Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
wilber pisze:bo ja wiem, jakie ta osoba ma standardy adopcji, komu ja potem odda ? Czy dobrze wybierze dom ?
wilber pisze:A miski pilnuje.... jak nie zje za jednym razem to co chwilę przerywa zabawę i biegnie sprawdzić, czy to w misce jeszcze jest.
MalgWroclaw pisze:Trzymam mocno kciuki za czas, który został. Cuda są. Wieś omijaj dla własnego zdrowia. A ludzkiego gadania nie dasz rady przegadać. I misja kaganka oświaty jakoś nie bardzo mi się widzi, choć oczywiście nigdy nie wiadomo.
wilber pisze:Parę tygodni życia, jakiego ? w strachu, głodzie i bólu. Po co do cholery do tego dopuszczać.
Nigdy tego nie pojmę.
Będą następne, tak będą, dzisiaj z daleka widziałam dwie kocice, brzuchy ogromne.....
Mam ochotę pi*gnąć te wszystkie ołtarze, zabytki, po co to, jak służy ludziom bez krzty empatii...
wilber pisze:miałam go w ręce i pozwoliłam, żeby mi się wymsknął.
wilber pisze:Parę tygodni życia, jakiego ? w strachu, głodzie i bólu. Po co do cholery do tego dopuszczać.
Nigdy tego nie pojmę.
wilber pisze:Mam ochotę pi*gnąć te wszystkie ołtarze, zabytki, po co to, jak służy ludziom bez krzty empatii...
wilber pisze:Nie jestem wielka, jestem beznadziejna, miałam go w ręce i pozwoliłam, żeby mi się wymsknął.
Nie mogę się z tym pogodzić, mam doła i mega wk*rw.
Dzisiaj świtkiem pojechałam, żeby sprawdzić łapkę i co .....jeż.
Tę karmę, którą wystawiałam zjadało pewnie wszystko, tylko nie kociak.
Jeż był ogromny, wypasiony i zadomowiony w łapce, wyżarł wszystko do okruszka, obs*ał klatkę i spał smacznie zwinięty w precelek. W przeciwieństwie do poprzednich zdobyczy wcale nie chciał wychodzić z tego hotelu, obudzony nafukał na mnie, musiałam go wypchnąć, a właściwie wykulać z łapki, zanim zdążyłam zamknąć drzwi od chlewu wlazł do łapki z powrotem, wyniosłam go dalej do ogrodu, po paru godzinach przed moim wyjazdem siedział znowu, on, albo kolega, wcale mu nie robiło, że zamknięty.
Klatkę przeniosłam w inne miejsce mniej dostępne dla jeży, nastawiłam na noc, ale liczę już chyba tylko na cud.
Przeszukałam dzisiaj tyle ile mogłam posesję, ani śladu kociaka. Nie dałam rady wejść na strych nad tymi zabudowaniami gospodarczymi, belki, deski są zarwane, mogłyby nie utrzymać mojego ciężaru, miejscami świecą dziury. Wahałam się, bo to miejsce, gdzie wiadomo, że chodził, ale nie jestem w stanie, te zabudowania są krok od całkowitego zawalenia.
Jutro......
Balbina dostałą trzecią dawkę pasty, za tydzień będziemy bić tasiemca. Jest miziasta do obłędu. Na jedzenie rzuca się tak, jak pierwszego dnia, tyle, że już się nie trzęsie, .
Pomału dociera do mnie, że tamten maluch może już nie żyć.
Parę tygodni życia, jakiego ? w strachu, głodzie i bólu. Po co do cholery do tego dopuszczać.
Nigdy tego nie pojmę.
Będą następne, tak będą, dzisiaj z daleka widziałam dwie kocice, brzuchy ogromne.....
Mam ochotę pi*gnąć te wszystkie ołtarze, zabytki, po co to, jak służy ludziom bez krzty empatii...
Ewa.KM pisze:Gdyby nie było kociaka a była matka - to by znaczyło, że kociak nie żyje. Ale skoro zniknęli obydwoje, to bym obstawiała, że są gdzieś razem.
Użytkownicy przeglądający ten dział: kasiek1510, tilin i 302 gości