia, że Śrubka może spać jak kot i w związku z tym ma więcej energii i jest bardziej sobą. Wczoraj mieliśmy kilka pierwszych razów. To głupota, bo każdy z nich to niby nic, ale każdy ucieszył nas niezmiernie. Śrubka pierwszy raz od początku choroby weszła ze mną do łazienki, pierwszy raz powąchała tyłek Luny z widocznym zamiarem polizania, tyle, że Luna się nie dała, pierwszy raz niektóre ataki były tak małe, że niemal niezauważalne, tak małe, że nawet nie przerwały Śrubce drapania się za uchem.
Oczywiście wiem, że to wszystko nic i widzę, że przecież były też ataki duże, ale trzymam się tej nadziei, że coś tutaj zmierza w dobrym kierunku, choć nie mam na to dowodów namacalnych, to przecież to czuję. Niczego nie mogę powiedzieć na pewno, tym bardziej teraz gdy większość dnia jestem w pracy, ale wolałabym uniknąć męczenie kota dodatkowymi badaniami, jeżeli jest szansa na to, że nie jest to problem stricte neurologiczny. Nie rezygnuję jednak z konsultacji, napisałam do Wo, czy możemy im wysłać lub podrzucić badania i wyniki kota wraz z filmikami, żeby stwierdzili czy konieczne jest powtórzenie badań neurologicznych, ewentualnie przywiezienie kota na jakieś inne (np. badanie dna oka też). Czekam na odp w tej sprawie, a w razie gdyby sytuacja przestała się poprawiać lub tfu, tfu pogorszyła, nic mnie nie powstrzyma przed wsadzeniem kota do kontenera i wywiezieniem go do Wrocławia, Brna czy Wiednia, nawet sam prawdopodobnie szalenie protestujący kot.
UPDATE:
Dalej koresponduję z neurologią, chcemy wybrać się na konsultacje po zakończeniu kuracji u weta - jeśli oczywiście kot się całkiem nie naprawi. Jeśli wróci do normy to nie widzę sensu w targaniu go do Wrocławia.
Tymczasem jednak trochę info odnośnie bieżącej sytuacji:
Moc i częstotliwość ataków znacznie spadła. Czasami jest ataków kilka po sobie, jak wcześniej, ale są to jak ja to nazywam mikroataki
- tylko lewa przednia noga (właściwie już takiego z obrotem, kiedy nią naprawdę porządnie rzucało, to nie widziałam od dwóch dni) a i to czasem jest to ledwo zauważalne drgnięcie. Ona też chyba o tej poprawie wie, bo się pcha na lodówkę, na okap i na inne wysoko położone miejsca - jej ulubione miejscówki sprzed choroby. Jak tylko zaczęły się te ataki, Śrubka zrezygnowała z wysoko położonych miejsc - pewnie spadła raz czy dwa, a teraz znowu chce się tam wylegiwać i musimy za nią biegać i ją zdejmować, co nas bardzo uszczęśliwia i jednocześnie denerwuje
wczoraj także po raz pierwszy od początku choroby gryzła się z Luną, piękny widok. W każdym razie co chciałam powiedzieć, to to, że widzimy poprawę, być może z powodu wapna, a może z powodu antybiotyku, na razie to nie ma dla mnie znaczenia.
Nie poprawia się tak szybko jak bym chciała (w sensie chciałabym, żeby ataków nie było w ogóle
), ale i tak mnie to bardzo cieszy. Weterynarza chyba trochę mniej, bo Śrubka się wysypia, więc ma więcej energii i jej protesty podczas kłucia w tyłek są znacznie głośniejsze i groźniejsze tak dla weta jak i dla mojego męża, który ją trzyma. Ja asekuruję z daleka
Ogólnie jestem pełna nadziei, że Śrubka z tego wyjdzie bez jakiegoś większego szwanku, proszę o dalsze trzymanie kciuków - może to to pomaga