Alienor pisze:Justek007&Baltimore
Na początku szukałyście także ludzkiej opiekunki z tego co pamiętam - na szczęście dajecie sobie radę.
Ależ nie było o tym mowy. Chodziło tylko o matkę zastępczą dla kociąt w postaci kotki a nie człowieka. Być może w wątku nie dość precyzyjnie zostało to ujęte ale chciałyśmy znaleźć kotkę w laktacji. Jak wcześniej wspomniałam gdyby nie sytuacje życiowe nie zdecydowałybyśmy się na ten krok i dalej karmiły z ręki maluchy jak do tej pory.
Oczka zdrowieją bez antybiotyków. Wet stwierdził, że na razie nie widzi większego zagrożenia i jeśli po przemywaniu solą fizjologiczną jest poprawa to nie ma co panikować. Dziś podjadę na kontrolę z maluchami i zobaczymy co powie. Może dowiem się czegoś nowego. Naprawdę jest poprawa z oczkami. Jedno jeszcze delikatnie ropieje. Kociak przestał się drapać i opuchlizna prawie zniknęła. Minusem jest, że maluch nie rośnie - jego rozwój się zatrzymał. Gdy rodzeństwo przypomina już koty on nadal wygląda jak żabka. Rozmawiałam ze znajomą wczoraj w sklepie i powiedziała, że była w takiej sytuacji. Miała na wychowaniu dwa kociaki z których jeden rozwijał się prawidłowo a drugi zatrzymał się w rozwoju i mimo interwencji różnych wetów jego stan się nie poprawiał tzn. jadł, załatwiał itp. się ale nie rósł. Kiedy zaczął chodzić po mieszkaniu zachowywał się jakby był ślepy (nie był) - biegał i wpadał na przedmioty jakby ich nie widział. Mówiła, że w wieku 4 miesięcy rozmiarem przypominał kociaka miesięcznego. Trzeba go było pilnować przy jedzeniu bo pożerał dosłownie wszystko co dało się pozostałym kotom, jadł tak namiętnie i bała się, że dosłownie pęknie. Ok. roczny już kociak mieścił się w filiżance. Ewenement z niego był. Niestety nie przeżył. Był kociakiem specjalnej troski i nie reagował na bodźce jak powinien. Głupia nieuwaga spowodowała, że został przygnieciony ławką podczas porządkowania w ogrodzie. Ona pieliła rabatki a mąż chciał zamieść taras i przestawił ławkę a, że kociak był mikrusem wystarczyło przyciśnięcie go aby wiadomo... Znajoma mówi, że minęło już dwa lata od zdarzenia i nie może się pogodzić z sytuacją jej mąż także. Obwinia się za śmierć kociaka. Wierzę jej. Płakała jak mi opowiadała o tym kociaku. Bardzo mi jej i kotka żal. Zżyła się z nim a tu klaps. Przykra historia. Mam nadzieję, że nasz maluszek ruszy z miejsca.
Wstawiłabym focie maluchów ale nie wiem jak. Nie mam doświadczenia na forum. Może ktoś podrzucić jak to zrobić.