Pomału robi się z tego wątku wątek antyklerykalny, nie było to moim zamiarem, ale życie tak pisze tę historię.
Agnieszka, cytaty, które podałaś są pełne empatii dla żyjących stworzeń, ale nie znam żadnego księdza, do którego mogłabym te słowa skierować mając nadzieję, nawet nie na zmianę jego poglądów, ale na zrozumienie i szacunek dla poglądów i wartości innych niż jego.
Żeby być absolutnie w zgodzie z prawdą, znałam kiedyś takiego księdza, już nie żyje, znałam go wiele lat, był z związku z bardzo fajną kobietą, ciepłą, empatyczną, która, jestem przekonana, miała ogromny wpływ na jego postrzeganie wielu spraw i na takie ludzkie podejście do wielu kwestii. Był jedynym, który powiedział mi "przepraszam", kiedy się zagalopował w jakiejś dyskusji w której ewidentnie nie miał racji. Nie był księdzem z wielkiego powołania, raczej z rozsądku, ale naprawdę starał się być "w porządku" wobec ludzi i za to był szczerze, prawdziwie, lubiany w swojej parafii i nie tylko. Historia toczy się dalej. I muszę sobie tu ulać, bo pęknę.
Księdza nie było trzy dni. W poniedziałek zostawił mi klucze do odbioru w schowku na posesji. Przyjechaliśmy rano, weszłam na posesję i przywitała mnie kotka, chuda już z wyciągniętym brzuchem, wykocona. Widać było, że głodna, patrzyła z nadzieją, ze coś dam, kojarzy mnie już z jedzeniem. Wzięłam klucze odwiozłam kolegów do kościoła, podjechałam do sklepu po karmę i jeszcze raz na posesję, brama wjazdowa jest w tej chwili cały czas otwarta na oścież, weszłam kawałek za bramę i trochę dalej w kącie, żeby nie śmiecić na posesji dałam jej jeść, zjadła od razu trzy saszetki i nawet dałam radę ją głasnąć i przyznaje dyskretnie się rozejrzałam w poszukiwaniu gniazda, tam też ruiny stodoły i komórki, czy chlewu, wszystko dziurawe z dziurawym dachem.
Na drugi dzień jadąc rano kotka stała w otwartej bramie, zatrzymałam się i pod płotem dałam jej jeść, jadła łapczywie, na posesji ani miski z jedzeniem, ani nawet z wodą. Na trzeci dzień kotka jak zobaczyła mój samochód wybiegła na jezdnię i biegła za mną, zatrzymałam się i nakarmiłam. W czwartek zauważyłam księdza samochód więc się wycofałam i nakarmiłam ją dalej od płotu.
W kościele kolega poinformował mnie, że już raniutko był ksiądz i coś ode mnie chce.
Przyszedł od razu z awanturą, że jakim prawem wchodzę na jego posesję, że on sobie nie życzy i nie mam jego pozwolenia.
Że ludzie mu donieśli, że chodzę po jego zabudowaniach, ze jakim prawem stawiałam łapkę, że kto mi pozwolił, że co ja sobie wyobrażam, że stawiałam łapkę wcześniej zanim uzyskałam zgodę (bzdura), że brakuje mi kultury. (Kultury.... wrzeszczeć na mnie w kościele
przy koledze ). Że mam jechać do kościoła i nic więcej ma mnie nie obchodzić, mam nie karmić we wsi żadnych zwierząt, bo to nie jest moja sprawa i do niczego się nie wtrącać.
Zatkało mnie, postawienie łapki było kilkukrotnie konsultowane i z właścicielem tamtego domu i z nim, miałam obie zgody, na obejrzenie posesji księdza też, na zabranie kociaka też, powiedział mi wtedy : może się pani rządzić.
O wszystko się pytałam, nie raz. Jak łapałam Balbinę nie przekroczyłam ani na stopę granicy niczyjego płotu, wywabiłam je na ulicę.
Sam ustalił schowek na klucze na swojej posesji, jak miałam je odebrać, ściągnąć magnesem ?
Szlag mnie trafił jaśniasty. Jeżeli liczył, że go będę nie wiem....przepraszać, to się przeliczył, on nie może przeboleć tamtej rozmowy, że śmiałam mu zwrócić uwagę, choć z mojej strony nie było to nawet zwrócenie mu uwagi a tylko stwierdzenie faktu, ze koty, które się rodzą z teoretycznie jego kotki nie przezywają, co jest prawdą i faktem, który widziałam naocznie k#%@@ no i jestem pewnie szatańskim pomiotem nie szanującym życia poczętego.
Para mi poszła uszami, powiedziałam mu, że na wszystko miałam zgody o czym powinien pamiętać, jeżeli chce mnie konfrontować z owymi sąsiadami, to proszę bardzo oczywiście jestem w stanie, ochoczo nawet, porozmawiać z osobami, które twierdzą, ze było inaczej niż było i zażądałam innego miejsca na schowek dla klucza.
Na co stwierdził, ze przecież po klucz to mogę wejść.
Po takim tekście, co on sobie wyobraża, że mi wyznaczy ścieżkę, którą mogę chodzić, trzy kroki prosto, pięć w lewo i powrót i mam się nie rozglądać na boki. Nosz *&^^#@#.
Kocica ma małe, jest chuda jak szczapa, powinna teraz dużo i dobrze jeść, ale nie wolno mi jej nakarmić, bo uraziłam jego co ..? męską dumę, poczucie moralnej wyższości ? Nie, bo nie. Sam nie da, ale innym wara od mojego.
Swoją drogą życzę tym pobożnym czekistowskim donosicielkom, żeby kiedyś im los odpłacił głodem i chłodem i żeby nie było nikogo, kto by im wtedy pomógł.
Te baby muszą mnie chyba naprawdę śledzić, nie mają się czym zająć, może by tak spojrzały do lustra i zajęły się sobą, bo jedna w jedną wyglądają jak ciężarne krokodyle na tygodniowym kacu.
Ulało mi się.
I co i teraz pojadę w poniedziałek ona do mnie wybiegnie i nawet nie będę mogła ją nakarmić. Niech ich szlag.
W odwecie dzisiaj mamy wolne i zamiast robić
rzeczy święte na bożąchwałę będę robić moim kociopółki w ramach kotyfikacji mieszkania.