Jeśli.
Jeśli inny, doświadczony wet potwierdzi, że kotka ma przerzuty do płuc i odradzi kolejną operację, to sprawa będzie jasna.
Ale jeśli będą co do tego jakieś wątpliwości, to jednak bym się zastanowiła.
Warunki:
1. opinia weta znającego się na rzeczy (czy masz możliwość skonsultowania się z onkologiem, np. drem Jagielskim z Warszawy?)
2. dobry chirurg i dobre znieczulenie ogólne (np. wziewne).
Czemu to piszę? Moja kotka miała złośliwy nowotwór sutków (potwierdzony bad. histopatologicznym). Usuwany dwukrotnie. Za drugim razem był już zajęty węzeł chłonny w pachwinie. Kotka miała wówczas 16,5 roku.
Nie było przerzutów do płuc.
Onkolog, który ją konsultował odradził chemioterapię. Uprzedził, że w analogicznych przypadkach przewidywana długość życia to 6-18 miesięcy. Zalecił terapię uodparniającą, czyli co pół roku zylexis -- to samo powiedziało dwoje innych wetów.
Kotka żyła w dobrej kondycji jeszcze dwa i pól roku i odeszła ze starości. Nawrotu nowotworu, przerzutów nie było.
A wiec i taki scenariusz jest możliwy.
Wet, który twierdzi, że kot 13-letni jest za stary na jakiekolwiek operacje nie jest dobrym wetem.
Skąd jesteś?
Zajrzyj na podforum onkologiczne, może ktoś doradzi dobrego lekarza w Twojej okolicy.
Moja kicia zachorowała, bo rzecz działa się ćwierć wieku temu (tzn. wtedy do mnie trafiła), kiedy lekarze jako podstawą formę antykoncepcji zalecali zastrzyki hormonalne. Kicia kilka takich dostała. Dopiero potem był sterylizowana. Dziś wiadomo, że to błąd. Chwała bogu nastały inne czasy i lekarze bez problemu podejmują się kastrowania kotek już przed pierwszą rują, dzięki czemu prawdopodobieństwo wystąpienia raka sutka jest zminimalizowane.