» Sob sie 26, 2017 13:06
Re: Dwa kociaki...Balbina w DS. Drugi......
Dzięki za wsparcie, mam doła jak Rów Mariański.
Dzięki Iza za chęci, ale nie chcę go już rozdrażniać w temacie kotów, nie wiem jakie są w nim pokłady wredoty, a wygląda na to, że spore, nie chce, żeby się to w jakikolwiek sposób odbiło na zwierzęciu.
Kotka do obcych nie podejdzie, ale błyskawicznie zorientowała się, że jestem źródłem pokarmu i nie stanowię wielkiego zagrożenia, myślę, że jeszcze z tydzień dwa, jakby pozwolono mi ja karmić mogłabym ją zwyczajnie złapać w ręce.
No ale....
W ukryciu nie mam jak ją nakarmić, to co robiłam do tej pory wydawało mi się, że robię dyskretnie. Ta......
Wieś to właściwie ulica z pojedynczym szeregiem domów po jednej i po drugiej stronie ulicy, posesje przylegają do siebie ściśle, za domami pola i kawałek dalej las i las.
Naprzeciwko plebani trzy domy należą do czołowych czekistek. Nie ma żadnej bocznej uliczki, załomka muru, gdzie byłabym niewidoczna z czekistowskich okien.
Karmiąc na widoku daję mu do zrozumienia, że mam w du*pie to co do mnie mówi, prowokuję go do odwetowych działań.
Nic na tym nie zyskam, choć miałabym wielką ochotę tak zrobić, losu kota nie polepszę, a może nawet pogorszę, zacznie nam bruździć w pracy, już zaczyna.
Nic takim działaniem sensownego nie osiągnę, poza własną satysfakcją zagrania mu na nosie.
Kotka jakoś przeżyje beze mnie, żyje już tam trzy lata, polować ma na co, jakieś resztki może gdzieś też dostaje. Gorzej, że wiem, że ksiądz sypie trutkę na myszy, a skojarzenie trutka = zatruta mysz = śmierć kota, jest skojarzeniem zbyt abstrakcyjnym.
Najbardziej martwi mnie los maluchów, to, że prawdopodobnie te też mają nikłe szanse na przeżycie, o ile w ogóle jeszcze żyją.
Nawet jeżeli przeżyją do jesieni, to nie wiem czy przetrwają zimę, one nie mają tam żadnego sensownego schronienia przed zimnem. Zabudowania gospodarcze na obu posesjach to ruiny, jedna gorsza od drugiej, wiatrem podszyte, dachów to tak w połowie już nie ma, strach nawet wejść, bo nie wiadomo kiedy się zawali.
Schronienie to żadne, a z wcześniejszych rozmów wynikało, że nigdzie indziej kotka nie jest wpuszczana. Reszta pomieszczeń zdatnych do użytku jest zamykana.
Teraz sobie wyrzucam, że może powinnam się ugryźć w język przy wcześniejszej rozmowie, ale naprawdę nie powiedziałam nic takiego, sam wtedy zaczął ten temat, stwierdziłam tylko fakt, że może niepotrzebnie kocięta tak umierają i może ksiądz pomyślałby o sterylizacji kotki, normalne zdanie, nie sądziłam, że tak straszliwie urażę tym jego przewielebne katoego.
To jest jakaś taka buraczana mentalność : moje i bedzie jak ja chce, nikt się mnie do mojego nie bedzie wtrancał.
Mimo, że nie przepadam za ludźmi tak ogólnie, to naprawdę staram się być miła i życzliwa, każdy kto chce może wejść do kościoła, zobaczyć sobie co robimy, zapytać się o to co go interesuje, oprowadzę, opowiem, choć czasem trwa to długo a mi szkoda czasu.
Więc nie wiem skąd ten nieżyczliwy front i donosicielstwo.
Może już tak po prostu mają, a może uważają, że stanowię jakąś konkurencję dla ich relacji z księdzem, osobistością we wsi, przyjechała skądś i się panoszy.
Nie wiem już o co im chodzi, ale istotą problemów nie są koty, jako takie.
Zdaję sobie sprawę, że w ich rozumieniu to ja się bezpodstawnie czepiam, przecież u nas na wsi źle nie majo, tak było, jest i będzie i tak jest, bo tak być powinno i już.
Ale nie jestem już w stanie nawet przed sama sobą usprawiedliwić tym rozumieniem braku empatii i spokojnego patrzenia na głód i bezsensowną śmierć stworzeń.
I nie rozumiem postawy, gdzie zwrócenie uwagi na taki stan rzeczy wywołuje oburzenie i agresję wobec osoby która na to zwraca uwagę z jednoczesnym kompletnym pominięciem nawet cienia próby zastanowienia się nad tym czy może w tych słowach jest jakieś ziarnko prawdy, coś nad czym warto się zastanowić.
Ja przecież nikomu nie mówię, że kot ma być w domu, łóżku, na stole.
Ale jak już masz to zwierzę to zapewnij człowieku : żeby nie było głodne, żeby nie marzło, żeby nie cierpiało, żeby się nie rodziło niechciane.
Czy to taki problem postawić budkę, dać miskę jedzenia, wodę w upał ?
Tylko to trzeba zauważyć, że zwierzę jest głodne, spragnione, że cierpi i z tym widzeniem jest problem.
Włóczka, kot jest do łapania myszy, nie ten to inny. Myślałam o rozmowie, ale z nim nie ma spokojnej rozmowy.
Jeżeli ktoś nie postrzega zwierzęcia jako istoty czującej, mającej swoje prawa, potrzeby, nie ma zrozumienia, że każde istnienie należy szanować nie tylko i wyłącznie świeżo poczęte, to żadne słowa z żadnej Księgi nie pomogą.
Mico (*)