» Pon lip 17, 2017 23:36
Re: DT na cito. Dwa kociaki umieraja z głodu.
I dupa, przepłoszyłam go.
Dzisiaj byłam na posesji trzy razy, po prostu weszłam przez furtkę i tak cała wieś już wie, że tam chodzę. Wzięłam ze sobą taką najbardziej capiącą podwędzaną kiełbasę, wiem, że ten smak znają.
Kawałki rozłożone około południa wieczorem zniknęły, mam nadzieję, że to małe zjadło. Zostawiłam dużą miskę żarcia, jutro sprawdzę, czy zniknęło, na razie będę podkarmiać, w tej chwili to jedyne co mogę zrobić. Trzeba będzie wejść z łapką, ale jak ? Jak ja ja tam wniosę ?????? i jak wyniosę ??????
Narobiłam.
Ja pierdziele co za klaustrofobiczne miejsce, parę chat na krzyż, jak idę przez wieś, to firanki się w oknach ruszają. Nie pamiętam miejsca w którym byłoby tak jakoś nieżyczliwie jak tu, wyjątkowo niesympatycznie.
Już mnie wyhaczyła na ulicy jakaś baba i z ryjem :
-To pani te koty łapała ?
(Właśnie szłam sprawdzić, czy kiełbasa zniknęła)
-Tak, ja, próbowałam, ale mi się nie udało, widziałam, że coś się stało, jeden miał krew na futerku, może pies, albo kuna.... próbowałam, ale mi się nie udało, przykro mi.....
Widziałam, że są maluchy, to chciałam podkarmić.....
Baba patrzy na mnie podejrzliwie, trochę jak na idiotkę, starałam się być maksymalnie wiarygodna..
-Tu jest pani co pilnuje posesji, nie potrzeba karmić, u nas na wsi wszystko jest, źle nie mają !
Bo kotów nie ma. Tej miski co pani zostawiła też nie ma.
(kutwa, lornety maja w oczach ? miskę faktycznie najpierw zostawiłam, potem zwinęłam, bo pomyślałam, że głodny szybciej się złapie, widocznie tego momentu już nie zarejestrowały).
- Nie wiem, jeden musiał być ranny, miskę z jedzeniem zostawiłam. Teraz też zostawiłam, chciałam sprawdzić, czy może zjadły i czy są ......
Nie potrzeba karmić, u nas na wsi wszystko jest, źle nie mają !!!
A w tle rozmowy, za otwartą bramą, pies na krótkim krowim łańcuchu.
Raj normalnie.
Baba odchodzi nadęta wzruszając ramionami. Chyba wyhamował ją mój przepokorny ton rozmowy.
Uj, że koty, były, nie ma,uj tam, ale co miastowa się wtranca.
Zdychają, to zdychają, u siebie zdychają.
Przekryste, dlaczego nie można normalnie porozmawiać, bez alpejskich kombinacji, po prostu powiedzieć : są głodne, chore, wezmę i koniec i kropka.
Nie! zdycha, to niech zdycha, ale to moje podwórko i będzie jak ja chcę.
Dlaczego los mnie zsyła do takich miejsc.
Wieczorem przedefilowałam już ostentacyjnie machając szaszetkami łyskasa.
Kocicy nie ma, coś się musiało z nią stać, ani śladu.
Maluch został fachowo obejrzany, przez znajomą, oceniony na około dziesięć tygodni i też myślę, że więcej nie ma, max to trzy miesiące, ale pamiętam dziewczyny z tamtego roku, one miały trzy miesiące jak do mnie przyszły a były znacząco większe. Ząbki to ma takie malunieńkie.
Już się tak nie boi. Można wymiziać.
Dzisiaj wzięłam na ręce, pod futerkiem sterczą kosteczki, brzuszek jak balonik, wielki i twardy.
Saszetkę 100 gram pochłonęło, bo ja wiem, w dwadzieścia sekund ?
Nałożyłam, odwróciłam się na chwilę, wyrzucić zawartość kuwetki, jak spojrzałam miska była pusta.
Boli patrzeć jak je.
Nie, nic im nie brakowało.
Jutro pewnie zawiozę do DT, już się łamałam, żeby mimo wszystko zostało i sama poszukam mu domu, już mam ścisk żołądka, czy ktoś zadba, czy dobrze dom wybierze......
Może jednak samej... ale wiem, że tak lepiej dla małego, to nie dzieciństwo w klatce w pracowni z podrzucaną dwa razy dziennie karmą. Nie mam dla niego czasu, po prostu nie mam, ani na socjalizację, ani na ogłoszenia, ani na nic. Nie mogę mu teraz dać nic z tego, co potrzebuje. Przez moje schizujące koty nie mogę go wziąć do mieszkania, on ma mieć dobrze a nie byle jak, nie po to go ukradłam.
Muszę zrobić to, co jest w tej chwili najlepsze dla niego, a jemu jest potrzebny dom, nie klatka w pracowni, pościć go luzem nie mogłabym, bo pracownia jest już założona klamotami.
Musze go oddać, choć najchętniej nie oddawałabym go już wcale, ale czasem trzeba zrobić to co trzeba, bez względu na to jak się człowiek z tym czuje. Ale to czasem jest cholernie trudne, kiedy się już wejdzie w emocje.
Do DT odwiozę osobiście, muszę sprawdzić warunki w jakie idzie i mieć kontakt.
Jak on niesamowicie reaguje na głaskanie, widać, że nigdy nie był dotykany, syczy i mruczy jednocześnie próbując nieporadnie podstawiać się pod dłoń. No kurcze, aż mam gulę w gardle, rozwala mnie to małe.
Mico (*)