Dzięki za wsparcie
Ja nie jestem chyba normalna, kurcze cały dzień jak na szpilkach, tak bardzo mi zależy na tej adopcji, żeby było ok. Sms rano, że wyszła, że siedzi na oknie. Potem sześć godzin nic, cisza, już mi się uruchomiła produkcja wszelkich możliwych scenariuszy. Nie chciałam być namolna i tylko dwa smsy pchnęłam, miałam pretekst, bo przyszły wyniki krwi, wszystko oki. zdrowa Matka.
Dopiero wieczorem, CzarnaMatka na parę godzin się schowała w bezpieczne miejsce, potem wyszła, zwiedziła cały dom, dwa piętra i ku radości dzieci skorzystała z przygotowanego dla niej krzesełka z podusią w kształcie kotka, zaległa tam. Zmęczona wrażeniami i zachęcona kocimiętką poszła spać do przygotowanego dla niej kojca z kocykiem. Siku w kuwecie, kolacja zjedzona. Relacja poparta zdjęciami.
Malutkie uffffff....
Nie wiem, czy to normalne, ale z każdą adopcją denerwuję się bardziej, zamiast mniej.
MatkaCzarna chciała wychodzić z pracowni, musiałam bardzo uważać, żeby mi się nie wymsknęła, może chciała wyjść a może miała dość zamknięcia w małym pomieszczeniu, dodatkowo z maluchami. Ona już była zmęczona opieką nad młodymi. Zajmowała się nimi, wylizywała, ale chwilami było widać, że ma już dość zaczepiania jej i podgryzania.
Wąsiata ma już ponad trzy miesiące i to już chyba ten czas, kiedy kotka pomału odstawia młode.
W każdym razie widzę, że rozdzielenie najbardziej przeżywam chyba ja.
Po młodych nie widać, żeby jej szukały, bombardują pracownię, tak, jak bombardowały.