Operacja - podjąć czy nie ?

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Śro cze 28, 2017 18:27 Operacja - podjąć czy nie ?

Cześć !
Obserwuje forum od dłuższego czasu i stwierdziłam, że czas dołączyć i od razu zwracam się do Was z pytaniem, bo jestem w małej kropce.
Otóż: posiadam 13 letnią staruszkę (na dodatek bez łapy :) ), która w listopadzie zeszłego roku miała usunięte torbiele oraz sterylizację (wiem, jestem okropna). Torbieli było dużo i jeden przekształcił się we włókniaka więc pomimo moich oporów zgodziłam się na nią, bo zapierałam się nogami i rękami żeby nie poddawać jej żadnym zabiegom, ale stało się.
Przed operacją ciałko było czyste- bez przerzutów, wszystkie badanie eleganckie.
Dwa tygodnie po operacji torbiele zaczęły znowu się pojawiać, ale byłam na to przygotowana (badanie histo wykazało nowotwór złośliwy), ale sytuacja się skomplikowała, ponieważ:
- torbiele są twardsze niż poprzednie,
- prześwietlenie pokazało przerzuty do płuc.
Nasza vetka do kolejnej operacji (jakby zaszła taka potrzeba) podchodzi sceptycznie ze względu na przerzuty i wiek i bardziej jest skłonna ku farmakologii.
Ja jestem z kolei w kropce, bo torbiele są twardsze i większe i nie wiem czy jej sceptyzym jest w tym przypadku uzasadniony czy może szukać innego lekarza (aczkolwiek inny mi powiedział, że to cud, że w ogóle przeżyła pierwszy zabieg, bo starych zwierząt się nie operuje...).
No i właśnie, uzasadniony czy nie ? Pytanie wybiegające w przyszłość, ale może tutejsze sugestie skłonią mnie do szukania veta nawet w innym mieście. Niby stara i przybłęda, ale jak się chciało zwierzątko to i dbać i pielęgnować trzeba :)

Chikita

 
Posty: 6400
Od: Śro cze 28, 2017 18:05
Lokalizacja: Białystok /Suwałki

Post » Śro cze 28, 2017 20:21 Re: Operacja - podjąć czy nie ?

Napisz coś więcej - o jakie torbiele chodzi? Gdzie są umiejscowione?

Swoją drogą, kot 13-letni nie jest kotem starym! Skąd ten pomysł?
Koty żyją po 20 lat.
fckptn
Obrazek

ana

 
Posty: 23782
Od: Śro lut 20, 2002 21:56

Post » Śro cze 28, 2017 21:20 Re: Operacja - podjąć czy nie ?

Torbiele gruczołów mlekowych- były rozrzucone na całej lewej listwie więc lewa została wycięta.
Teraz są wyczuwalne już bardziej "na dole" i skupiają się po prawej stronie. Przeszkadzać raczej nie przeszkadzają, bo są dość "elastyczne", ale twardsze albo osiągnęła perfekcję w ukrywaniu dolegliwości (w co wątpię, druga kotka jest oszustem względem samopoczucia).

Ja mówię tak humorystycznie starucha, bo jest starsza o 6 lat od drugiej i troszkę siwizny się pokazało na pyszczku, ale to może być również wynik stresu. Przed jej zabiegiem straciliśmy psa za, którym cały czas łaziła i nagle go zabrakło, a potem kolejny stres związany z zabiegiem.

Chikita

 
Posty: 6400
Od: Śro cze 28, 2017 18:05
Lokalizacja: Białystok /Suwałki

Post » Czw cze 29, 2017 4:44 Re: Operacja - podjąć czy nie ?

Powiem tak - jeśli te guzy są złośliwe, a są, badania wykazują przerzuty - co nie dziwne przy takim zaawansowaniu choroby (to naprawdę są torbiele?) - to żadna operacja nie ma sensu, a wręcz przeciwnie, najprawdopodobniej na tym etapie choroby spowoduje znaczne pogorszenie komfortu życia (rekonwalescencja po rozległej operacji gdy już nie ma jednej listwy i skóry jest mało na brzuchu) i jego skrócenie (gwałtowny rozrost przerzutów).
Kotce można zapewnić jedynie jak najlepszą opiekę paliatywną, dopieszczać i uczynić ostatni okres życia jak najlepszy a potem skrócić cierpienie gdy przyjdzie na to czas, bo przy przerzutach do płuc umieranie prawdopodobnie będzie bardzo przykre :(

Szkoda że tak bardzo zapierałaś się rękami i nogami przed operacją tych guzów wcześniej (dlaczego? :( - to była Twoja decyzja, wetki, brak wiedzy?) - bo wtedy kotka miała szanse wyjść z tego obronną łapką. Wycięcie guza sutek na czas i z odpowiednim zapasem tkanek to jedyna szansa dla kotki z nowotworem złośliwym sutek.
Piszesz swoje posty dosyć lekko, może masz taki styl. Ale musisz mieć świadomość że Twoja kotka umiera i niewiele jej już czasu zostało :(. Żadna operacja jej nie pomoże a farmakologia to tylko leczenie poprawiające komfort życia na tym ostatnim etapie.

Trzymałabym się Twojej wetki, robi badania, ma rozsądne podejście do kolejnej operacji.

Blue

 
Posty: 23482
Od: Pt lut 08, 2002 19:26

Post » Czw cze 29, 2017 7:45 Re: Operacja - podjąć czy nie ?

Jeśli. Jeśli inny, doświadczony wet potwierdzi, że kotka ma przerzuty do płuc i odradzi kolejną operację, to sprawa będzie jasna. :(
Ale jeśli będą co do tego jakieś wątpliwości, to jednak bym się zastanowiła.
Warunki:
1. opinia weta znającego się na rzeczy (czy masz możliwość skonsultowania się z onkologiem, np. drem Jagielskim z Warszawy?)
2. dobry chirurg i dobre znieczulenie ogólne (np. wziewne).

Czemu to piszę? Moja kotka miała złośliwy nowotwór sutków (potwierdzony bad. histopatologicznym). Usuwany dwukrotnie. Za drugim razem był już zajęty węzeł chłonny w pachwinie. Kotka miała wówczas 16,5 roku. Nie było przerzutów do płuc.
Onkolog, który ją konsultował odradził chemioterapię. Uprzedził, że w analogicznych przypadkach przewidywana długość życia to 6-18 miesięcy. Zalecił terapię uodparniającą, czyli co pół roku zylexis -- to samo powiedziało dwoje innych wetów.
Kotka żyła w dobrej kondycji jeszcze dwa i pól roku i odeszła ze starości. Nawrotu nowotworu, przerzutów nie było.
A wiec i taki scenariusz jest możliwy.

Wet, który twierdzi, że kot 13-letni jest za stary na jakiekolwiek operacje nie jest dobrym wetem.

Skąd jesteś?
Zajrzyj na podforum onkologiczne, może ktoś doradzi dobrego lekarza w Twojej okolicy.

Moja kicia zachorowała, bo rzecz działa się ćwierć wieku temu (tzn. wtedy do mnie trafiła), kiedy lekarze jako podstawą formę antykoncepcji zalecali zastrzyki hormonalne. Kicia kilka takich dostała. Dopiero potem był sterylizowana. Dziś wiadomo, że to błąd. Chwała bogu nastały inne czasy i lekarze bez problemu podejmują się kastrowania kotek już przed pierwszą rują, dzięki czemu prawdopodobieństwo wystąpienia raka sutka jest zminimalizowane.
fckptn
Obrazek

ana

 
Posty: 23782
Od: Śro lut 20, 2002 21:56

Post » Czw cze 29, 2017 12:52 Re: Operacja - podjąć czy nie ?

@blue - zapierałam się, ponieważ kotka przyjechała do mnie ze schronu w wieku 9 lat i cierpi na zespół stresu pourazowego. Samo wprowadzenie jej do domu było istnym dramatem, bo wszędzie widziała zagrożenie i wtedy zamiast myśleć o jej sterylizacji skupiłam się na wspólnym komforcie życia, bo przez długi czas tego komfortu nie było. Jej właścicielka umarła, rodzina wyrzuciła ją na bruk i nie było jakiejkolwiek historii chorobowej ani historii sprzed wyrzucenia. Wiadomo tylko, że jest kotem po przejściach,ale nikt nie wie gdzie zgubiła łapkę, kilka ząbków i skąd blizny na uszkach i miałam dziwne przekonanie, że po sterylizacji coś się stanie. No i stało się- stała się agresywna wobec drugiej i musiałam odseparować je od siebie i teraz raz w miesiącu jeżdżę do niej i co miesiąc robię komplet badań. Może te badania za często, ale mając na papierze, że nic się nie zmieniło wszyscy jesteśmy spokojniejsi.

@ana- nie wiadomo czy przed adopcją dostawała jakieś tabletki /zastrzyki na wyciszenie. Ja jej nic nie podawałam, odradzono mi. Do Warszawy mamy ponad 300 km (jesteśmy spod Suwałk, a w samych Suwałkach i Białymstoku gdzie jest trochę bliżej dobrych specjalistów nie ma), trochę dla nas za daleko, bo jest bardzo bojaźliwa i po wsadzeniu do transportera popada w histerię. Kiedyś próbowałam Feliway i obróżek uspokajających, Zylkene i Persena, ale zupełnie nie reaguje. Staramy się nie narażać jej na długotrwały stres i nie dawać jej jakichkolwiek powodów do obaw. A przebrnięcie w sumie 600 km łatwe by nie było, a myślę, że na jednej wizycie by się nie skończyło...

Biorę pod uwagę, że z dnia na dzień może coś się wydarzyć. Może nie od razu, ale stopniowo, ale szukam na zaś opinii, doświadczeń osób, które miały taką sytuację i jak reagowały żeby mieć choćby minimalną wiedzę jakie kroki warto poczynić zamiast szukać tego później i marnować cenny czas. I jak na razie zdania są podzielone- jedni próbowali i operowali i potem wprowadzili farmakologię, drudzy stosowali tylko farmakologię, a inni nie robili nic i dali żyć w spokoju. Do tej pory jak zwierzę nam chorowało robiliśmy wszystko aby je uratować, ale z nowotworem się jeszcze nie spotkaliśmy.

Chikita

 
Posty: 6400
Od: Śro cze 28, 2017 18:05
Lokalizacja: Białystok /Suwałki

Post » Czw cze 29, 2017 15:48 Re: Operacja - podjąć czy nie ?

Ana - myślę że pewnie, można kotkę skonsultować...
Ale z bardzo nikłymi szansami na fachową i bardziej optymistyczną diagnozę :(
Tak myślę :(
Skoro kotka miała wiele guzów, histopatologia wykazała ich złośliwość, właścicielka zwlekała z ich operowaniem a więc pewnie miały sporo czasu na rozrost i sianie się po organiźmie, przed pierwszą operacją rtg było czyste (co nie wyklucza przerzutów oczywiście ale daje szansę) a obecnie wykazuje guzy (a więc nawet nie ma nadziei że to jakieś dawne sprawy, pozapalne zmiany), pojawiają się guzy kolejne - to wygląda to mocno kiepsko :(.

Ana - Twoja kotka nie miała przerzutów do płuc i była parę lat starsza.
Wiek gra tu ważną rolę - nowotwory u mocno starszych kotów często rozwijają się o wiele wolniej niż u młodszych (acz to dużo zależy od rodzaju - u bohaterki wątku wygląda na obecność mocno złośliwej postaci).
Nie miała też całej masy rozsianych guzów - to ważne czy jest jeden czy wiele, bo rozsiane maja dostęp do większej ilości węzłów chłonnych i ułatwione rozsiewanie się.

Ogólnie sytuacja tej kotki nie wygląda różowo :(

Blue

 
Posty: 23482
Od: Pt lut 08, 2002 19:26

Post » Czw cze 29, 2017 18:48 Re: Operacja - podjąć czy nie ?

Czasu nie cofnę, pozostaje mi tylko nadzieja, że będzie taka żywa i wesoła jak teraz jak najdłużej.

Może pomożecie mi w jeszcze jednej "diagnozie". Poniżej jest filmik na, którym widać jak drga i nieruchomieje jej szczęka. Zdarzyło jej się to dwukrotnie: po zdjęciu szwów i po pierwszym ataku agresji. Przy drugim miała już zachwianie równowagi i na kilka sekund otępiała. I na razie jest cisza (6 miesięcy), aczkolwiek chciałabym wiedzieć czy jest to wynik stresu czy może głębiej siedzi padaczka (u naszego psa tak to się zaczęło, od drgania szczęki). Do zabiegu nic się nie działo, żadnych drgawek czy utraty równowagi.

https://1drv.ms/v/s!An73oofnE19whd4S18P-oVV5l5i2yQ

Chikita

 
Posty: 6400
Od: Śro cze 28, 2017 18:05
Lokalizacja: Białystok /Suwałki

Post » Czw cze 29, 2017 19:50 Re: Operacja - podjąć czy nie ?

Na tym filmie sprawia wrażenie, że coś jej w pyszczku przeszkadza -- bolący ząb albo dziąsło.

Wracając do głównego tematu.
Bardzo mocno zapadły mi w pamięć słowa dra Jagielskiego: ważniejszy jest komfort życia, a nie tego życia długość.
To jest bardzo ważny komunikat.

Cokolwiek postanowisz, myślę, że zawsze warto zastosować kurację uodparniającą zylexisem.
fckptn
Obrazek

ana

 
Posty: 23782
Od: Śro lut 20, 2002 21:56

Post » Czw cze 29, 2017 20:13 Re: Operacja - podjąć czy nie ?

Jak będę u vetki zapytam o Zylexis, obecnie obie dostają Biommunex felis po jednej tabletce dziennie. Może warto będzie dla niej zmienić.

Chikita

 
Posty: 6400
Od: Śro cze 28, 2017 18:05
Lokalizacja: Białystok /Suwałki

Post » Pt cze 30, 2017 4:39 Re: Operacja - podjąć czy nie ?

Co miesiąc robisz kotce komplet badań?
No, to jej stresu na pewno nie umniejsza. Może Ciebie uspokaja ale nie ją, tym bardziej że sama piszesz o jej wrażliwości.

Blue

 
Posty: 23482
Od: Pt lut 08, 2002 19:26

Post » Sob lip 01, 2017 0:21 Re: Operacja - podjąć czy nie ?

Temat nieaktualny, ponieważ jak się okazało... Bąbel nie ma żadnych przerzutów !!! Pierwsze dwa prześwietlenia były robione w Białymstoku gdzie na drugim one są, ale będąc wczoraj służbowo w mieście zabrałam Bąbla na kolejne rtg aby na przyszłej wizytacji wygłaskać i wykochać na, którym wyszło, że tam nic nie ma i oprócz obecnych guzków nic jej nie dolega... rtg, usg (specjalistą nie jestem więc dałam się naciagnąć) w dwóch różnych lecznicach nic nie wykazały. Wyniki ma perfekcyjne i zdecydowanie lepsze od młodszej kocicy.
Pierwsze co pomyślałam, to jezu ! rodzice ją wyleczyli !, ale nasza vetka zadzwoniła do lecznicy i jak się okazało lekarz pomylił wyniki i patrzył nie na te co trzeba... i rozmawiał na temat nie tego Bąbla, którego powinien- "pomyłka ze względu na późną porę i zmęczenie, nie ma ludzi nie omylnych"- tyle usłyszałyśmy.
Przerzutów nie ma, czuje się perfekcyjnie (ileż ja bym dała aby moja 7-letnia miała tyle wigoru i takie wyniki) i na chwilę obecną nie ma większych powodów do obaw.
Przepraszam za zamieszanie i zawracanie głowy- nie byłam świadoma, że jest taka sytuacja.

Chikita

 
Posty: 6400
Od: Śro cze 28, 2017 18:05
Lokalizacja: Białystok /Suwałki

Post » Sob lip 01, 2017 6:17 Re: Operacja - podjąć czy nie ?

Jeśli faktycznie doszło do pomyłki (jednocześnie na rtg dwa koty o imieniu Bąbel, przy czym jeden z nowotworem płuc i wet który tak się pomylił - aż trudna do uwierzenia sprawa, ciekawe czy wet poinformował właściciela tego drugiego kota o wyniku czy ten żyje w nieświadomości) a te powtórzone zdjęcia były zrobione prawidłowo (nie jest łatwo u kota zrobić dobrze rtg płuc by wszystko uwidocznić ze względu na szybki oddech) - to ana wykazała się niezwykłą intuicją :201494 .
Zrobienie usg kotu z nowotworem złośliwym sutek nie jest naciągactwem tylko właściwym postępowaniem - bo przerzuty mogą być również w wątrobie i innych organach.

No to teraz masz ciąg dalszy dylematu.
Bo kotka nadal ma nowotwór złośliwy sutek :(.
Tyle że obecnie operacja być może jest już w sensie - tyle że każdy dzień się liczy i musi być ona radykalna - wyciąć trzeba wszystko co się da z tych okolic.

Z ciekawości - jak wyglądało robienie zdjęcia?
Przyjechałaś z kotem do lecznicy gdzie jest rtg i co?
Kiedy dostałaś wynik i w jakiej formie?
Jak mogło dojść do takiej pomyłki?

Blue

 
Posty: 23482
Od: Pt lut 08, 2002 19:26

Post » Sob lip 01, 2017 12:02 Re: Operacja - podjąć czy nie ?

Ano mam nadzieję, że poinformowali. Aczkolwiek to wątpliwe skoro ja się dowiedziałam przypadkiem przez moje szaleństwo dbania o zdrowie kotek i zabieranie ich regularnie na badania. No chyba, że w przypadku drugiego Bąbla do pomyłki nie doszło.
Jak wyglądało ?
W Białymstoku poszłam dwukrotnie do lecznicy (przed operacją i po) i powiedziałam, że chcę zrobić zdjęcie płuc i zrobili od razu, kotki u nich nie leczyłam i zrobienie zdjęcia nie konsultowałam z naszą vetką. Żadnych leków na uspokojenie nie dostawała, bo przy prześwietleniu podobno nie można nic podawać. Nie znam się to zdałam się na ich doświadczenie. Pies nigdy nie dostawał, a skoro pies nie dostawał to stwierdziłam, że mają rację. Nie wziełam tylko pod uwagę, że pies był dzielny i znosił wszystkie moje fanaberie w spokoju.
W Suwałkach z kolei nasza vetka dała mi całą litanię jak się przygotować. Na czczo i z drugą osobą do pomocy przy przytrzymaniu, najlepiej żebym nie podawała też witamin dzień przed. Tutaj już dostała uspokajacz (nie wiem jaki, grunt że zadziałał) i zrobiła kilka pod rząd (w Białymstoku było jedne). W drugiej lecznicy na uspokojenie nic nie dawała, bo poprzedni jeszcze trzymał i nie było sensu. Tylko, że w Suwałkach w obydwu przypadkach musiałam podpisać kwitek, że wyrażam zgodę na takie badanie i podanie środków uspokajających. I w drugiej lecznicy poprosiła wcześniej o skierowanie od naszej vetki- czego dokładnie zdjęcie i usg ma dotyczyć, bo kotka jest leczona gdzieś indziej- tutaj też była cała seria. Wzięłam, pojechałam i dopiero zrobiła, bez zalecenia nie chciała zrobić.
W Białymstoku dostałam zdjęcie (tylko zdjęcie) od razu, w Suwałkach zdjęcia + opisy.
O dalszych krokach już będę rozmawiać za tydzień, na spokojnie mając dwudniowy zapas czasu i nie musząc już ciągać Bąbla ze sobą.

Chikita

 
Posty: 6400
Od: Śro cze 28, 2017 18:05
Lokalizacja: Białystok /Suwałki




Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Blue, elmas, kuba93l i 295 gości