Z pozytywnych wieści, to Balbina ma się świetnie, nazywa się teraz Kama. Coraz bardziej się oswaja z człowiekiem, bo z kotem, rudym Lewkiem przyjaźń już na całego. Są wypuszczani razem do "bawialni" gdzie uskuteczniane są szaleńcze gonitwy.
Zaniosłam Balbino-Kamie wyprawkę w postaci karmy i zabawek, to jest naprawdę bardzo inteligentny kot, tor z piłeczką rozkminiła od razu, jak szalała
.
Porozmawiałam na temat żywienia, rodzaju karm itp. w zamian zostałam napasiona pysznym ciastem i galaretką z owocami. Zależy mi, żeby była dobrze karmiona. W przyszłym tygodniu Balbina idzie na pierwsze szczepienie.
Drugiego kociaka nie ma i muszę przyjąć, niestety, założenie, że nie żyje. Ciężko mi.
Wczoraj rano poszłam do księdza po klucze od kościoła, przywitał mnie kilkoma "żartami" na temat niezłapanego kociaka,
szczyt taktu i wyczucia sytuacji przełknęłam. Nagle pojawiła się obok mnie matka Balbiny z ogromnym brzuchem, okazało się, że to właściwie kotka
tak, jakby trochę księdza.
Oczywiście ta
własność nie rozciąga się tak dalece, żeby karmić kota.
Pokazał mi kotkę, stwierdził, ze za chwilę znowu będą małe i z szerokim uśmiechem dodał : Będzie Pani miała co karmić.
I w tym momencie szlag mnie trafił.
Bardzo spokojnie i zimno powiedziałam mu, ze nie mam zamiaru dokarmiać istot, które zaraz umrą i które skazane są od urodzenia na krótki głodowy żywot. Oburzył się i zaczęła się ostra wymiana zdań w czasie której się dowiedziałam, że : Dobrze jest tak jak jest. Odpowiedziałam, że tak jak jest dobrze nie jest, a zwierzęta tak samo jak ludzie czują głód, ból i strach. Usłyszałam : Tak ma być i tak jest dobrze. Nie jest dobrze, a człowiek jest odpowiedzialny za to co oswoił i za to do czego narodzin dopuścił.
Myślałam, że go apopleksja trafi. Czy ja całkiem oszalałam, on nie będzie za kotami po wsi latał. Na temat sterylizacji usłyszałam, ze moje poglądy są : kretyńskie, szatańskie, sprzeczne z naturą i ogólnie prawem bożym. Chciałam się go zapytać kiedy ostatnio rozmawiał o tym z bogiem, że się tak tym zdaniem bożym podpiera, ale dałam już spokój.
Przy czym rozmowa wyglądała tak, że ja byłam bardzo spokojna i zimna ( co było dla mnie dużym wyzwaniem, bo jestem bardzo impulsywna i ekspresyjna) on wrzeszczał i machał rękami.
Zapewne nie przywykł do tego, że ktoś (kobieta) mu mówi, ze nie ma racji w sprawach etycznych, nawet jeżeli dotyczy to tylko zwierząt.
Ja również nie przywykłam, ze obcy facet wrzeszczy na mnie, ze moje poglądy są kretyńskie i szatańskie.
Dzisiaj i jutro mam coś do załatwienia w Poznaniu i mnie nie będzie, nie zawiadomiłam go, nie mam obowiązku. Koledzy zostali, pracują, wystarczy. Mnie obowiązuje termin wyznaczony harmonogramem, nie księżowskie widzimisię. Mam zdążyć w terminie a jak sobie rozłożę pracę to moja sprawa, a pieniądze są z funduszu unijnego.
Wściekłam się do żywego.
Mają się rodzić i za chwilę umierać, bo tak jest dobrze, w zgodzie z prawem bożym i ja mam na to patrzeć z boku i to akceptować, bo tak mówi ksiądz.
Nie będę.
No, gotuje się we mnie.
Od dawna nie po drodze mi z tą instytucją, dał mi impuls, żeby załatwić to formalnie.
Tam, gdzie są takie poglądy, taki brak empatii, tam nie ma miejsca dla mnie.